środa, 27 czerwca 2012

011 ROZDZIAŁ: Twój na zawsze


      Opadłam bezsilnie na łóżko patrząc w mozaikowy sufit. Już nie mogłam powstrzymać słonych łez, płynących po moich policzkach. W każdej z nich kryły się wspomnienia. Wspomnienia z Syriuszem, wspomnienia, które chciałam zatrzymać. Jaki jest sens bycia razem, a jednak osobno? Jaki jest sens odseparowania się od siebie? Będę trzymałą go blisko, bo go kocham, bo chcę by był przy mnie, zwłaszcza teraz. Czy zrozumie, że tak naprawdę to jego poświęcenie, dla „mojego szczęścia” nie ma sensu? Nie mogę znieść rozgoryczenia, żalu i smutku. Bolącego, pękającego serca. No i co, że Syriusz powiedział, że nie może być ze mną, ponieważ mnie kocha, ponieważ chce mojego szczęścia? Przecież on jest moim szczęściem. Nie powiedziałam nic Harry’emu. Nie chciałam by zobaczył mnie w takim stanie. Gdybym zaczęła opowiadać o zdarzeniu podczas spotkania Zakonu, pewnie wybuchłabym płaczem, a nie chciałam jeszcze zwalać się ze swoimi problemami mu na głowę. Przecież jego troski i smutki były dla mnie o wiele ważniejsze niż moje. Przeszedł już tak dużo.

      Na pierwszym roku uratował kamień filozoficzny z rąk Quirrella i Voldemorta, pokonał ich, walczył z trollem górskim i doszedł razem z przyjaciółmi do źródła życia, to jest kamienia, pokonując wszelkie przeszkody. Nie mówię już o dostaniu się do drużyny Quidditcha na pozycję szukającego, zyskując miano najmłodszego gracza stulecia, ponieważ ta sprawa jednak, zalicza się do spraw dobrych.

      Na drugim roku musiał wytrzymać z tym wypindrzonym lalusiem, Lockhartem, a to nie lada wyczyn. Gdy byłam na czwartym roku, ten idiota przez pierwsze dwa miesiące nie chciał się ode mnie odczepić. Gadał jaki to jest cudowny i jaką bylibyśmy wspaniałą i podziwianą parą, ale i tak wszyscy, łącznie ze mną i Syriuszem, wiedzieli, że wspaniałą parą byliby panna Jonson i pan Black.

      Harry również pokonał bazyliszka, zniszczył dziennik Toma Riddla, uratował Ginny przed śmiercią, tym samym narażając własne życie, które na szczęście uratował mu Faweks – feniks profesora Dumbledora. Na trzecim roku udało mu się, wyczarować w pełni wykształconego patronusa, pokonał tysiące dementorów, widział przemianę wilkołaka – mojego przyjaciela, Remusa, który mimo swojej przypadłości jest człowiekiem, jakim wiele osób chciało by być. Na domiar tego wszystkiego, dochodził strach przed mordercą, uciekinierem z Azkabanu i jego ojcem chrzestnym – Syriuszem, który mimo swojej niewinności, budził strach i zgrozę w Harrym, bo ten myślał, że to właśnie Łapa zdradził swoich przyjaciół.

      Na czwartym roku został wybrany do Turnieju Trójmagicznego, do którego się nie zgłosił, a jednak był besztany i krytykowany. Znajdował na językach całej populacji czarodziejów w Wielkiej Brytanii, a może nawet Francji oraz Bułgarii. Musiał zmierzyć się ze smokiem i uratować przed trytonami i syrenami swojego przyjaciela, oraz widział śmierć kolegi ze szkoły – Cedrika, którego zamordował powstały do życia Voldemort, czyli  Ten - Którego - Imienia - Nie - Boję - Się - Wymawiać. Walczył z nim i wyszedł z tego cało, walczył człowiekiem, który zamordował mu rodziców. A właściwie nie człowiekiem. Bo istota, która nie kocha, nie ma sumienia i rani, nie ma prawa być tak nazywana. Przez Voldemorta miał złe dzieciństwo, ale czy także nie przeze mnie? Jaką ja byłam chrzestną, aby zostawiać Harry’ego samego. Dursley’owie nigdy go nie wspierali, nigdy nie pomogli i na każdym kroku wypominali, że jest inny, gorszy, choć tak naprawdę był wyjątkowy.

      Więc jakim prawem mogłam na niego zwalać wszystkie swoje troski? To ja byłam od tego by Harry mógłby się wypłakać na moim ramieniu. To ja byłam od tego by go pocieszać i być przy nim w złych i dobrych chwilach. Jako jego przyjaciółka, opiekunka i matka chrzestna. Nie mogłam przecież jeszcze bardziej zadręczać chłopca, który był dla mnie jak syn, chłopca, za którego gotowa byłam gotowa oddać życie.

