Kawałki serca
Całe życie Scarlett było pełne
miłości. Wychowała się w kochającej rodzinie, miała wspaniałych przyjaciół,
ukochanego… Można by rzec, że jej życie było całe idealne. Lecz, gdy nastał ten
dzień, dzień który zmienił wszystko, nie mogła powstrzymać łez. Dlaczego Bóg,
czy ktokolwiek inny na górze najpierw dał jej tak wspaniałych ludzi, a później
każdego kolejno odebrał? Najpierw Peter, który zdradził, później Lily i James,
tak okrutnie jej odebrani, następnie Syriusz, jej ukochany, który w akcie
rozpaczy i lojalności wobec najdroższych przyjaciół, poprzysiągł zemstę, która
doprowadziła go pod wrota Azkabanu, choć tak naprawdę nic nie zdążył zrobić.
Następnie Scarlett, która opuściła Wielką Brytanię, choć z całych sił pragnęła
zostać, tym samym tracąc Remusa, Harry’ego i rodziców, bo choć miłość w jej
sercu utrzymywała się nadal i nie uleciała niczym powietrze z balonu, to dusza
wołała. Jej krzyk był rozdzierający. Chciała obecności ludzi, którzy tak wiele
dla niej znaczyli. Nie mogła spać, bo serce płakało, nie mogła wykonywać
podstawowych czynności, bo głos w jej głowie mówił, że coś jest nie tak, że
czegoś, a raczej kogoś jej brakuje, że jej życie, nie jest takie jakie powinno
być.
Coraz częściej zastanawiała
się nad tym, czy nie lepiej byłoby umrzeć. Bo jaki był sens, bu egzystować bez
szczęścia. Zadawała sobie pytanie: „co mi zostało?”. Siedziała w jakiejś
dziurze w Bułgarii sama. Czuła się
jakbym była zamknięta w jakimś ciasnym kartonie, do którego nikt nie dał
dostępu, jakby był on tak zakneblowany, że nie mogła złapać oddechu.
Egzystowała bez wszystkich ludzi, którzy nadal byli sensem jej życia. Bez
rodziców, przyjaciół, ukochanego i chrześniaka. Nie miała możliwości by
zobaczyć jak Harry się rozwija. Tęskniła za nimi wszystkimi, a jej serce
krwawiło. Ktoś za każdym razem, gdy myślała o opuszczeniu Anglii i tych
wspaniałych ludzi, wyciągał sztylet i wbijał go w jej serce, które bez miłości
nie nadawało się do niczego. Nic nie mogło zapełnić tej wielkiej pustki w jej
życiu. Ale czy miała jeszcze po co wracać? Lily i James, odeszli na tamten
świat, zabierając ze sobą kawałki jej serca, które należały do nich, bowiem
Scarlett zawsze mówiła, że jej serce podzielone jest na wiele części i każda
należy do osoby, którą kocha. Syriusz siedział w Azkabanie, zamknięty w ciasnej
celi, za niewinność, wraz z innym kawałkiem. Jej rodzice, siedzący w Dolinie
Godryka i tak rozpaczliwie tęskniący za swoją jedyną, ukochaną córką, byli
opiekunami dwóch następnych. Peter, któremu ofiarowała coś tak ważnego,
zniszczył to doszczętnie, swoją zdradą i nic już nie było w stanie uratować
tego kawałka, nie można także zapomnieć o Harrym. Małym Harrym, który w swoich
dziecięcych rękach trzymał kolejną część, oraz jej dziadkowie, wujek Charlus i
ciocia Dorea, którzy, mimo iż nie byli tu na świecie, zabrali kolejne części.
Pustkę po dziadkach i Potterach w części wypełnili pozostali ukochani, acz nie
do końca. W tej chwili tak ważny organ był postrzępiony, zakrwawiony, acz nadal
bił, nadal kochał i kawałki serca, które oddała w troskliwe ręce, także
Jednak, mimo iż
zawsze odwaga była jej przyjaciółką, tym razem bała się chwycić wyciągniętą
przez tę cnotę dłoń. Bała się wrócić. Pierwszym powodem był Harry. Harry, który
nawet nie wiedział o jej istnieniu, chłopak, który miał już poukładane bez niej
życie, choć mieszkał u Dursleyów, najgorszych mugoli na świecie, to był do nich
przyzwyczajony. Znał ich, a może i nawet darzył odrobiną sympatii. Poza tym był
jeszcze dzieckiem, maleństwem, które nie rozumiało wielu rzeczy, przecież nie
mogła zapytać go, z kim by wolał być. Ten wiek, to nie czas na tak ważne
wybory. Drugim powodem był Remus. Jej najukochańszy przyjaciel i bała się, że
już o niej zapomniał. Ta myśl, była jak ów sztylet, raniła serce. Nie chciała w
to wierzyć, ale co jeśli Lunatyk miał nowych przyjaciół? A co gorsza, co jeśli
i ją uważał za zmarłą? W końcu nikt tak naprawdę nie widział, co wydarzyło się
tamtego feralnego dnia w Dolinie Godryka. Zniknęła, tak nagle i niespodziewanie,
i nikt prócz jej, Syriusza i państwa Jonson, nie wiedział dlaczego.
A jeśli chodzi o
Harry’ego, to miała wiele wątpliwości. W końcu Dursleyowie nie wiedzieli nic o
świecie magii, a tak wiele osób, czekało na ich siostrzeńca, a chrześniaka
Scarlett. Poplecznicy Voldemorta, czarodzieje łaknący wrażeń, jakimi na
przykład byłoby porwanie Chłopca-Który-Przeżył… W końcu, niektórzy mieli dość
pokręcone myśli, o czym można było przekonać się w czasie wojny czarodziejów.
Jeszcze gorsze było to, że jej rodzice nie mogli przejąć opieki nad Harrym,
choć byli jego stryjecznymi dziadkami i choć bardzo chcieli. Więc dlaczego tak
się nie stało? W końcu mieliby duże szanse, ze względy na bardzo bliskie
relacje, jakie mieli Jonsonowie i Potterowie, oraz samo to, jakimi ludźmi byli
Dursleyowie. Jak zawsze, Dumbledore się stał.
Tego dnia, to jest trzydziestego
pierwszego października, tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego pierwszego roku,
na początku państwo Jonson o niczym nie wiedzieli, a gdy mieli już te świadomość,
było za późno, Dumbledore oddał Harry'ego tej samej nocy Petunii, a rodzice
Scarlett o śmierci swojego bratanka i jego żony dowiedzieli się dopiero dzień
później. Jednak dyrektor zabronił im przejęcia opieki nad synem Jamesa.
Tłumaczył to tym, że był już u swoich wujków i że tak powinno być. Jako byłych
członków Zakonu Feniksa, poprosił ich by nie ingerowali w jego życie i powiedział,
że jego egzystencja w świecie mugoli była bezpieczniejsza. Scarlett sądziła
inaczej. Przecież Śmierciożercy mogli go odnaleźć i tak, i tak, a tylko
czarodzieje mogli go obronić, jednak sądziła, że Dumbledore’owi chodziło o coś
jeszcze.
Tamtego dnia, gdy
dowiedziała się, że jej rodzice ulegli dyrektorowi, nazwała ich głupcami ślepo
wierzącymi w każde jego słowo. Rozumiała, że go szanowali i że był wielką
szychą, ale to nie jego zdanie powinno się dla nich liczyć najbardziej. Ona także
darzyła szacunkiem tego czarodzieja, w Hogwarcie nawet łączyły ich
przyjacielskie stosunki, na tyle na ile pozwalały relacje dyrektor-uczeń, ale
zdystansowała się do jego osoby po pewnym czasie, zwłaszcza wtedy, gdy
przeczytała list od rodziców, w którym informowali ją o prośbie, a raczej
rozkazie Dumbledore’a. Kochała rodziców, ale nie mogła uwierzyć, że tak ślepo mu
ufali.
To prawda, że trudno
było jej wrócić do Anglii, acz jeśli to jej rodzice, wzięliby Harry’ego pod
swoje skrzydła, wtedy poznałaby chrześniaka i na pewno odważyła się na ponowne
zamieszkanie w Londynie i zaopiekowanie się chrześniakiem. Była pewna, że
wyszłaby z dołka, w który wpadła zaraz po śmierci przyjaciół.
Na początku pobytu w
Bułgarii, była na skraju załamania psychicznego. Nie robiła nic. Spała kilka
godzin, a resztę przesiedziała na kanapie, wpatrując się pustym wzrokiem w
przestrzeń, nie jedząc nic, pijąc od czasu do czasu szklankę wody. Zamykała się
w domu, nie wychodziła na dwór. Ludzie mieszkający w pozostałych mieszkaniach w
kamienicy, nawet nie wiedzieli, kto przeprowadził się pod numer sześć. Jej
stopa ani razu nie stanęła na chodniku prowadzącym do sklepu. Nie potrzebowała
jedzenia. Na samą myśl, że Lily i James już nigdy nie będą mogli nic spożyć, a
Syriusz musi truć się czymś w Azkabanie żołądek zaciskał jej się w supeł.
Syriusz wysłał ją tu, dosłownie, sam przeniósł ją do Bułgarii, do mieszkanka,
które kiedyś było wynajmowane przez jego wujka, wykluczonego z rodu Blacków za
charłactwo. Nie funkcjonowała normalnie. Bała się zamknąć oczy, bo natychmiast
w jej głowie pojawiały się wspomnienia z tej październikowej nocy, acz nie
tylko to co widziała, nie tylko martwe ciała przyjaciół, acz także nadejście
tej bestii, choć nie był świadkiem tego wydarzenia.
