sobota, 10 listopada 2012

017 ROZDZIAŁ: Wyznania i przesłuchanie




         Wpadłam do pokoju. Nie umiałam powstrzymać łez spływających niczym strumienie po moich zaczerwienionych policzkach. Z mojej piersi wyrwało się łkanie. Ostatnio dość dużo płakałam, ale nie umiałam powstrzymać kłębiących sięwe mnie emocji. W pewnej chwili wybuchły, a ja żałowałam, że nie umiałam nad nimi zapanować. Wyciągnęłam różdżkę i mruknęłam drżącym głosem zaklęcie uciszające, mające na celu zatrzymać wszystkie dźwięki w tym pomieszczeniu. Chciałam jak najszybciej zasnąć i zapomnieć o smutku, bólu oraz kłótni. Lecz gdy zbliżyłam się do łóżka z baldachimem i zasłonami, zauważyłam, że leży na nim męska, niebieska koszula zapinana na guziki, obok niej zauważyłam karteczkę. Wzięłam kawałek papieru w dłoń. Było na nim napisane:

Na pewno będzie Ci w niej, o niebo lepiej
niż mnie.

Twój Syriusz.
                
        Wzięłam tę część odzieży należącą do mojego ukochanego i przytuliłam ją do siebie, jeszcze bardziej zanosząc się płaczem. Nie mogłam uwierzyć w to co zrobiłam. Jak mogłam powiedzieć mu takie rzeczy? Jak mogłam pozwolić by emocje miały nade mną władzę? Ależ ja byłam głupia!
*
               
         Scarlett wybiegła z kuchni, a Syriusz w jednym momencie zerwał się krzesła by pobiec za ukochaną, lecz Remus szybko go zatrzymał.

- Ona potrzebuje czasu - wytłumaczył Lupin patrząc na przyjaciela współczująco, a Black rozejrzał się po kuchni, patrząc uważnie na zszokowane miny członków Zakonu.

- Syriuszu - zwrócił się do niego Harry z wypiekami na twarzy. - Dobrze wiesz, że ona tak nie sądzi. Emocje wzięły nad nią górę, ale nigdy nie powiedziałaby czegoś takiego by cię skrzywdzić. Słowa same wypłynęły - próbował usprawiedliwiać chrzestną, lecz nie był po żadnej stronie. Nie chciał po prostu by się kłócili.
               
         Łapa opadł na krzesło i podpierając głowę ręką przymrużył oczy. Molly Weasley wpatrywała się w niego uporczywie, troszkę zła na to, że Scarlett musiała interweniować i zakończyło się to właśnie tak.

- Nie, Harry - zaprzeczył Syriusz. - Ona ma rację. Zawsze ją ma i zawsze potrafi przejrzeć mnie na wylot. Ja... - mruknąłzastanawiając się na odpowiednim doborem słów. - Naprawdę powinienem być dla ciebie jak ojciec, ale tęsknie za Jamesem i chyba zbyt bardzo chcę by tamte lata powróciły, próbując upodobnić się do twego ojca - spojrzał na chrześniaka a atmosfera w kuchni zagęściła się jeszcze bardziej.

- Nigdy tak na to nie patrzyłem - przyznał Harry ze zwieszoną głową i zauważył, że Szlalonooki wymownie wywrócił oczami, jakby chciał powiedzieć " możecie już przestać, bo mnie mdli?".

- Ale to nie znaczy, że kocham cię ze względu na Jamesa - rozwiał wątpliwości młodego Pottera jego chrzestny. - Kocham cię tak po prostu, bez żadnego powodu, tak jak się powinno kochać.
               
         -Dobra! Chyba koniec na dzisiaj - zwrócił się Alastor do Zakonu, a po chwili ludzie zaczęli opuszczać Grimmlaud Place, prócz Weasleyów, Hermiony, Harry'ego, Remusa i naturalnie pana domu. Syriusz, gdy wszyscy poszli, rozmawiał ze swoim chrześniakiem o tym, co się wydarzyło podczas spotkania.
*
         Stałam w łazience dołączonej do pokoju, który zajmowałam i który kiedyś należał do nastoletniej Walburgii. Była urządzona w subtelnym, kobiecym stylu. Mogłam cieszyć oczy pięknymi, różnokolorowymi kwiatami, porozrzucanymi po pomieszczeniu artystycznie. Wanna była ogromna. Pływały w niej płatki róży, które nasypałam po nalaniu wody. Stałam przy nie patrząc w prostokątne lustro, ozdobione srebrną, wysadzaną kryształkami ramą.
               