      Nie mogąc już znieść kłębiących się we mnie, z każdą chwilą narastających emocji sięgnęłam po szorstki w dotyku pergamin, długie, białe pióro i czerwony atrament. Czerwony, kolor miłości. Zamoczyłam końcówkę pióra w atramencie i zaczęłam opisywać w liście wszystko co czuję.

Kochany Syriuszu!

Nawet nie wiem czy wyślę do ciebie ten list. Więc dlaczego go piszę? Może dlatego, że wszystko co dzieję się teraz ze mną jest spowodowane przez ciebie? Tylko dlaczego nie umiałam powiedzieć ci tego prosto w oczy? Wiesz… Czuję się jak szaleńczo zakochana nastolatka. Taka jestem. Jestem też dojrzała emocjonalnie, poznałam uczucie miłości. Ależ czy miłość bez cierpienia jest miłością? Nie. Dlatego zawsze, gdy płyną mi łzy z twojego powodu, wiem, że kocham cię prawdziwie i wtedy kiedy chcę tylko twojego szczęścia, bo miłość zaczyna się wtedy, kiedy szczęście drugiej osoby jest ważniejsze niż twoje. Pamiętasz, gdy przybyłam po ciebie na Grimmlaud Place, po naszym piątym roku? Choć wtedy byłam śmiertelnie obrażona na ciebie i Jamesa, za to co zrobiliście Snape’owie, przybyłam. Wiedziałam, że cierpisz, chciałam byś był szczęśliwy. Pomogłam ci uciec i razem dotarliśmy do Doliny Godryka. Spotykaliśmy się ze sobą na piątym roku, ale dla mnie zawsze, odkąd cię poznałam, twoje szczęście było ważne. Gdy w czwartej i piątej klasie, widziałam na twoim ciele rany po Cruciatusie, pozostawione przez członków twojej rodziny, myślałam, że wybuchnę. Był to dla mnie najgorszy widok na ziemi. Te rany, to twój ból, twoje cierpienie, więc jak mogłabym być na to obojętna? Płakałam. Płakałam, gdy to widziałam. Zamknięta w dormitorium, wylewałam łzy w poduszkę. Ty mi na to nie pozwoliłeś. Przyszedłeś do mnie, położyłeś się koło mnie i chwyciłeś w swoje ramiona, mówiąc, że ważniejsza od ciebie jestem ja, przynajmniej dla ciebie.

           Wiem, że chcesz mojego szczęścia. Tak powiedziałeś, ale co jeśli przestałeś mnie kochać? Co jeśli powiedziałeś to tylko ze względu na to, co było między nami? Ze względu na sentyment. A może, ze względu na to, że przypominam ci Jamesa? Bo był moi kuzynem? Ale nie rób tego. Jeśli mnie nie kochasz, powiedz. Możemy żyć w przyjaźni, tak jak na pierwszym, drugim i trzecim roku.

          Pamiętasz, gdy razem oglądaliśmy mugolski film o miłości? Byłam bardzo wzruszona, że główni bohaterowie tak się kochają, ale ty powiedziałeś mi, że to jest sztuczne. Widać, że oni nie żywią do siebie żadnego głębokiego uczuca, a przykłady prawdziwej miłości, widzimy w rzeczywistości. Jako przykład podałeś mnie i siebie. Wiedziałam, że kochasz mnie ponad życie, tak jak ja ciebie, że byłbyś gotowy zrobić dla mnie wszystko, ale jak jest teraz? Nigdy nie dopuszczę do siebie myśli, że twoje uczucie do mnie już wygasło, ale jeśli tak jest, to po prostu powiedz, ponieważ nie chcę, by to wszystko było sztuczne, tak jak w tym filmie. Trudno będzie mi się pogodzić z tym, że już mnie nie kochasz, ale lepsza najgorsza prawda niż najsłodsze kłamstwo. A co do tego, że być może przypominam ci Jamesa, to nie jestem taka jak on. Ani ja, ani Harry, mimo bliskiego pokrewieństwa i tego jak bardzo go kocham. Każdy człowiek na Ziemi jest inny, wyjątkowy.  Poza tym Jimmy nigdy nie oszukiwał w sprawach uczuć. Zakochał się w Lily, później wziął z nią ślub i w swoim, niestety, bardzo krótkim życiu, razem zaznali wiele szczęścia i miłości, co było moją radością.

P.S. Czy powinnam pisać „Kochany”?