Acz, gdy tylko
przypomni sobie puste spojrzenie przyjaciół coś kłuło ją w serce. Kiedyś
słyszała, że tak naprawdę ciało to tylko pojemnik dla duszy. Zniszczoną, złą
duszę można było zapakować w najpiękniejsze pudełko, a tę najpiękniejszą w to
najmniej ozdobne. To dlatego nie liczyła się figura czy twarz, bo to dusza była
ważna, kocha się osobę za to jaka jest, a nie jak wygląda. Dlatego gdy Scarlett
zobaczyła ciała ukochanych przyjaciół, tak puste, bez tak ważnej zawartości,
bez ich dusz, które kochała, zaczęła płakać. Jej ukochany tato, który zawsze
raczył swoją mądrością, powiedział jej kiedyś, że łzy stworzono po to, by
zmazywały ból. W tamtym momencie tak było. To dlatego tyle płynu spływało po
jej policzkach. Do tej pory nie było dnia, w którym nie uroniłaby łzy, a ból i
tak pozostawał. Szloch zaś był rozpaczliwym wzywaniem szczęścia, które
utraciła.
Ludzie nie umieją
przyznać się przed sobą do swoich słabości. Tak już jest. Niektórzy uważają to
za coś wstydliwego inni boją się, że jeśli je ujawnią, staną się one jeszcze
silniejsze. Lecz nikt tak naprawdę nie myśli, że może przyznanie się do tego,
jest pierwszym krokiem do zwycięstwa z nimi. Scarlett długo się z tym zmagała.
Mimo iż widać było gołym okiem, że staje się wrakiem człowieka, nie chciała
tego wypowiedzieć na głos. Ten czas był okropny. Wyglądało to tak, jakby jej
duszę uwięziono gdzieś daleko od ciała. A egzystencja bez duszy, nie była
egzystencją. Scarlett opadała na siłach. W ciągu roku schudła ponad dziesięć
kilo, w końcu nic nie jadła. Można było uznać, że popadła w anoreksję. Jej
ciało zostało na ziemi, a dusza starała się dostać tam gdzie ona nie mogła. Do
jej bliskich. Dlatego zamknęła się w sobie. Nic nie mówiła, nie jadła, mało
spała, kompletnie straciła kontakt ze światem zewnętrznym, nawet nic nie
kupowała, rachunki płaciła drogą pocztową z pieniędzy dziadków. Stała się
pustym pojemnikiem. W najgorszym tego słowa znaczeniu. Jej dziadkowie, wujkowie
i przyjaciele umarli, tak. Ich ciała także stały się pustymi pojemnikami, ale
za to dusza była gdzieś tam szczęśliwa. A dusza Scarlett? Niby w niej była,
niby w środku rozmyślała, tęskniła, kochała, pragnęła szczęścia, acz uleciała
gdzieś wysoko, krzycząc z rozpaczy i tęsknoty, stała się zraniona, a zranioną
duszę trudno uleczyć.
Kiedy trochę się jej
polepszyło, pomyślała, że mogła popaść w schizofrenię. Straciła swoje życie,
jej dusza, serce, a nawet ciało było okaleczone. Potrzebowała lekarstwa, które
istniało, które mogła zdobyć, acz musiała wrócić, a na to nie wystarczało jej
sił.
Takie były pierwsze
trzy lata. Już nie była tą zawsze wesołą, uśmiechającą się kobietą. W końcu
odebrano jej przyjaciół, rodzinę, a tym samym większą część jej serca. W ciągu
tych kilku lat pisała z rodzicami, acz ci zauważyli, że to wyglądało, jakby
wcale nie ona była autorem wiadomości. Nie był w nich widoczny ten ciągły
entuzjazm i radość. To już nie była ich córka, czuli to. Postanowili, że wbrew
wszelkim zakazom odwiedzin, jakie im postawiła, mówiąc, że potrzebuje sama
sobie z tym wszystkim poradzić, kupili bilety i przyjechali. Przyjechali do
swojej najukochańszej córki, za którą tak tęsknili, którą tyle razy chcieli
odwiedzić, ale zawsze szanowali jej zdanie, robili wszystko co chciała. Była
ich jedynaczką.
Przyjechali do
Bułgarii, a to co tam zastali przeszło ich najgorsze oczekiwania. Oczy Scarlett
były puste. Rzeczywiście tak, jakby umarła. Nawet nic nie powiedziała na ich
widok, tylko popatrzyła. Wyglądała jak ożywiony trup. Siedziała na brudnej
kanapie w startym dresie, w splątanych włosach. Zupełnie o siebie nie dbała,
ale sądziła, że nie miała już o co.
Eva i Robert wpadli w
rozpacz. Pani Jonson zajęła się córką, tak by znowu stała się tą piękną kobietą,
dla której chłopcy w Hogwarcie tracili głowy. Nie trzeba było dużo. Umyła ją
porządnie, choć jej łzy mieszały się z wodą, rozczesała nadal piękne, gęste
loki. Lekko pomalowała, ubrała w sukienkę. Byli tam długo. Cały rok. Przez trzy
miesiące Eva czytała jej książki, które przywiozła i które kiedyś Scarlett z
taką radością pochłaniała. Oglądały zdjęcia z dzieciństwa, Eva czesała ją i
śpiewała piosenki, jakie kiedyś napisała jej córka. Choć Scarlett się nie
odzywała, to uśmiechała czasami. Jej serce się regenerowało. Ich obecność była
jej siłą. Po raz pierwszy od kilku lat stała się choć na chwilę sobą, acz nadal
nie wymówiła ani słowa.
Eva była
nieskończenie cierpliwa. Czekała, aż jej córka wróci do siebie. Nie ważne było
kiedy. Ważne było, by ich obecność sprawiła, że jej kochana Scarlett powróci.
Acz Robert… Robert to była inna sprawa. Tęsknił za dziewczynką, która tak
pięknie śpiewała przy jego grze na fortepianie, za dziewczynką, która zawsze
traktowała ramię swojego ojca jako podporę. Scarlett była siłą Roberta, Robert
był siłą Scarlett. Tęsknił za dziewczyną, z którą utrzymywał sekrety, z którą
ukrywał przed Evą, o której wróciła z randki z Syriuszem, tęsknił za kobietą,
która mimo swojego wieku nadal pozostawała jego dziewczynką i na każdym kroku
okazywała mu swoją miłość, samą swoją obecnością. Nie wytrzymywał. Patrząc w
jej puste oczy, na jej nieruchome ciało, słowa wypłynęły jak strumień z jego
ust:
- Zmieniłaś się –
zacisnął pięści i powieki, by nie uronić łez. Scarlett wydawała się nieobecna.
– Twój stosunek do mnie jest zupełnie inny. Gdzie się podziała moja ukochana
córka? – prawie nigdy nie płakał, acz teraz łzy sączyły się z jego oczu, niczym
krew ze zranionego serca. – Wiem, że jesteś taka już od tych trzech lat. Nie
oszukasz mnie. Jesteś nieobecna, oziębła – zaczął łkać ciesząc się, że Eva
wyszła do sklepu, nie mogła zobaczyć go w takim stanie, a jego córka i tak nie
zwróciła na niego uwagi, ale i tak musiał to powiedzieć. By oczyścić swoje
serce z bruzd. – Nie mam pojęcia co zrobiłem, może chodzi o to, że nie
przybyłem wcześniej? Gdybym tylko, wiedział, gdybym wiedział, że nie jesteś
sobą, że potrzebujesz kogoś… Ale jeśli masz dość, to zostawię cię w spokoju
skoro tego chcesz – popatrzyła na nią z nadzieją. Jej wyraz twarzy nie zmienił
się. Była taka chłodna, taka inna. – Tego właśnie chcesz? – spytał z rozpaczą.
Jego szloch poniósł się po pokoju, a łzy skapywały na dywan. – Wiesz czemu tak
zrobię? Bo liczę się z twoimi uczuciami… O wiele bardziej niż ze swoimi, choć
tak pragnę obecności mojej córeczki. Ale zrobię to. Kocham cię i zawsze będę –
zaczął łkać, nie zauważając, że twarz Scarlett nabiera barw. Odwróciła się w
jego stronę.
- Powiedziałeś
kiedyś, że łzy zmazują ból. Proszę zmyj mój, bo moje łzy nie wystarczą – jej
głos był smutny, a słuchać było w nim potrzebę bliskości. Odezwała się po raz
pierwszy. Robert uniósł głowę. Ręki jego córki rozłożyły się. Podszedł do niej
i przytulił z całych sił. Oboje łkali w swoje ramiona, oboje znowu poczuli
swoje wsparcie, a następny kawałek serca Scarlett powrócił i miał się dobrze.
Dusza powróciła na swoje miejsce z kilkoma ranami, ale jednak. To był
przełomowy moment.
~*~
Tak minęły te pierwsze lata. Pełne bólu i nieszczęścia.
Jednak obecność jej rodziców zmieniła wiele. Byli jak maść na jej zakrwawione
serce i zranioną duszę. Nie uleczyli ich do końca, bo do tego potrzeba były
jeszcze obecności innych ludzi, których kochała, ale stała się weselsza.
Jonsonowie zostali z nią na cały rok. Scarlett zaczęła wychodzić na dwór, coraz
częściej się uśmiechała, a wspomnienia o ukochanych osobach już nie bolały tak
bardzo. Wręcz przeciwnie. Uśmiechała się przypominając sobie te wszystkie
zabawne momenty i wspaniałe chwile jakie z nimi spędziła. Straciła coś bardzo
ważnego, to prawda i to nadal było straszne i bolesne, ale musiała w końcu stać
się silna. Podeprzeć się na silnym ramieniu ojca, który zawsze podnosił ją jak
upadała. Chwycić delikatną dłoń swojej matki, która zawsze o nią zadbała.