P.S 2. I tak zawsze będę cię kochać. Tak wiem, jestem żałosna.

Twoja (a może nie?)

Scarlett.

      Na pergaminie pozostawiłam ślady wielkich łez. Syriusz mówił, że są one jak diamenty, piękne, ale on nie chcę widzieć znaków mego smutku. Nie mogłam powstrzymać łkania, które wyrywało się z mojego serca i gardła. Czy musiałam być taka wrażliwa? Czasem wydawało mi się to moją mocną stroną, a czasem, że słabością. Nie mogłam już wytrzymać. Moja cała twarz i poduszka, w którą płakałam, były mokre. Postanowiłam wysłać mu ten list. Może pozbędę się wszelkich trosk i zmartwień jeśli się tym z kimś podzielę, a już zwłaszcza z Syriuszem. Podeszłam do parapetu, na którym stała moja płomykówka, był to samiec i nazywał się Apollo. Pogłaskałam sowę lekko po grzbiecie, dałam krakersa i szepnęłam:

- Zanieś do Syriusza Blacka, dobrze? – spytałam a odpowiedziało mi pohukiwanie Apolla, który po chwili wyleciał przez okno. Odwróciłam się w stronę drzwi, gdzie usłyszałam tupot stóp. Stał tam Harry zszokowany widokiem moich załzawionych oczu.

- Co się stało? – wyszeptał przerażony, podszedł do mnie i pociągnął mnie za rękę, po czym usiadł koło mnie na miękkim łóżku.

- Nic, Harry – powiedziałam pociągając nosem i ocierając łzy. – Przecież każdy może płakać, prawda?

- Tak, prawda. Jednak ty nigdy nie płaczesz bez powodu – odezwał się trzymając mnie za rękę. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam opowiadać Harry’emu o tym co powiedział Syriusz. Oczywiście nie wspomniałam, że spotkaliśmy się na zebraniu Zakonu i o tym, że istnieje to tajne stowarzyszenie.

***

      - CO POWIEDZIAŁ? – wykrzyknął oburzony Harry stając z miejsca.

- Właściwie zastanawiam się, czy on w ogóle mnie kocha – odpowiedziałam i parsknęłam pod nosem ironicznym śmiechem.

- Nie mów tak. Jeśli powiedział, że kocha, to znaczy, że kocha. Przecież wiesz jaki on jest. Mówi szczerą prawdę prosto w oczy. Tylko nie rozumiem dlaczego na siłę, próbuje unieszczęśliwić nie tylko siebie, ale i ciebie – odezwał się i popatrzył mi w oczy gładząc po ręce. Cieszyłam się, że w końcu się wygadałam, cieszyłam się, że miałam tak wspaniałego chrześniaka, przyjaciela, syna. Uśmiechnął się do mnie i zapytał:

- Co mogę dla ciebie zrobić? – popatrzyłam na niego zszokowana. I tak zrobił już dużo, ale jeśli proponuje.

- Po prostu choć. Pójdziemy w miejsca, gdzie znikną wszystkie troski i żale – odpowiedziałam wyginając wargi w półuśmiechu i chwytając do dłoni wierzbową różdżkę, wyszeptałam:

- Accio miotły – po chwili do moich dłoni wpadły dwie Błyskawicę. Jedną podałam uśmiechniętemu od ucha do ucha Harry’emu, a razem z drugą podeszłam do okna, wsiadłam na miotłę i wyleciałam na zewnątrz, ale mój chrześniak parzył niepewnie na mnie stojąc nadal w moim pokoju, pomalowanym we wrzosowych kolorach.

- A jeśli jakiś mugol nas zobaczy? – spytał zaciskając dłoń na drewnianej rączce od miotły.

- Nie bój się. Przecież nie istnieje możliwość, aby mugole nas zauważyli. Nasz dom jest dalej od innych i jeśli wylecimy stąd, to nas nie zauważą, ponieważ mają okna z drugiej strony – odezwałam się i pokręciłam rozbawiona głową.

- Co racja, to racja – rzekł dziarsko młody pan Potter i po chwili wyleciał razem ze mną. 

***

      Szybowaliśmy pomiędzy chmurami, mogąc się w ich nawet zatopić. Dzisiejszy dzień był pogodny, więc na pewno byśmy nie zmarzli. Leciałam coraz szybciej. Czułam ten wiatr we włosach  i na twarzy. Wdychałam świeże powietrze. Puściłam rączkę miotły i rozłożyłam ręce niczym ptak krzycząc wesoło z zadowoleniem i śmiejąc się serdecznie.

- O tak!!!! To się nazywa życie czarownicy – usłyszałam jeszcze śmiech Harry’ego po czym znów zatraciłam się w mojej ulubionej czynności. Kochałam latać. W końcu byłam ścigającą w gryfońskiej drużynie Quidditcha. Muszę nieskromnie przyznać, że byłam w tym wspaniała. Uśmiechnęłam się szeroko przypominając sobie wszystkie mecze, w których grałam razem z Syriuszem, który również był ścigającym i Jamesem, którego osadzono na stanowisku szukającego*.

      Po chwili podchodziliśmy do lądowania. Gdy byłam niecałe dwa metry nad ziemią, z gracją baletnicy stanęłam na miotle i leciałam tak dobre kilka sekund. Słyszałam jeszcze jak Harry wyszeptuje z podziwem:

- Jej… - ale przecież sam tak umiał. Poza tym ja, James, i Syriusz, dużo razy ćwiczyliśmy ten trik. A później…

- Bęc – powiedziałam wesoło i nie potykając się zeskoczyłam z miotły z uśmiechem triumfu na twarzy.

      Wylądowaliśmy w lesie. Nie był duży. Właściwie mógł uzyskać miano laska.

- A co to do jasnego Merlina jest? – spytał mój chrześniak zdziwiony.

- Poczekaj. Musimy jeszcze trochę przejść – uspokoiłam go i zaczęłam biec w kierunku furtki. Słyszałam za mną Harry’ego, któremu liście szeleściły pod nogami. Biegł za mną.

      Dopadłam bramki i otworzyłam ją z jakby metalicznym szczęknięciem. Zamek zardzewiał już ze starości, a w drewno było obrośnięte mchem. Mój chrześniak przypatrywał mi się skupiony i zaciekawiony. Wyciągnęłam szczupłą dłoń w jego stronę. Ujął ją bez słowa i weszliśmy do miejsca, gdzie przebywałam co najmniej raz w miesiącu. Popatrzyłam na spróchniałe dęby, młode brzozy i kwitnącą leszczynę. Harry popatrzył na mnie.

- Masz naprawdę specyficzne poczucie humoru. Jeśli dla ciebie cmentarz jest miejscem, gdzie znikają troski i żale, to ja dziękuję – odezwał się młody Potter. W tej chwili tak bardzo przypominał mi Jamesa, że parsknęłam śmiechem.

- Co? – spytał Harry.

- Nic, nic – odezwałam się. – Poza tym miejsce, w którym znikają wszystkie troski i żale to nie cmentarz, ale miejsce u boku przyjaciół. To Dolina Godryka, Harry.

- Rodzice – wyszeptał, a w jego oczach zaszkliły się łzy. Położyłam ręce na jego ramionach i wyszeptałam:

- Nigdy nie zaprowadziłam cię tutaj, ale co najmniej raz w miesiącu przyjeżdżałam na grób. Zmarli, których kochamy nigdy nas nie opuszczają. Zawsze są w naszych sercach, zawsze są przy nas. W każdej chwili. A zwłaszcza ludzie, których dalej kochasz nad życie – słone łzy skapywały mi po policzkach, lecz szybko je wytarłam.

- Chodźmy już – spojrzałam w zielone tęczówki Harry’ego i ruszyliśmy mijając przeróżne nagrobki. Widziałam już grób człowieka o nazwisko Abbott, a nawet Longbottom. Harry przypatrywał się wszystkiemu w milczeniu. W końcu doszliśmy do wyznaczonego celu. Czułam, że łzy ciskają mi się do oczu. Zawsze, gdy tu byłam, tęsknota za Lilką i Jimem tak jakby wybuchała. Popatrzyłam na nagrobek z białego marmuru. Nie musiałam się nawet pochylać by zobaczyć słowa tam wyryte. Popatrzyłam na cytat:

Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony”.

      Harry przeczytał go na głos z paniką.

- Czy to nie jest idea śmierciożerców? Dlaczego to jest tutaj?

- Harry to nie oznacza przezwyciężenie śmierci w taki sposób, w jaki robią to śmierciożercy… Oznacza to, że Lily i James musieli stawić czoło wielu wrogom. Śmierciożercom i nawet Voldemortowi. Śmierć była ich ostatnim wrogiem, ale pokonali ją. Bo umarli nie nadaremnie. Umarli by ich syn, którego tak bardzo kochali, mógł żyć.

- Masz rację. Wiesz choć widziałem ich jedynie, gdy byłem niemowlakiem kocham ich całym sercem. Nie tylko przez to, że za mnie umarli, ale za to jacy byli. Bo choć trochę mogłem ich poznać dzięki tobie, Syriuszowi i temu jak spotkałem ich na cmentarzu, dzięki temu co zrobili – odezwał się Harry smutno. – Chciałbym spędzić z nimi choć jeden dzień.