Eva nadal oglądała ze Scarlett
albumy, acz tym razem blondynka uśmiechała się, opowiadała mamie jakie
wspomnienia wiążą się z fotografiami i przypominała sobie wszystkie chwile
jakie spędziła z przyjaciółmi i rodziną. Acz gdy Eva trafiła na album ze
zdjęciami Scarlett i Syriusza, młodsza kobieta nie mogła powstrzymać łez.
Wspomnienia o ukochanym były tak wyraźne, tak bardzo za nim tęskniła. W tamtym momencie
chciała dostać się do Anglii stanąć przed Wizengamotem i opowiedzieć im o
wszystkim. Wiedziała, że prawdopodobieństwo, że jej uwierzą jest równe zeru,
acz nie mogła siedzieć tak bezczynnie.
Gdy powiedziała o tym matce, ta
zaraz wydała się być bardzo zatroskana. Powiedziała, że dla swego dobra nie
powinna tego robić, a Syriusz miałby wyrzuty sumienia, gdyby trafiła do
Azkabanu i że nie po to wysyłał ją do Bułgarii. Chciał by była bezpieczna i nie
oskarżano jej za coś czego nie zrobiła. Scarlett zrozumiała. Z trudem, ale
jednak, acz nie zmieniało to faktu, że jej serce najgłośniej nawoływało imię
Syriusza. Pragnęła jego obecności. Tak szybko się od niego uzależniła. Dzień
bez niego była katorgą, nie mówiąc tu o latach.
Z dnia na dzień było jeszcze lepiej.
Scarlett mimo wszystko cieszyła się z obecności Roberta i Evy. Jedyne czego wtedy
potrzebowała to ich bliskość. Może to było egoistyczne z jej strony, ale nie
chciała by wyjeżdżali. Każdego dnia jej matka i ojciec odratowywali jej
zranione serce, które wkrótce miało stać się takie jak dawnej.
Minął następny rok. Scarlett w
Bułgarii była już cztery lata. Te miesiące były inne. Jonson została już
uleczona. Wiedziała, że w końcu musiał nastać czas rozłąki z rodzicami.
Podziękowała im najszczerzej za to, że ich miłość sprawiła, że jej dusza znów
powróciła do ciała i poprosiła by teraz znaleźli trochę czasu dla siebie. Nie
byli pewni czy mogą ją zostawić, nie chcieli tego robić, ale nalegała, mówiąc,
że i tak już wiele dla niej uczynili.
Gdy wyjechali było inaczej niż przed
ich przyjazdem. Scarlett chciała zrobić coś pożytecznego. Jej dawne „ja”
powróciło i chciało pomagać. Zawsze była dobra z eliksirów. Nie tak jak Snape
czy Lily, ale i tak była bardzo chwalona przez Horacy’ego Slughorna. W liście
poprosiła rodziców o przysłanie jej wszelkich potrzebnych składników i wzięła
się do pracy. Każdy dzień nie był już taką udręką. Znów była silna, ale nie
dość by powrócić. Harry miał już pięć lat. Takie dzieci bardzo dużo rozumiały,
więcej niż zdawało się dorosłym, ale Scar bała się. Sama ledwo wróciła do
siebie, a miałaby opiekować się dzieckiem. Nie wiedziała czy była w stanie.
Bała się odrzucenia ze strony chrześniaka, tego, że jej nie uwierzy, weźmie za
wariatkę… Nie mogła wrócić. Na to była zbyt słaba.
Lata mijały. Scarlett z każdym
rokiem stawała się starsza. Czas nie uleczył ran, bo nie był w stanie, ale
sprawił, że zapomniała o okresie, w którym wpadła w depresję. Nadal ważyła
eliksiry, od czasu do czasu wychodziła na dwór, przynajmniej trzy razy w
tygodniu pisała w rodzicami, znów czytała wiele książek i pisała piosenki.
Blizny na przedramieniu czasami piekły. Jedna, błyskawica o wiele częściej niż
łapa. Wiedziała co to oznacza. Harry więcej razy był w niebezpieczeństwie niż
Syriusz. Rodzicie wszystko jej opisali. Jego pierwszy i drugi rok. Zamartwiała
się, ale czuła także dumę. Prawdziwy syn swoich rodziców. Syriusz siedział w
Azkabanie. Blizna, która go symbolizowała także piekła dość dużo razy. Nawet
nie chciała myśleć co czuje jej ukochany, bo jej serce znowu by pękło.
W końcu zdarzyło się coś co zmieniło
cały pogląd na powrót do Anglii, Scarlett. W jej ręce dostała się gazeta.
Syriusz uciekł z Azkabanu! Jej szczęście było niewyobrażalne. Mimo iż nadal
oskarżony był o coś czego nie zrobił to nie musiał siedzieć w ciasnej, brudnej
celi razem ze szczurami.
Wtedy krew w jej żyłach zaczęła
buzować. Z całych sił pragnęła wrócić do Anglii. Była już sobą. Wesołą,
kochającą sobą, która właśnie w tamtym momencie zrozumiała jak bardo tego potrzebowała.
Nie czekała długo. Napisała do rodziców, że chcę wrócić, że nareszcie jest
gotowa, a ci pełni radości oświadczyli, że będą czekać na nią na lotnisku i ich
dom, zawsze będzie także jej domem. Nie czekała długo. Jej serce biło teraz ze
zdwojoną siłą, a po ranach na sercu pozostało kilka blizn, które, mimo, że
czasami dawały o sobie znać, to nie były już takie bolesne.
Wróciła. Wróciła do swojego domu. Do
kraju w którym jej życie było takie cudowne, do kraju w którym poznała tak
wspaniałych ludzi, acz Anglia była miejscem w którym także straciła to
wszystko. Potrzebowała silnego ramienia Roberta i delikatnej dłoni mamy, które
jej ofiarowali. Jakoś dała radę. Z ich pomocą była gotowa przezwyciężyć
wszystko.
Kolejne dwa tygodnie zbierała się do
odwiedzin u Dursleyów. Wspomagana i dopingowana przez rodziców była coraz
bliżej podjęcia decyzji. Zaproponowali, że pójdą z nią, acz ta sprawa była
taką, z którą musiała sobie poradzić sama. Kawałki jej serca, które powróciły
na swoje miejsce gdy wróciła do Anglii, gdy odwiedziła cmentarz i miejsca, w
których przebywała z ukochanymi osobami nadal nie były do końca sprawne. To
strasznie, ale tak było. Ale musiała zebrać w sobie odwagę, której miała pod
dostatkiem. Musiała odwiedzić Harry’ego i choćby zaproponować mu przeniesienie
się do niej, do domu który kupiła, mimo iż jej rodzice tak bardzo chcieli by
zamieszkała z nimi. Musiała to zrobić dla Lily i Jamesa, dla Harry’ego, a
przede wszystkim dla siebie.
Gdy to zrobiła, gdy poszła do
Harry’ego i odbyła z nim rozmowę, gdy opowiedziała całą historię, uznała, że
jej strach był absurdalny. Chciał z nią zamieszkać. Widać to było gołym okiem,
gdy tylko usłyszał te propozycję, zaczął się pakować by raz na zawsze uwolnić
się od Dursleyów, a ona od bólu. Nie miała tajemnic przed Harrym. On
opowiedział jej wszystkie swoje przygody, ukryte pragnienia, a i ona wykazała
się szczerością i zaufaniem wobec niego, acz nie mogła powiedzieć mu o tamtym
strasznym okresie, wszystko tylko nie to.
Obecność jej chrześniaka sprawiła,
że serce się scaliło. Wszystkie kawałki znów połączone były razem. Rany i blizny
nadal pozostały, a wyleczyć je mogła tylko jedna osoba. Syriusz. Wiedziała, że
w końcu się z nim spotka. Acz na razie nie myślała o tym. Jej ukochany nie
dowie się, że jest w Anglii. Gdy tylko wróciła na stanowisko aurora, Korneliusz
Knot zapewnił ją, że wiadomości o niej nie będą pojawiały się w Proroku
Codziennym.
- Zdaje sobie sprawę, jakie relacje
łączyły panią i Blacka – spojrzał na nią wyczekując jakiejś reakcji. Scarlett
drgnęła, acz nie z tego powodu o jakim myślał minister. – Nie musi się pani lękać
– położył jej swoją dłoń na ramieniu. – Nie dopuszczę by Prorok Codzienny
publikował o pani wiadomości, co to, to nie. W końcu nie chcemy by Black znów
dostał szału.
Mimo iż słyszenie takich słów wobec
jej ukochanego było ciężkie, to nie mogła odpędzić od siebie myśli, że to
dobrze, że Syriusz nie dowie się wszystkiego z gazet. Takie wiadomości nie były
czymś normalnym. Wiedziała, że musi się z nim skontaktować. Jej serce cały czas
rozpaczliwie wołało jego imię, acz na to nie miała aż tyle siły. Musiała oswoić
się z myślą, że być może jego uczucie do niej się wypaliło. Wiedziała, że
zawsze będą przyjaciółmi, co do tego nie było wątpliwości, acz tyle lat mogło
wszystko zmienić. Mówiła sobie, że to co ich łączyło nie mogło zniknąć,
wierzyła w jego uczucia, ale bała się, musiała psychicznie przygotować się na
kolejne spotkanie, spotkanie po którym jej serce znów może być takie jak
dawniej.
No i pozostawał jeszcze Remus. Na
spotkanie z nim też jeszcze nie była gotowa. On przecież uważał ją za taką
silną kobietę. Wstyd byłoby jej patrzeć mu w oczy z myślą o tym jaka była przez
pierwsze lata w Bułgarii, wstyd patrzeć byłoby jej w jego oczy z myślą, że może
znienawidzić ją za brak jakiegokolwiek odzewu. Musiała nacieszyć się Harrym, a
gdy wreszcie dzięki niemu zyska na wszystko odwagę, zrobi to co należy.
Te wszystkie przeżycia pokazały
Scarlett, że miłość jest największą potęgą jaka istnieje, że sama obecność
ukochanej osoby koi, że sama jej bliskość jest jak lekarstwo i mimo, że przez
to uczucie można cierpieć, to jest to dobre cierpienie, bez zwątpienia. Jeśli
cierpi się z miłości to znaczy, że można za nią umrzeć, że ona da nam
największą siłę. Niektórzy mówili jej, że to uczucie jest słabością, ale ona,
pomimo tego co przeżyła, pomimo tego bólu, jaki doświadczyła, wiedziała, że
wręcz przeciwnie. Bo to nie przez miłość cierpiała. Cierpiała przez jej brak,
przez brak obecności ukochanych osób, ale to właśnie miłość była jej siłą. Dała
jej odwagę na to, by znów być szczęśliwą. A kawałki jej serca, które oddała w
ręce ludzi, których kochała, tak naprawdę nie były zranione. To właśnie dzięki
nim, dzięki tym kawałkom była w stanie
przełamać ból i za pomocą miłości i ludzi, których kocha uleczyć te zranione
części.
~*~
I jest.
Oto bonus z okazji pierwszej rocznicy bloga. Trochę spóźniony, ale jednak. Szczerze? Sama nie wiem co o nim sądzę. Mogłam się bardziej rozpisać, ale cóż...
Pamiętam ten dzień w którym założyłam ZMwZF na Onecie. Szybko stworzyłam strony i wstawiłam prolog, który różnił się trochę od teraźniejszego. Kilka dni później wstawiłam pierwszy rozdział. Tak naprawdę wtedy byłam z nich taka zadowolona, a teraz jak patrzę na nie to widzę ile błędów robiłam, ale mój styl się poprawił. Właśnie dzięki pisaniu tej opowieści, a przyznaje, ze wtedy dopiero poznawałam serię o Harrym Potterze, bo stosunkowo późno się nim zachwyciłam i byłam jeszcze jak niedojrzały owoc. Stworzyłam Scarlett osobę, dla której siła miłości jest największa i mam nadzieję, że widać to w tej miniaturce. Ta historia będzie towarzyszyć mi zawsze. Scarlett, będzie towarzyszyć mi zawsze. Bo choć z czasem jest dziecinna, wkurzająca i naiwna, to jest jak druga Ja. Ma wady i zalety, tak już jest.
Pamiętam ten dzień w którym założyłam ZMwZF na Onecie. Szybko stworzyłam strony i wstawiłam prolog, który różnił się trochę od teraźniejszego. Kilka dni później wstawiłam pierwszy rozdział. Tak naprawdę wtedy byłam z nich taka zadowolona, a teraz jak patrzę na nie to widzę ile błędów robiłam, ale mój styl się poprawił. Właśnie dzięki pisaniu tej opowieści, a przyznaje, ze wtedy dopiero poznawałam serię o Harrym Potterze, bo stosunkowo późno się nim zachwyciłam i byłam jeszcze jak niedojrzały owoc. Stworzyłam Scarlett osobę, dla której siła miłości jest największa i mam nadzieję, że widać to w tej miniaturce. Ta historia będzie towarzyszyć mi zawsze. Scarlett, będzie towarzyszyć mi zawsze. Bo choć z czasem jest dziecinna, wkurzająca i naiwna, to jest jak druga Ja. Ma wady i zalety, tak już jest.
Myślę, że teraz wiele osób inaczej
spojrzy na to, czemu Jonson nie wróciła do Anglii. Ani Syriusz, ani Harry nie
zdają sobie sprawy co tak naprawdę ją powstrzymało. Mam nadzieję, że nie
namieszałam za bardzo i choć niektórym ta miniaturka się spodoba.
Chyba najwyższy czas podziękować
ludziom, którzy towarzyszyli mi przez ten rok. Niektórzy dołączyli do grona
czytelników niedawno, inni byli od początku, ale każdy jest dla mnie ważny, bo
gdy zakładałam bloga, nie myślałam, że zwróci on uwagę kogokolwiek. Byłam
jeszcze zielona. Pisałam wcześniej, ale to właśnie założenie bloga, wasza
konstruktywna krytyka pozwoliła mi się poprawić. Chcę podziękować każdemu z was.
Choć to nie jest koniec bloga, acz rocznica to i tak czuje taką potrzebę, bo
ten rok był zupełnie inny niż poprzednie. To dzięki wam, czytelnikom i jeśli
pominę kogokolwiek to bardzo przepraszam, ale wszystkim jestem bardzo
wdzięczna. Chciałabym byście o tym wiedzieli. A więc zaczynamy. Na początku do
tych regularnych czytelników (kolejność wymienionych osób jest przypadkowa;
przeglądałam komentarze z wcześniejszych postów i wypisywałam nicki, nie chcę
by ktoś poczuł się urażony):
Elaine – to Ty byłaś pierwszą, stałą
czytelniczką bloga, jeszcze pod pseudonimem Paula. Twój pierwszy komentarz
ucieszył mnie tak, że skakałam pod sufit, zresztą kolejne także. Towarzyszyłaś
mi od samego początku. Poznałam cię bliżej dzięki wymienianym wiadomościom i
jestem ci wdzięczna, że tak wspaniała osoba była ze mną i z moimi bohaterami.
Dziękuję :*
Eyed – choć już nie ma cię w świecie
blogosfery i prawdopodobnie tego nie czytasz, to byłaś. Byłaś ze mną, gdy dodawałam
rozdział, wypatrywałam Twojego komentarza i uśmiechałam się czytając go.
Dziękuję :*
Dusia – na początku to ja byłam czytelniczka
Twojego bloga, który mnie zachwycił. Byłaś dla mnie niczym gwiazda w świecie
blogosfery. Bardzo cieszyłam się, że zwróciłaś uwagę na mojego bloga. Cieszę
się, że byłaś przy mnie mimo iż na początku mój styl pozostawiał wiele do życzenia.
Dziękuję :*
Łapa-Syriusz – wiem, że byłeś na Onecie. Gdy się
przeniosłam na blogspot przestałeś komentować, a może nawet tu zaglądać, ale
nie szkodzi, bo choć Twoje komentarze były krótkie to wywoływały uśmiech na
mojej twarzy. Dziękuję, byłeś ze mną od początku :*
S@die – Ty także dołączyłaś do grona moich
czytelników dość wcześnie. Komentowałaś moje wpisy, a ja cieszyłam się jak
głupia, widząc twój pierwszy komentarz, bo nie sądziłam, że ktokolwiek
zainteresuje się moją twórczością i jakoś uda mi się zwrócić czyjąś uwagę.
Jesteś tak samo zwariowaną fanką Syriusza jak ja, więc widząc twoje komentarze
uśmiechałam się od ucha do ucha. Dziękuję :*
Eileen – gdy Cię poznałam byłaś Ewą39. Twoje
komentarze były bardzo miłe, a gdy je czytałam na moich policzkach wykwitały
rumieńce. Choć teraz nie ma cię w blogosferze, to zawsze będę pamiętać o tym,
jak podbudowywałaś moje chęci do pisania tego opowiadania. Dziękuję.
Czarna – wiem, że czytasz mojego bloga,
choć nie zawsze zostawiałaś komentarz, ale gdy czytałam twoje wypowiedzi,
myślałam sobie, że jednak warto było założyć bloga. Nie informowałam cię
czasami o nowych notkach, wypadało mi to z głowy, a ty mimo wszystko nadal
wracałaś. Dziękuję :*
Ginger Grant – poznałam cię jako xxx. Na
początku myślałam, że jesteś w blogosferze już kilka lat, a gdy dowiedziałam
się, że założyłaś bloga niedawno byłam pod wielkim wrażeniem. To, że stałaś się
czytelniczką mojego bloga i niedługo po dodaniu każdego posta komentowałaś moje
rozdziały było dla mnie bardzo ważne. Dziękuję :*
Jaenelle – do grona czytelników dołączyłaś,
gdy dodałam ósmy rozdział. Od tamtego czasu nie opuściłaś ani jednej notki.
Byłaś konstruktywnym krytykiem. To dzięki Tobie zaczęłam zwracać uwagę na
szczegóły i błędy. Od początku byłam zachwycona twoim stylem, twoimi
opowiadaniami i każdy komentarz i uwagę brałam sobie do serca. Twoje rady są
dla mnie bardzo ważne. Bardzo ci dziękuję :*
Firiel – dziękuję, że mnie znalazłaś, że
znalazłaś mojego bloga. Poznałam cię bliżej dzięki e-mailom i jesteś wspaniałą
dziewczyną. Każdy twój komentarz motywował mnie do dalszej pracy nad
opowiadaniem. To ty byłaś autorką pierwszego, wspaniałego nagłówka, gdy
przeniosłam się na blogspota. Wiem, że mimo iż czasami nie komentowałaś, to
byłaś przy mnie :*
Leszczyna – a zaczęło się od mojego zachwytu
nad twoim opowiadaniem. Żałowałam później, że nie wzięłam się za przeczytanie
Dowieść Niewinności wcześniej. Dałaś mi wiele cennych rad, jeśli chodzi o
pisanie. Jestem ci wdzięczna za twoje komentarze, a dzięki twoim wskazówką mój
styl zaczął się polepszać. Dziękuję :*
AnaRosa – dziękuje ci za motywacje jaką mi
dostarczałaś. Gdy napisałaś pierwszy komentarz bardzo się ucieszyłam. Jesteś
wspaniałą osobą, wiem to z wymiany maili i choć teraz już ze sobą nie piszemy
(trzeba zacząć ^^) to nadal jesteś. :* Dziękuję, że wierzyłaś we mnie.