- Och Harry… - rzuciłam mu się na szyje płacząc, a on przytulił mnie do siebie. Czasem czułam, że to nie tylko ja jestem jego opiekunką, ale on jest moim. – Jeszcze będziesz miał okazję by się z nimi spotkać. Ale teraz możesz z nimi porozmawiać. Oni cię usłyszą, są przy tobie, w twoim sercu, obok ciebie – odpowiedziałam, po czym wyczarowałam duży, piękny wieniec i dwa duże znicze, po czym siadłam razem z Harrym na drewnianej ławce i zaczęłam.

- Szkoda, że nie ma was przy mnie. Wy zawsze wiedzieliście co się ze mną dzieje, nawet jeśli wam tego nie mówiłam. Teraz pewnie też wiecie, prawda? – z moich oczu potoczyły się łzy, a Harry patrzył na mnie uważnie. – Tak, to Syriusz. On jest powodem. Teraz wiem jak musiałeś się czuć James, gdy Lily ciągle odpowiadała negatywnie, na twoje: „Evans, umówisz się ze mną?” – ja i mój chrześniak zachichotaliśmy cicho. – Może nie jest to ta sama sytuacja, ale wy pewnie wiecie co czuję. Tak bardzo was kocham i tęsknie. Nadzieją pozostaje mi ponowne spotkanie z wami. Szkoda, że was nie ma i nie możecie być przy Harrym. Nie wiem, czy daję mu to na co zasługuje. Może gdybyście tu byli on byłby o wiele szczęśliwszy, tak jak ja. Minęło czternaście lat, a nie było dnia, w którym bym o was nie myślała. Zawsze to wy byliście dla mnie podporom i jednymi z osób, dla których chciałam żyć. Zawsze będziecie w moim sercu i nikt, nigdy mi was nie zastąpi. Co prawda przyjaźnie się z Molly i Tonks, Lilka, ale to zawsze tylko ciebie tak bardzo kochałam, kocham i będę kochać – z mojej piersi wyrwał się szloch, a i Harry’emu łzy płynęły po policzkach. – A ty James… Tak mam Remusa, to mój przyjaciel. Również Artura, Alastora. Ale który z nich zawsze będzie wiedział o co mi chodzi? Który z nich pocałuje mnie w czoło, przytuli i powie: „Moja mała siostrzyczko”? Ty od zawsze byłeś moim przyjacielem, bratem i kochałam cię całym sercem, kocham cię całym serce, będę kochać cię całym sercem. Moja miłość do was jest wielka i wy o tym wiecie. A ja wciąż tęskni za wami – zakończyłam, a łzy ciągle płynęły mi po policzkach. Uklękłam przy grobie i ucałowałam płytę nagrobkową. W ten sposób składałam pocałunki w policzki moim najukochańszym przyjaciołom.

      Usiadłam z powrotem na ławce i spojrzałam na Harry’ego, który wycierał rękawem łzy spływające po jego zaróżowionych policzkach.

- Czy ty chcesz też im coś powiedzieć – spytałam, a syn ludzi, z którymi przed chwilą rozmawiałam, zaczął:

- Już wiele razy rozmawiałem z wami, w myślach i na głos. Teraz was odwiedziłem. Trudno mi wyrazić to co czuję. Może po prostu moje słowa, będą wypływać prosto z serca? Nigdy nie chciałem, żebyście za mnie zginęli. Chciałbym byście byli szczęśliwi, ale pewna bardzo mądra osoba, wasza przyjaciółka, powiedziała mi, że żaden rodzic nie byłby szczęśliwy bez swojego dziecka, z wiedzą, że jego dziecka nie ma. Muszę wam powiedzieć, że wybraliście mi najwspanialszych chrzestnych jakich tylko mogliście. Scarlett i Syriusz są dla mnie jak rodzice, kocham ich, ale wiadomo, że nic nie zastąpi was – łzy zaczęły płynąć i mi, i Harry’emu obficie po policzkach. Czemu śmierć przyszła po Lily i Jamesa tak wcześnie? Czemu nie mogli zobaczyć jak ich syn dorasta? Czemu nie mogli poczuć dumy, taką jaką czuję ja? – Mimo, że widziałem was, gdy byłem niemowlakiem, to czuję, jakbyście zawsze byli przy mnie. W moim sercu. Nigdy nie zapomnę jakich miałem wspaniałych rodziców. Zawsze będę was wspominał, tak jak robiłem to dotychczas. Chciałbym, abyście tu ze mną byli, zapewniali mnie, że wierzycie w to co mówię, ale wiem, że gdziekolwiek jesteście, wierzycie w to, wierzycie we mnie. Kocham was, z całych moich sił – pochylił się nad grobem, na który skapywały jego łzy i ucałował go, podobnie jak ja.

- Pomódlmy się teraz – oznajmiłam i uklękłam przy grobie, później te czynność wykonał Harry. Zaczęliśmy modlitwę od znaku krzyża.

- W imię ojca i syna, i ducha świętego, amen – rozległy się dwa głosy. – Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święcie imię Twoje, przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcą i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego. Amen…

***

      - Gdzie jesteśmy? – zapytał Harry trzymając swoją miotłę w dłoni i wpatrując się w stojącą naprzeciwko niego fontannę.

- No choć. Jeszcze tylko kilka kroków – powiedziałam po czym pociągnęłam go za rękę do parku. Szliśmy tak trochę, po czym doszliśmy do… Placu zabaw. Zauważyłam huśtawki i zaczęłam piszczeć jak mała dziewczynka, od razu usadawiając się na niej. Odepchnęłam się nogami od ziemi, czując do wspaniałe uczucie. Wiatr wiejący mi w twarz, widok nieba. Wydawało mi się, że mogę go dotknąć. Wyciągnęłam rękę przed siebie i zaczęłam się śmiać,

- No choć Harry! – krzyknęłam do osłupiałego chrześniaka, który po chwili zająć huśtawkę obok mnie o również zaczął się huśtać śmiejąc się. Złapaliśmy się za rękę w powietrzu i popatrzyliśmy na siebie wybuchając nie do końca uzasadnionym śmiechem. Zeskoczyłam z huśtawki cała rozpromieniona i krzyknęłam:

- No choć! Teraz na koniki! – mówiąc koniki miałam na myśli tą huśtawkę-równoważnie. Po chwili już odpychaliśmy się nogami od ziemi i śmialiśmy się nie wiedząc nawet z czego. „Koniki” były bardzo wysokie. W końcu to plac zabaw dla czarodziejów, przecież dalej byliśmy w Dolinie Godryka. Nagle, zeskoczyłam z huśtawek i położyłam się na świeżo skoszonej trawie delektując się jej zapachem. Harry stanął nade mną i zapytał:

- Co ty tak właściwie robisz?  - na odpowiedź wstałam trzymając dłoń, w której trzymałam kępkę skoszonej trawy i wskazałam palcem wskazującym drugiej ręki na Harry’ego i zaczęłam się z niego śmiać. Patrzył na mnie zdezorientowany, a ja rzuciłam mu trawą prosto w twarz śmiejąc się i uciekając przed moim chrześniakiem, który krzyczał:

- Jeszcze się dopadnę!

      Rzucaliśmy się trawą do końca pobytu na placu. Śmiechom i zabawom nie było końca. Ten dzień był naprawdę entuzjastyczny. Później jeszcze poszliśmy do ulubionej kafeterii mojej  Jamesa. Harry dowiedział się, że chodziłam tam z jego tatą prawie codziennie, gdy byliśmy w domu. Ja wzięłam naturalnie kawowe, czekoladowe, śmietankowe, toffi i truskawkę. Harry spożył smak cytrynowy, czekoladowy, toffi, malinowe i kawowe. Z pełnymi brzuchami, wróciliśmy zadowoleni do domu, nie przestając się śmiać z każdej napotkanej rzeczy. Ja to nawet śmiałam się z mrówki, że ma wielką, tylną część ciała.

***

     Gdy weszłam do swojego pokoju, na mej twarzy wciąż gościł uśmiech, a z ust wydobywał się śmiech. Rzuciłam się na łóżko, a po chwili z moich ust wydobył się głośny, wesoły, dźwięczny niczym dzwoneczki śmiech. Zaczęłam turlać się po łóżku, z którego po chwili spadłam, co zakończyło się jeszcze głośniejszym wybuchem radości.

      Po chwili, zauważyłam w oknie inną sowę,  nieznaną. Wleciała, przez otwarte okno, częstując się krakersem, a ja odwinęłam list od jej nogi.

Droga Scarlett!

Pewnie zastanawiasz się nad tym, czemu ty musiałaś interweniować w kłótnie Syriusza i Severusa, a nie ja, czy Alastor, czy Remus. Widzisz Scarlett, wszystko działo się tak szybko, poza tym oni prosili, by nie mieszać się w ich sprawy. Wiesz, że nigdy się nie lubili. Ba, oni się nienawidzili! Naprawdę, jeśli ty byś tego nie przerwała, pewnie któryś z członków Zakonu by to zrobił. Severus żałuję, że chciał rzucić na Syriusza te zaklęcie ( tak znam je z podręcznika Severusa), ale wiesz, ze się do tego nie przyzna. Musisz zrozumieć, że rzucił te zaklęcie, ponieważ każdy ma czasem chwile słabości. Wszyscy myślą, że ma kamienną twarz, ale gdybyś spędziła z nim tyle lat co ja, umiałabyś go rozgryźć.