Sweetness – jesteś ze mną od dwunastego
rozdziału. Twoje komentarze wywoływały u mnie uśmiech, bądź wybuch
niekontrolowanego chichotu. Dziękuję, ze jesteś, mimo wszystko :*
Munniette vel Psyche – bo cieszę, się że jesteś i że
pomimo wszystko znajdujesz czas na śledzenie mojego opowiadania. Twoje
komentarze są konstruktywne i dzięki nim wiem co poprawić. Dziękuję :*
Jennifer Riddle – poznałam cię stosunkowo niedawno,
ale od razu polubiłam i Ciebie, i Toje komentarze. Cieszę się, gdy czytam twoje
pełne entuzjazmu komentarze i robię to z uśmiechem na twarzy. Dziękuję :*
Deana Winchester – mojego bloga zaczęłaś czytać
kilka dni temu. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy, gdy dowiedziałam się, że
chcesz nadrobić zaległości. Dziękuję, że zainteresowała cię moja historia :*
Lileyna – i
oczywiście Ty, Liley <3 Znamy się od listopada. Od tamtego czasu zaczęliśmy
ze sobą pisać. Jesteś taką moja blogową przyjaciółką. Każdy twój komentarz
biorę sobie do serca, czekam na Twoje wiadomości i wiem, że mogę ci ufać i
powierzyć swoje tajemnice. Jesteś wspaniała, pod każdym względem. Dziękuję Ci
za wszystko. Za chwilę radości, chwile smutku i wszystko czym mogłam się z tobą
podzielić. Gdy czytam wiadomości czy komentarze od Ciebie uśmiech nie schodzi
mi z twarzy. Wierzę, że zostaniesz ze mną do końca :**
I każdemu
czytelnikowi, który zostawił komentarz choć raz. Choćby zawarte w komentarzu
było jedno słowo i tak wywoływało uśmiech na mej twarzy. Dziękuję: Romantycznej, S., Fleuri96, Rayne,
Elizabeth Anastacii, Anastasii, Lacrett, Aurze, Zwariowanej fance HP, Róży,
Legilimencji, TheDamie90, Makenii, Pręguskowi, Rory, OliWo99, Slack, Tuimus,
Stelli Bonasery.
Każdemu Anonimowi, bo wiem, że takowi są, wiem,
bo sprawdzam statystykę :) Nawet jeśli nie ujawnicie się do końca opowiadania
to wiedzcie, ze jestem wam bardzo wdzięczne, ze mi towarzyszycie. Po cichu, ale
jednak :**
Dziękuję bardzo czytelnikom. Wam,
wszystkim, bo staliście się dla mnie bardzo ważni. Blog jest teraz nieodłączną częścią
mojego życia, więc także jego czytelnicy. Dziękuję Wam wszystkim, ze byliście przy
mnie :***
Kochana Kosiu! ;*
OdpowiedzUsuńNajsampierw muszę wystosować do Ciebie odpowiednie podziękowania za tak cudne podziękowania dla mnie!
(namieszałam? przepraszam ^^)
Dziękuję Ci za to, że chcesz ze mną pisać i czytać moje dłuuugie maile i nie krzywić się przy tym (chociaż nie wiem jak tam jest u Ciebie po drugiej stronie monitora^^)
Dziękuję Ci za to, że nie zawiesiłaś tego opowiadania, męczyłabym Cię dość długo i wytrwale, żebyś je odwiesiła ;D
Dziękuję Ci za to, że jesteś! Naprawdę nawet nie wiesz jak bardzo Twoje maile mi pomagają przeżyć niektóre przykre chwile.
Dziękuję Ci, bo jesteś naprawdę bardzo ciepłą i delikatną osóbką, strasznie cieszę się, że Ciebie poznałam! ;*
Teraz, jeżeli chodzi o tekst.
Woow! <- Bardzo konstruktywna opinia ;D
Tak sobie długo myślałam, czy to będzie podobny tekst do tamtego tekstu z bonusa, o przeżyciach Scarlett i Syriusza za czasów szkolnych. Tu mnie jednak bardzo miło zaskoczyłaś! Oczywiście, wszystkie rozdziały pisane przez Ciebie były piękne i pełne uczuć, ale ten jest tak dosadnie napisany, że i ja poczułam tą pustkę, którą czuła Scarlett. Wszystko tak pięknie oddałaś, te wszystkie kawałki serca Scar, nigdy nie zapomnę tego rozdziału. Był najlepszym jaki do tej pory czytałam tutaj i nie przesadzam! Broń Boże!
Widać, naprawdę widać, że poświęciłaś temu rozdziałowi mnóstwo czasu, jest tak dopracowany i dopieszczony, to widać na pierwszy rzut oka. Wszystkie słowa tak ze sobą współgrają, tworząc piękną całość. Pomalowałaś mój świat tym rozdziałem! Chociaż za dużo słowa „Acz”, ale to się wytnie ^^ Nie ma co się przejmować ;)
Nie wiem czy Ci to mówiłam, ale pokochałam to opowiadanie. Dawno nie czytałam czegoś tak pięknego i pełnego tyle ciepła i miłości. Teraz autorzy w swoich tekstach, rzadko kiedy skupiają się na sile tak pięknego uczucia jakim jest miłość, wiele tracą. Jesteś ewenementem w całej blogosferze. Nie wiem, jakbym pociągnęła bez Twojego opowiadania. A bez Twojego Syriusza?! Zgon na miejscu :)
Wszystkie momenty tego rozdziału były piękne, ale najbardziej urzekł mnie kawałek, kiedy to Robert płakał razem ze Scar. Nie skłamię, jeżeli powiem, że i mi poleciała łezka. Nie wiele jest takich tekstów, które czytam i doprowadzają mnie do ocierania oczu. Swoją drogą, jak ty to robisz? Przelewasz w swoje rozdziały tyle pasji i miłości oraz optymizmu, że Ci zazdroszczę.
A! I jeszcze nie mogłabym zapomnieć o kawałku, kiedy to Scar wracała późno z randek z Blackiem ^^ Mało jest tekstów, które pokazują miłość ojca do córki. Zakochałam się w Robercie <3
Pięknie posługujesz się słowami, to już chyba pisałam?
Jeszcze wrócę do pochwały tekstu. Sama zastanawiam się czasami, jakby to było, kiedy wszyscy bliscy odeszliby ode mnie tak jak od Scar. Wiem, że na pewno bym nie wytrzymała. Twoja bohaterka jest dla mnie wzorem do naśladowania i radzenia sobie z emocjami. Mimo tego, że długo dochodziła do siebie, wyszła na prostą.
Pokochałam Scarlett, tak jak Ty :)
Mam nadzieję, że kawałki serca Scar w pewnym momencie wrócą na swoje miejsce i nie będzie już cierpieć. Bynajmniej nie zasługuje na cierpienie.
Boli mnie do tej pory to, że Rowling uśmierciła wiele pozytywnych bohaterów, a w tym Twojego Syriusza.
Gdyby nie Ty, nie zaczęłabym pisać swojego marnego opowiadania. Dziękuję, że mnie wsparłaś na samym początku i wspierasz do teraz.
Przepraszam za błędy!
Na zawsze Wierna Czytelniczka
Liley
Kochana Liley!
UsuńNajsampierw to ja ci muszę powiedzieć, że nawet jeśli namieszałaś to liczy się przekaz ^^ ;P
Oczywiście, że chce czytać twoje maile i się przy tym nie krzywię! Oczywiście, że nie, wątpisz we mnie, haha?
Może i zawieszę, może będę miała chwile słabości, ale chce skończyć to opowiadanie ^^
Jestem, jestem i będę. Uwierz ufam ci i ty także możesz mi się wyżalić <3
Oj, aż się zarumieniłam *.* Też cieszę, się, że cię poznałam, jesteś niesamowita :*
"Wooow" zawsze spoko, przecież wiesz, haha. o czasach szkolnych? Nie, nie, miałam kilka pomysłów, ale miniaturki o czasach szkolnych nie planowałam pisać :D Cieszę, się, ze udało mi się ciebie zaskoczyć!
Huu, kamień spadł mi z serca. Muszę przyznać, że bałam się jak wszyscy zareagują ;D Serio, jakbym znowu publikowała "Prolog".
Boże, aż się zarumieniłam *.* Jeny, aż się wzruszyłam. Nie sądziłam, że ktoś tak pokocha to opowiadanie i że nazwie mnie ewenementem, Boże <3 Naprawdę bardzo, bardzo mi miło, że tak o mnie myślisz, o mnie i moim opowiadaniu.
Moment Scarlett i Roberta jest moim ulubionym <3 Jestem z niego naprawdę dumna. Jeny, na serio musiałaś ocierać łzy? Nie sądziłam, w ogóle... Miłość Roberta do córki także jest bardzo silna, miłość Evy, miłość Scarlett... Myślę, że jeszcze to ukażą. Ja też go kocham ^^
Scarlett wzorem do naśladowania? Cóż, nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, że moja bohaterka wywarła na Tobie takie pozytywne wrażenie. Ona jest silna właśnie dzięki miłości. Aż mi łzy w oczach stanęły gdy przeczytałam twój komentarz ;D
Mnie też to strasznie boli. Tak mi się ryczeć chciało. Syriusz, Remus, Tonks, Fred... "Mojego" Syriusz, jeju jak to brzmi. Przez ciebie czuję jakbym to ja była jego autorką :P Choć przyznaję, że nadałam mu własny charakter.
Jestem ci naprawdę wdzięczna, za wszystko co zrobiłaś i napisałaś. :***
No cóż... nie wiem co powiedzieć. Jest mi bardzo miło, że i o mnie wspomniałaś w tych końcowych podziękowaniach :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, bo Twój blog jest naprawdę jednym z tych, które mogłabym czytać w nieskończoność, bo zwyczajnie uzależnia.