P.S. Spotkanie Zakonu, powinno odbyć się bardzo niedługo.

Pozdrawiam,

Albus Dumbledore.



      W zamkniętym już oknie zobaczyłam Apolla. Moją sowę, którą przedtem wysłałam z listem do Syriusza. Podbiegłam do tamtego miejsca, opierając jedną rękę na parapecie, a drugą otwierając okno. Podałam mu do jedzenia, stojącego na parapecie krakersa i wyciągnęłam rękę po list.

Kochana Scarlett!

Nie mogę uwierzyć, jak mogłaś tak pomyśleć. Przecież kochałem cię od zawsze i zapewniałem o tym, że będę. Uwierz mi, że wolałbym się zabić niż ci sprawić przykrość, a gdybym okłamał cię w takiej sprawie, pewnie byłoby ci źle. Kocham ciebie i Harry’ego bardzo, ale wiedz, że nie ze względu na sentyment czy na Jamesa. Może wytłumaczę ci moją miłość do ciebie treścią listu, który wysłałem do ciebie w piątek klasie? Od tamtej pory, moje uczucia względem ciebie się nie zmieniły. Nawet nie mogły być większe, ponieważ, to co wtedy czułem, było dla innych nieosiągalne, było prawdziwe i potężne. Tak silne i głębokie, że już silniejsze i głębsze być nie mogło. Więc, proszę. Zechciej przeczytać fragment tego listu jeszcze raz.

"Kocham cię bardzo mocno...
Kocham cię i kiedy zamykam oczy, widzę ciebie.
Gdy otwieram oczy, pragnę cię zobaczyć.
Nawet, gdy cię nie ma, czuję, że jesteś wszędzie.
W każdej sekundzie...minucie...zawsze.
Moje oczy szukają tylko mojej Scarlett.
Nazwij to miłością, szaleństwem, czy biciem mojego serca, dla mnie to jedno i to samo.
Tak wielu ludzi kocha... ale nikt nie kocha tak jak ja.
Bo nikt nie ma kogoś takiego jak ty.
Nie mogę o tobie zapomnieć.
Nie chcę o tobie zapomnieć.
Jesteś moja i będę cię kochał przez całe życie
Aż do śmierci…
A nawet po niej.” **

Teraz wszystko jest takie same jak wtedy. Kocham cię, tak mocno, że nikt nie mógłby tego wyjaśnić. Za każdym razem widzę ciebie, twoją twarz, twój uśmiech. Za każdym razem chcę cię zobaczyć. Za każdym razem czuję twoją obecność w każdej sekundzie, ba, w każdej setnej mego życia. Czy to szaleństwo, miłość, bicie mego serca, to to samo! Wielu ludzi potrafi kochać. Jednak nikt, nigdy nie kochał, nie kocha i nie będzie kochał tak jak ja. Bo nikt nie ma takiej osoby jak ty, bo nie istnieje taka druga osoba. Nie chcę, o tobie zapomnieć. Pragnę pamiętać każdy centymetr twojego ciała, każdy twój uśmiech, każde słowo. Napisałaś: „Twoja (a może nie)…, pamiętaj, jesteś moja, a ja jestem twój, na zawsze. Bo będę cię kochał aż do śmierci, a jeśli istnieje coś po nie, to nawet wtedy.

Twój na zawsze,

Syriusz.

      Łzy pozostawiły po sobie ślady na liście. Tym razem nie były to łzy smutku, ale łzy szczęścia. Czy kiedykolwiek marzyłam o takiej miłości? O takim ukochanym? O takie romantycznej historii? Nie, bo nie musiałam. To nie były marzenia, ale rzeczywistość.