Czytając ten bonus wzruszyłam się. Zawsze nurtował mnie fakt, czemu Scarlett nie wróciła wcześniej do chrześniaka, czemu go wcześniej nie wyrwała z rąk Dursleyów, a tu taka niespodzianka.
Moment, w którym ojciec Scar, Robert opowiada jak bardzo jest mu brakuje jego małej dziewczynki, popłakałam się, a ten moment
"- Powiedziałeś kiedyś, że łzy zmazują ból. Proszę zmyj mój, bo moje łzy nie wystarczą – jej głos był smutny, a słuchać było w nim potrzebę bliskości. Odezwała się po raz pierwszy. Robert uniósł głowę. Ręki jego córki rozłożyły się. Podszedł do niej i przytulił z całych sił. Oboje łkali w swoje ramiona, oboje znowu poczuli swoje wsparcie, a następny kawałek serca Scarlett powrócił i miał się dobrze. Dusza powróciła na swoje miejsce z kilkoma ranami, ale jednak. To był przełomowy moment." strasznie mnie poruszył. To takie piękne, że ma w rodzicach wsparcie, zawsze może na nich liczyć.
Cudowne opowiadanie.
Remus, nie, Remus to nie ten typ. On by nigdy nie zapomniał o pannie Jonson. Nie wiem jak Scarlett mogła coś takiego pomyśleć, chociaż w sumie ja bym pewnie podobnie zareagowała siedząc tak daleko od najbliższych.
Miłość łącząca Syriusza i Scarlett to coś niezwykłego. Ten rodzaj miłości, który przetrwa wszystko. Nawet śmierć. Cudowne.
Cieszę się, że Harry praktycznie bez namysłu wszystko zrozumiał i uporządkował sobie w głowie i wybrał lepsze życie ze swoją matką chrzestną. Chyba najlepsza decyzja w jego życiu, jeśli chodzi o to opowiadanie.
Widać, że Scar bardzo kocha chrześniaka, Syriusz też, wielokrotnie to okazywali (do tej pory pamiętam jak rzucili się na Mundungusa z pretensjami, że dla durnych kociołków zaryzykował życiem Harry'ego).
Pozostało mi jedynie życzyć weny i czekać cierpliwie na kolejny rozdział :)
Jeszcze raz chcę podziękować za wzmiankę o mnie :)
Jennifer Riddle
Dziękuję Ci, kochana za takie słowa. Nie sądziłam, że mój blog uzależnia ^^ Gdy czyta się takie komentarze, aż chce się pisać! Nawet nie dopuszczałam do siebie myśli, by o Tobie nie wspomnieć :)
UsuńWiem, że cię nurtował :) Pewnie innym osobom też coś nie pasowało. Bo skoro Scarlett tak bardzo kochała tych ludzi to dlaczego wcześniej nie wróciła? I oto odpowiedź ^^
Moment z Robertem i Scarlett jest moim ulubionym z tej notki <3 I naprawdę liczyłam na to, ze ktoś zwróci na niego szczególną uwagę i się nie przeliczyłam, co mnie bardzo cieszy :) Jeszcze nie raz Eva i Robert udowodnią jak bardzo kochają swoją córkę. W końcu to ich jedynaczka i ich mieszanka ^^
Scarlett wiedziała, że na zawsze pozostanie przyjaciółką Remusa, mimo, że jej psychika była wtedy zniszczona. I nie chodziło tu o to, że kompletnie o niej zapomni, ale przecież mógł zaprzyjaźnić się z kimś, prawda? Wtedy nie myślała realnie.
Cóż, miłość Scarlett i Syriusza właśnie to potrafi. Przetrwać nawet śmierć i jeszcze się o tym przekonasz ^^
W rozdziale 7, pt. Love Story jest wspomnienie z wizyty Scarlett. Postanowiłam, że nie będę go tu wklejać i Harry właściwie, po tym wszystkim co mu opowiedziała, uwierzył jej, poza tym wszyscy znamy jego niechęć do Dursleyów.
Dziękuję ci bardzo, za wszystko :*
Życzenia już Ci składałam, ale zrobię o jeszcze raz :)
OdpowiedzUsuńGratuluję Ci pierwszej rocznicy bloga, życzę Ci sto notek i bezwarunkowej wenki;)
I dziękuję za tak ciepłe słowa skierowane do mnie. Zaskoczyło mnie to. Gwiazdą? Naprawdę?
A teraz Bonus, bo w sumie to on jest tutaj najważniejszy.
Ślicznie ukazałaś życie Scarlet po tym całym feralnym dniu. Dużo opisów... można Ci tym pogratulować. Bardzo podobało mi się jak opisałaś emocje dziewczyny; tęsknota, smutek, rozpacz, radość... Widać, jak główna bohaterka Twojego opowiadania mocno kochała osoby, które istniały w jej życiu. Tytuł Bonusu wręcz pasuje do całej tej historii. Trochę mnie zasmucił fakt, jak kobieta musiała sobie poradzić z tą depresją, która ją dopadła. Dobrze, że cały czas miała swoich rodziców i opiekowali się nią. Zadziwia mnie też to, że Scarlett ma te blizny w kształcie błyskawicy i łapy. Mówiłam Ci, że to bardzo interesujący wręcz zaskakujący pomysł? Jedno co mnie zadziwiło to, to, że pojawiły się bilety i lotnisko... Chyba jako czarodzieje potrafią się teleportować, prawda? ;)
Raz jeszcze życzę wszystkiego dobrego w blogowaniu;)
Pozdrawiam:*
Dziękuję bardzo :* Tak gwiazdą ^^ Twój blog był pierwszym którym czytałam i byłam po prostu oczarowana.
UsuńCieszę się, że się podobało :) Scarlett mimom wszystko jest bardzo delikatna, jakoś dała sobie radę, ale tylko za pomocą ludzi, których kocha. Cóż... O bliznach jeszcze trochę będzie i nie chodzi o samo to, że będą piec, ale o to dlaczego powstały, choć to pewnie nie będzie żadna niespodzianka ^^ Cóż, bilety i lotnisko było specjalnie. Jonsonowie to specyficzni czarodzieje. Oczywiście, że mogli się teleportować, nawet zastanawiałam się, czy tego nie zrobią, ale w sumie nie chodziło tu o to by opóźnić przybycie. Po pierwsze mieszkanie Scarlett było ochronione przed wszelkimi rodzaju zaklęciami i teleportacją. Po drugie i dla Scarlett i dla Jonsonów w tamtym momencie to było trudne. Oczywiście Eva i Robert od razu kupili bilety, acz w trakcie lotu i oni, i Scarlett (podczas powrotu) musieli się jakoś do tego przygotować. Nie umiem zbyt dobrze tego wytłumaczyć, ale ta rodzinka taka jest, coś by mi nie pasowało, gdyby tak po prostu się teleportowali. Są czarodziejami, żyją w czarodziejskim świecie, acz mają wiele mugolskich nawyków :)
Cieszę się, że się podobało. Dziękuję ci za tak miłe słowa i za wszystko :*
Dodałam wcześniej komentarz, ale się nie wstawił.. :D Może wina mojego lapka...:D Dziękuję za dedykt :) Komentuje trochę mało, ale jestem na wskroś leniwa, więc... :D Za to czytam. Oj czytam! Podoba mi się dojrzałość twoich postów. I szablon jest ładny :D Ja osobiście uważam że Syriusz mógłby zgolić brode, albo choc trochę ją zmniejszyć, czy jak. Ale ja idiotyzmy wygaduje.. :D rozdział jak zwykle ładny i wzruszający początek :D O tych kawałkach sercach, bardzo ładne :D Każda osoba którą kocha ma jeden kawałek :D Chyba lubisz aktorkę Svarlett Johanson :D Wiedz że czytam twoje opowiadanie, ale żadko komentuje, bo moja klwaiatura to istny koszmar, tak strasznie klika :D o jeju... I znów głupoty plote.. :D Rozdział naprawdę mi się podobał. Czekam na następny, mam nadzieję, że będzie niedługo :D
OdpowiedzUsuńDeana Winchester :D Pozdrawiam i życzę baaaardzoo duuużooo weny :D
Znam to. Też czasami wrodzony leń, nie pozwala mi np. nadrobić zaległości :P Hahaha. W książce, o ile wiem nie było nic o brodzie :P Ale spoko, bo Gary jest boski <3 Dziękuję bardzo za opinie :*
UsuńNo, całkiem fajny ten bonus wyszedł ^^. W każdym razie, wyjaśnia sporo kwestii odnośnie przeszłości Scarlet. Lubię takie notki, dzięki którym można poznać przeszłość bohaterów, rozwiałaś tym samym parę moich wątpliwości.
OdpowiedzUsuńNapisałaś ją całkiem zgrabnie. Czasem co prawda zdarzała się zbyt duża ilość przecinków czy drobne literówki, ale to takie błahe mankamenty, nie mające większego znaczenia. Tekst był dość przemyśleniowy, taki refleksyjny i pełen wspomnień, co mi się podobało, bo lubię takie kawałki. Nie zawsze da się wszędzie wciskać akcję, czasem potrzeba coś spokojniej wyjaśnić, opisać... A opisy uczuć to już w ogóle uwielbiam ^^.
Podobało mi się, jak opisywałaś smutek Scarlet po utracie bliskich osób, to, jak bardzo byli oni dla niej ważni. A także to, czemu nie zajęła się Harrym wcześniej, oraz czemu tak intensywnie to wszystko przeżywała. Widać, że wydarzenia te miały na nią wpływ i długo trwało, zanim się pozbierała i z powrotem poskładała swoje życie w całość. Jest to dość realistyczne, dzięki czemu tekst nie jest płytki czy suchy.