***

* W książce James był ścigającym, ale w tym opowiadaniu, zaszła drobna zmianka

**Ten tekst pochodzi z bollywoodzkiego filmu: Gdyby jutra nie było. Jedynie imię zostało zmienione. 



Podoba mi się ten rozdział. Poważnie. Nie wnosi zbyt wiele, ale podoba mi się. Jest długi, bo ma 3980 słów i 8 stron. Jeśli chodzi o strony, to chyba nawet dłuższy niż rozdział: Love Story. A wy co sądzicie? Jak wyszedł? Rozdział z dedykacją dla wszystkich czytelników, a w szczególności dla  Pauli, Dusi i Jaenelle. Przykro mi dziewczyny, że musiałyście wszystko przenosić. To, co teraz onet wyprawia jest okropne. Nie długa ja też nie wytrzymam i zrobię to co wy. A bym zapomniała. Powoli zmieniam trochę pierwsze rozdziały. Faktycznie, teraz pisze o niebo lepiej niż wtedy. Fabuła będzie ta sama, ale dam więcej opisów itd. Pierwszy rozdział już u mechanika (tj. mnie) a następne, czekają w kolejce :D A poza tym, jestem ciekawa co myślicie o tym fragmencie listu… Ja się w tym zakochałam :). Pozdrawiam :*

7 komentarzy:

  1. Boże... brak mi słów! To było genialne! Naprawdę, genialne! Po raz pierwszy od nie wiadomo ilu lat, popłakałam się kiedy czytałam rozdział! Wiesz, jakie to fajne uczucie?

    Mam nadzieję, że Syriusz i Scarlett w końcu będą razem. Bo Black zaczyna mnie tutaj trochę irytować... czy on nie widzi jak twoja bohaterka go kocha? Jadnak to trochę lepiej.

    Ich droga do szczęścia, może i będzie długa. Ale przynajmniej nie zrobiłaś tak, że w pierwszym rozdziale Scarlett wpadła Syriuszowi w ramiona (jak to często bywało w opowiadaniach o miłości), bez żadnych starań.

    Pozdrawiam!

    Firiel

    black-w-hogwarcie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejciu, rozdział wspaniały. Wzruszyłam się czytając scenę na cmentarzu. Mogę Ci pogratulować, bo piszesz teraz o niebo lepiej niż na początku. Bardzo też dziękuję za specjalny dedyk ;) Oglądałaś może film, o tym tytule co rozdział? Ja już powoli kończę przenosić bloga, więc myślę, że dzisiaj wieczorem, albo jutro najpóźniej pojawi się u mnie nowa notka, więc serdecznie zapraszam :) Jeszcze raz gratuluję wspaniałego rozdziału i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. No i to fakt, niewielu wie, że James był tak naprawdę ścigającym, a nie tak jak podali w filmie, szukającym ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Łapa-Syriusz17 lipca 2012 14:50

    szczerze mówiąc James właśnie nadawał by się na szukającego :), a co do notki to była genielna.Te listy zrobiły na mnie wrażenie. Mam nadzieje, że te dwa listy nie tylko zrobiły wrażenie na mnie, ale także na wszystkich czytelnikach. Pozdrawiam autorkę bloga i oczywiście wszystkich czytelników

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny rozdział:) Było dużo uczuć, które płynęły od Scarlet. No i rzeczywiście listy były pełne miłości i wzruszenia, jednak ja uroniłam łzę przy grobie Jamasa i Lily. Wzruszyłaś tym rozdziałem:)
    Dziękuję, po raz kolejny za dedykację :**
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Miałam nadzieję, że taki będzie i chciałam pokazać co odczuwa Scarlett i jak wielką miłością umie obdarzyć :) Ja także płakałam pisząc ten rozdział :) Czasem, gdy wyobrażam sobie sytuację Scarlett, zastanawiam się jak ona to wytrzymała. Straciła tyle osób, które kochałą nad życie, Lily, Jamesa poprzez śmierć i poprzez rozstanie: Syriusza, Remusa, Harry'ego i swoich rodziców. Przez całe trzynaście lat siedziała w domu zupełnie osamotniona. Codzień zmagała się z wielką tęsknotą, ale bała się wrócić. Bała się, nie ze względu, na to, że Syriusz jej kazał i że Peter chciał jej zrobić, co chciał, ale na to, że jeśliby już wróciła, musiałaby poznać bliżej swojego ukochanego chrzesniaka. Bała się jak ją zaakceptuje i czy w ogóle to zrobi. Ale w końcu ta tęsknota i miłość zwyciężyła :)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  6. Przepraszam! Przepraszam, że komentuję dopiero teraz. Naprawdę mam naprawdę mam dość- koniec roku szkolnego dla innych początek raju, a poprawka z matmy to kolejny powód aby nie usiąść przy komputerze. No ale coś za coś.
    Co do rozdziału- BOSKI! Naprawdę, kochana wzruszyłam się nieźle przy liście od Syriusza i w chwili przy grobie rodziców Harrego. Fakt teraz piszesz jak to uznałaś "o niebo lepiej"- co nie znaczy, że myślę że na początku pisałaś gorzej. Rozdział 1 świetnie dopracowany! Nikt nie może ci nic zarzucić! Pozdrawiam i życzę dużo weny!
    :*

    OdpowiedzUsuń