Och, i masz już rocznicę? Gratuluję ^^. Doskonale rozumiem uczucia, jakie żywisz do tego tekstu, bo sama też tak mam, i za 3 tygodnie mam rocznicę rozpoczęcia pierwszego opowiadania ^^. W każdym razie, fajnie, że tak daleko zaszłaś i że już tak długo piszesz to opowiadanie, i trzymam kciuki, abyś doprowadziła je kiedyś do końca tak, jak sobie zaplanowałaś.
Dziękuję też za wspomnienie mnie ^^.
Dziękuję :) Cieszę się, że ci się spodobał. Nie powiem z przecinkami to mam największy problem, przyznaję, a na klawiaturze pisze dość szybko i czasami nie uda mi się znaleźć wszystkich literówek :) Tak tu skupiłam się bardziej na opisach ^^ Chyba też wolę opisy, choć gdy piszę dialog, to też nie jest źle :D Haha. Ja mam rocznicę i nie zbyt dużo notek, ale naprawdę dziwie się sobie, że dałam radę. Kiedyś to miałam słomiany zapał. Założyłam bloga, był to jeszcze ff o Rensmee Cullen :P i siedem notek tam tylko wstawiłam i cóż, nie były najlepszej jakości bo to dość dawno było, haha. A ja dziękuję ci bardzo za twoją opinię :*
UsuńJeszcze raz gratuluję rocznicy i byleby tak dalej ;)
OdpowiedzUsuńI jest mi bardzo miło, że o mnie wspomniałaś :)
A odnośnie rozdziału to po kolei.
Ogólnie odniosłam wrażenie, że przy tym bonusie bardzo się starałaś, aby wyszedł jak najlepiej. Poczynając od stylu i ładnej budowy zdań przez co wszystko czytało się szybko i przyjemnie, a skończywszy na poprawności (czasem pojedyncze błędy interpunkcyjne były, ale na to można przymknąć oko).
Samą w sobie depresję (pomijając wszystko naokoło) opisałaś bardzo dobrze. Można było poznać uczucia tej cierpiącej kobiety i wczuć się w sytuację, w jakiej się znalazła, w jaką rzucił ją los chociaż wcale tego nie chciała i nawet nigdy o czymś takim nie myślała.
Ale niestety tak się skupiła na ładnym opisaniu depresji, emocji, że zgubiłaś wszystko pozostałe.
Przede wszystkim odniosłam wrażenie, że pisałaś tu o zupełnie innej kobiecie. Dla mnie Scarlet to silna baba, dla której miłość, rodzina i przyjaciele to wszystko, cały sens życia. Która jest na tyle silna i odważna, że dla nich jest w stanie poświęcić wszystko, nawet własne życie. Rozumiem, że śmierć Lily i Jamesa była dla niej potwornym ciosem, ale ona w tym momencie miała dla kogo żyć. Jej przyjaciele pozostawili rocznego syna i to właśnie Scarlet i Syriusza zrobili rodzicami chrzestnymi, by oni się nim opiekowali. Ona powinna powiedzieć sobie, że ma dla kogo żyć, że musi być silna, aby zająć się Harrym, bo w końcu znała Dursleyów i wiedziała, że w ich domu mały Harry nie zazna miłości, która dla niej jest najważniejsza. Tego strachu też nie rozumiem, bo roczne dziecko w jakiś sposób kojarzy bliskie mu osoby.
Druga sprawa to zachowanie rodziców. Oni doskonale wiedzieli, co dzieje się z ich córką, bo znali ja na tyle dobrze, by wiedzieć, że tak łatwo sobie z tym wszystkim nie poradzi i nie powinna być sama. Nie rozumiem, dlaczego czekali aż całe trzy lata, a potem, gdy widzieli, co się stało nie zabrali jej do domu. Tu nie chodzi o to, by zaufać i pozwolić jej robić swoje. Tu chodzi o to, aby ratować życie jedynego dziecka.
Ona przecież była wrakiem (chociaż po trzech latach niejedzenia (ewentualnie dziobnięcia czegoś) powinna być martwa. Czarodziej czarodziejem, ale ciało ludzkie ma swoje ograniczenia. Tak samo, gdy Eva się nią zajęła. Nie wystarczyło umyć jej, ubrać i umalować. Ona była wrakiem (na dodatek zapewne chorym, bo witamin zabrakło organizmowi), wyglądała jak przewlekła anorektyczka i na pewno nie miała gęstych włosów, o ile w ogóle w tamtym momencie jakieś posiadała.
Pozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję bardzo za miłe słowa :* To prawda. Scarlett jest silną kobietą, ale kiedyś ktoś powiedział mi, że czasem najsilniejsi z nas potrzebują pomocy i kompletnie nie umieją sobie poradzić z ich problemami. Scarlett straciła kogoś bardzo ważnego, wielką cząstkę swojego życia i choć nadal miała dla kogo żyć, to była w depresji. To był problem psychiczny, zamknęła się w sobie i choć wiedziała, że gdzieś tam jest mały Harry, to była zbyt słaba by do niego pojechać. Nic już nie miało dla niej sensu i mało kto zrozumie taki problem. Mimo że była bardzo silna, to zgubiła tą siłę, gdy straciła przyjaciół. I to właśnie jest problem psychiczny. Bardzo skomplikowany. Ja sama musiałam długo pomyśleć nad tym i myślałam cały rok o jej pobycie w Bułgarii. I to nie było tak, że Scarlett kompletnie nie jadła, bo coś "dziobała". Pisząc, że "nie jadła" miałam na myśli, że przez pierwszy rok prawie nie tykała jedzenia, ale jednak musiała, na to trochę siły znalazła. I właśnie, jak powiedziałaś "dla której rodzina, przyjaciele, miłość to cały sens życia" i miałaś rację. Gdy straciła przyjaciół to straciła ten sens. Mało kto doświadczył czegoś takiego i wielu osobom trudno wyobrazić sobie co czuła.
UsuńCo do rodziców to przez pierwsze lata nie mieli pojęcia, że z nią jest tak źle. Scarlett pisała do nich, że sama chce się uporać z tym wszystkim, a oni to uszanowali. Może to dziwne, ale ludzie, którzy mają jedyne dziecko, które tak kochając zawsze we wszystkim będą popierać jego działania, co jest czasami szkodliwe. Myśleli, ze ta zmiana w jej słowach jest właśnie spowodowana tą stratą, że dojdzie do siebie bo oni także wierzyli, że jest silna. Ale gdy minęły trzy lata zdali sobie sprawę, że zbyt długo widać po listach Scarlett, że jest w rozpaczy. Wiedzieli, że to dla niej olbrzymia strata i prawdopodobnie nie będzie nigdy umiała jej do końca przełknąć, że tak powiem. Poza tym sami się zdziwili, gdy ja taką zobaczyli, tak jak wiele osób myśleli, że to silna kobieta, ale z tym sobie nie poradziła, bo to ukochani zawsze byli jej siłą. A gdy ich straciła... No właśnie.
Nie zabrali jej do domu bo oni zrozumieli, że dla niej to zbyt wcześnie. Że nie jest gotowa wrócić do kraju w którym jednocześnie wszystko zyskała i wszystko, no prawie wszystko straciła. I chcieli z nią zostać, nawet bardzo. Długo trzeba było ich przekonywać by wyjechali, ale byli rodzicami i oni czuli to, że ich córka doszła do siebie i z całych sił pragnie teraz być sama. Gdy pomogli jej się uporać z tą depresją to ona chciała sama dać sobie radę z kompletnym powrotem do normalnego życia. I chciała to robić sama. Nie mówiłam, że wszyscy musieli to zrozumieć, ale tacy są moi bohaterowie i wszystko było zamierzone. To tak, jak ja kiedyś tak bardzo pragnęłam czegoś od rodziców tak bardzo, a oni nie chcieli tego zrobić, że aż skręcało mnie serce. Eva i Robert to zrozumieli. Poza tym Scarlett nie była taka kompletnie odcięta, co już mówiła Syriuszowi w 17 rozdziale. Myła się, ale robiła to zupełnie od niechcenia. Wiedziała, że musi to robić, ale nie dbała o to. Włosy miała ^^ I nadal gęste, bo myła, ale nie dbała o to by jakoś wyglądały, nie dbałą aż tak bardzo o swój wygląd, a jedynie o jako taką higienę intymną. Oczywiście, że ciało ma swoje ograniczenia. Ale ona w końcu jadła, z czasem coraz więcej, co prawda mniej niż kiedyś, ale zawsze. Więc aż tak okropnie nie wyglądała, ale jednak źle ;D Poza tym Eva nie tylko umyła ją, ubrała i umalowała. Myślałam, że to oczywiste. Dbała o nią tak jak matka powinna. Od przywrócenia jej do porządku zaczęła. Później pilnowała by jadła i by o siebie dbała. Może niektórzy tego nie rozumieją, bo problemy psychiczne to jednak trudna sprawa. Wiem, ze bronię jak lwica swoje opowiadanie ^^ Ale chcę po prostu powiedzieć jak ja to sobie wyobrażałam. Może rzeczywiście, nie zawarłam kilku faktów, ale od nawału obowiązków po prostu nawet nie pomyślałam, by napisać o tym. Dziękuję :* Pozdrawiam.
Gratuluję rocznicy! Obyś wytrwała z historią Scarlett i Syriusza jak najdłużej;* Tym bonusem, jestem po prostu oczarowana, muszę przyznać, że twój styl z notki na notkę staje się coraz lepszy. Pozwoliłaś mi lepiej zrozumieć depresję Scar. W momencie, w którym Voldemort udał się do Doliny Godryka, panna Jonson straciła całą swoją siłę, gdyż stanowili ją właśnie jej przyjaciele, którym, jak już wspomniałaś, ofiarowała tak wiele. Trudno mi sobie wyobrazić ból, który towarzyszył dziewczynie przez te wszystkie lata, ale mimo to, jakoś z tym sobie poradziła, chociaż jej psychika była u kresu wytrzymałości i żyła z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Jednak Scarlett miała dla kogo żyć. Miała rodziców, którzy kochali ją z całego serca. Miała Syriusza, któremu mogła pomóc, gdyby tylko zechciała, no i jak w ogóle, mogła pomyśleć, że Remus o niej zapomniał? Przecież, Lunatyk przeżywał wówczas gorsze katusze od niej! To jego pierwszego, Syriusz posądził o zdradę, to on, czuł się przez to upokorzony. Istnieje nadzieja, że gdyby Scarlett powiedziała mu prawdę, Remus by jej uwierzył i razem zdziałaliby coś więcej. Zastanawia mnie również, dlaczego Eva i Robert odwiedzili swoją jedyną córkę tak późno? Czy jej wiadomości nie wydały im się podejrzane? Dlaczego nie złożyli jej wcześniej wizyty na święta albo różne inne ważne uroczystości? W końcu, byli jej rodzicami, musieli wiedzieć o wrażliwej naturze swojej pociechy, że nie poradzi sobie z tym wszystkim sama. O! I tutaj całkowicie się z tobą zgodzę! Harry'ego mogli ocalić jedynie czarodzieje, no bo, gdyby Śmierciożercy dowiedzieli się o Privet Drive, to kto by go ochronił? Jeśli Dumbledore'owi naprawdę zależało na jego bezpieczeństwie, oddałby go pod opiekę państwa Jonson, nie bez powodu Robert był doświadczonym aurorem, a Eva jego jedyną, żyjącą krewną od strony Potterów. Magia, którą wykorzystała Lily, to za mało, w końcu, ona miała powstrzymać tylko Voldemorta, nie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;*
Dziękuję, Firiel :* Co do Remusa to nie do końca się zgodzę. Nie to, że cierpiał mniej niż Scarlett, ale nie da się tu porównać. Scarlett jak widzisz sama miała depresję. Nie wierzyła w to, ze by o niej zapomniał tak do końca, ale w to, że znalazł sobie nowych przyjaciół, bo w końcu w życiu wszystko możliwe. Eva i Robert to trudny temat. Sądziłam, że nie wiele osób to zrozumie. Oni bardzo kochali Scarlett, czasami może zbyt bardzo, tak byłą rozpieszczana, dostawała co tylko chciała, miała miłość, troskę, poczucie bezpieczeństwa, ale masz rację. Znali swoją córkę i jej wrażliwość. Dlatego wiedzieli, że mimo wszystko chciała poradzić sobie z tym sama, a ich obecność po tak krótkim czasie od śmierci Potterów źle by na nią wpłynęła, musieli po prostu trochę poczekać, bo wiedzieli, że on potrzebuje bardzo samotności. I rzeczywiście, było troszku lepiej niż na początku. Mnie też dziwiło zachowanie Dumbledore'a ^^ Ale ten staruszek zawsze kierował wszystkimi jak marionetkami i musiał mieć wszystko pod kontrolą, przekonałam się o tym w HP i IŚ. Dziękuję :*
UsuńAle Rowlingowski Remus bał się odrzucenia, prawda? Przecież, zaufał tylko Huncwotom i Lily (u ciebie również Scarlett), on nie zaprzyjaźniłby się z byle kim, przecież, w końcu, ile James, Syriusz i Peter musieli czekać, aż Lunatyk wyzna im prawdę? Eva i Robert byli wspaniałymi rodzicami, muszę Ci to przyznać, jednak dziecko w takich wypadkach potrzebuje wsparcia swoich bliskich, nawet jeśli jest dorosła, może wcześniejsza interwencja dałaby nieco większe (porządkowe) rezultaty w "terapii Evy". Mimo wszystko, to dobrze, że ta kobieta się nie poddała i dbała o nią tak, jak matka powinna.
UsuńMasz świetny pomysł na bloga. Przede wszystkim podoba mi się mnogość i różnorodność opisów oraz język, którym się posługujesz ::) Ciekawa jestem jak rozwiniesz dalej swój wątek. Będę wpadać tutaj, chociaż wątpię, by nader często (bo mam maturę i naprawdę niewiele czasu na blogowanie :(), ale Twój blog jest naprawdę warty uwagi! Zapraszam również do mnie- link w spamowniku ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :*
Witaj!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że odzywam się kij wie ile, po tym jak zostawiłaś u mnie komentarz, ale ostatnio jestem zakręcona jak słoik. Bardzo, ale to bardzo dziękuje Ci za przeczytanie mojego opowiadania. Cieszę się, że polubiłaś Av i Severusa, powiem Ci, że miałam zawiesić to opowiadanie, ale jak przeczytałam Twój komentarz, to zmieniłam zdanie. ^^ I nie jesteś głupia, w żadnym razie. Jak ja pisałam, że Albus spłodził dziecko to się pukałam w czoło i zastanawiałam, czy to już nie ten czas, żeby iść do psychiatry... Także z Tobą wszystko ok, gorzej ze mną...
Do rzeczy, proszę żebyś dała mi jeszcze trochę czasu, bo chcę dokładnie i wnikliwie przeczytać Twoje opowiadanie, a masz już sporo rozdziałów. Także ja się biorę za czytania i mam nadzieję, że dość szybko wrócę z komentarze dotyczącym treści.
A, muszę Ci jeszcze coś powiedzieć. Masz niesamowity pseudonim, jest tak piękny i uroczy, że absolutnie się w nim zakochałam. Odkąd gdzieś mi mignęłaś u kogoś na blogu to się tym zachwycałam. xD I tak, jestem nienormalna. Już się przymykam i znikam czytać.
Pozdrawiam! ;*
Witaj, kochana Kosiu! ;*
OdpowiedzUsuńSłowem wstępu chciałabym posłać Ci ogromne przeprosiny i podziękowania zarazem. Za co przeprosiny? Och, Ty już dobrze wiesz za co. Nie było mnie na Twoim blogu, nie przyszłam pomimo zawołania. Naprawdę mi z tego powodu jest niemiło i będę bardzo szczęśliwa, a jeżeli wybaczysz mi moją długą, bo tygodniową nieobecności. Jeśli zaś chodzi o podziękowania to sprawa również nie jest Ci obca. Dziękuję serdecznie za dedyk z moim skromnym nickiem; taka mała rzecz, a jak cieszy, naprawdę ;)
Jeżeli zaś chodzi o bloga, to serdeeecznie gratuuuuluję sukcesu i życzę Ci jeszcze kolejnych lat spędzonych z pisaniem, bo naprawdę masz wrodzony talent, który podczas pisania tego bloga rozwinął się i wspiął na wyżyny. Nie zmarnuj mi tylko tego!
Powracając jednak do treści, bo skoro dodałaś bonusik, to na kilka słów pokusić się mogę:
Jeśli chodzi o ten tekst, to myślę, że jak do tej pory jest jednym z lepszych. Doskonale widoczne było, jak wiele serca i pracy włożyłaś w to, aby powstał. Wszystko jest dokładnie zaplanowane, opisane, a każdy, nawet najdrobniejszy element ściśle pasuje do całości.
Tym bonusem pokazałaś, dlaczego Scarlett ma taką depresję i pozwoliłaś zrozumieć to czytelnikowi. Te wszystkie opisy jej przeżyć były naprawdę piękne i wzruszające. Fragment, gdy Robert płakał również ze Scarlett był pełen emocji i tak prawdziwy, że mnie aż samej zrobiło się mokro w okolicach oczu.
W ogóle bardzo współczułam i współczuję nadal Scar. Wszyscy od niej odeszli, została sama. Perspektywa samotności jest dla mnie chyba najgorszą z możliwych opcji. Wiemy przecież z Biblii, że gdy umrzemy, to zobaczymy osoby, które kochaliśmy za życia najbardziej. No, chyba, że trafimy do Piekła, ale to mało prawdopodobne, bo chyba nikt z nas tu nie będzie masowym mordercą :P Wracając jednak do tego, co chciałam powiedzieć: czyli po drugiej stronie spotkamy bliskich. A samotność? To taka próżnia w życiu, z której nie możesz się wydostać. Dusisz się, ale nie umierasz. Coś w tym stylu. Tak jakbyś wegetowała. To właśnie samotność przeraża mnie najbardziej.
Uwielbiam Twoją Scarlett i cieszę się, że przynajmniej rodzice byli przy niej, że opiekowali się nią i dawali wsparcie. Mam nadzieję, że kobieta kiedyś zapomni o smutnych wydarzeniach, bo akurat ta dobra i odważna czarodziejka nie zasługuje, by przeżywać taką okropność.
A i po prostu ubóstwiam, uwielbiam miłość Syriusza i Scar. Oni do siebie tak pasują, są dla siebie stworzeni, niczym pączek do ust człowieka xD Ach tak, musiałam dodać troszkę mojego humoru, żeby nostalgia mnie nie opanowała, a okres " pączuszkowy" się jeszcze nie do końca zakończył, był przecież w czwartek, a dziś poniedziałek. A co tam! Jak dla mnie w każdy czwartek mógłby być ten "tłusty" :)
Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz życzę najlepszego ;*!
świetne opowiadania piszesz wspaniałym językiem no i o Syriuszu w skali 1- 10 dałabym ci 100 :)
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie. Przeczytałam je całe w trzy wieczory i nie zauważałam nim błędów, tylko w tym bonusie przeszkadzało mi częste występowanie słowa acz. Sama piszę bloga i wiem jak ciężko jest czasem dobrać wyrazy i też często zdarza mi się, że używam za często jakiegoś słowa i musiałam to wszystko później poprawiać. Ale generalnie rozdział mi się bardzo podoba. Jesteś świetną blogerką. ;**
OdpowiedzUsuń