         Moje oczy były teraz czerwone przez łzy, które wylałam. Bose stopy, gładził puchaty, beżowy dywanik. Rozpuściłam długie do pasa, kręcone, gęste blond włosy nie odrywając oczu, od mej lustrzanej bliźniaczki. Przeczesałam loki placami, po czym zaczęłam odpinać guziki dżinsowej koszuli. Następnie zdjęłam spodnie i zobaczyłam siebie w lustrze w samej bieliźnie. Niektórzy pomyśleli by pewnie, że jestem bardzo szczupła, ale nie była chudziną. Bycie szczupłym, a chudym to jednak różnica. Obojczyki wystawały mi, lecz nie tak okropnie jak niektórym kobietą, zbyt bardzo przejmującymi się figurą. Miałam płaski brzuch, lecz nie wklęsły, jak to poniektórzy ludzie. Moje nogi były zgrabne i podobały mi się. Były chyba najlepszą częścią mojej figury, lecz nie miałam co narzekać co prawda.
               
         Po chwili byłam już w wodzie. Naokoło mnie pływały płatki róż i olejek migdałowy. Moje słone łzy mieszały się z cieczą, w której się myłam. Kąpiel nie trwała zbyt długo. Wydawało się, że ledwo co weszłam do wanny, a już stałam na zimnych kafelkach, z których szybko przeskoczyłam na dywanik. Owinęłam się białym ręcznikiem, po czym ubrałam na siebie białe bokserki i koszulę ukochanego, która sięgała mi prawie do kolan. Wysuszyłam włosy i weszłam do pokoju, kładąc się na wygodne łóżko. Zgasiłam światło zaklęciem i wpatrywałam się w baldachim.
               
        Czułam jakby jakiś ciężar przygniótł moje serce. Ponowna rozłąka z ukochanym z powodu kłótni, była dla mnie okropną perspektywą. Miałam nadzieję, że jutro będzie już wszystko porządku. Zamknęłam oczy, a po chwili białe drzwi zaskrzypiały cicho. Mimo to, nie podniosłam powieki z powrotem. Słyszałam jak ktoś naciska na klamkę i wchodzi do pomieszczenia. Przygryzłam lekko wargi. w chwili, gdy ktoś westchnął. Poznałabym ten głos nawet przez sen, choć ten ktoś nie wypowiedział żadnych słów. Syriusz z każda chwilą znajdował się bliżej mnie. Słyszałam skrzypnięcie drewnianej podłogi, gdy na niej klęknął. Czułam, że pochylił się nade mną. Odgarnął mi z twarzy kosmyk włosów i pocałował w czoło. Gdy położył się koło mnie i wziął mnie w swoje ramiona, nie otwierając oczu szepnęłam:

- Przepraszam - głos lekko mi zadrżał, a Syriusz splótł swoje palce z moimi. - Nie mówiłam prawdy. Byłam zdenerwowany, ale jesteś idealnym ojcem chrzestnym. Tyle zrobiłeś dla Harry'ego... Taki ktoś jest mu potrzebny - gdy pogłaskał mnie wierzchem dłoni po policzku, otworzyłam oczy. Mój ukochany milczał, ale się uśmiechał.

- Nigdy nie byliśmy na siebie źli zbyt długo - z jego ust wyrwał się śmiech, a po chwili znowu spoważniał. - Powiedz mi, co robiłaś przez te wszystkie lata? - westchnęłam smutno.

- Przede wszystkim cholernie za wami tęskniłam. Czułam się jak roślinka. Bez was nie potrafiłam prawidłowo funkcjonować. Przez dwanaście lat siedziałam zamknięta w małym mieszkanku w Bułgarii, warząc eliksiry lecznicze oraz tojadowe, które mogłyby się kiedykolwiek przydać - popatrzyłam na nasze splecione dłonie i skupioną twarz Łapy. - Może ze trzy razy zmieniałam się w psa i przez lasy wędrowałam do Anglii. Chciałam zobaczyć jaki jest Harry. Jak żyje, jakich ma przyjaciół jak się miewa, ale nigdy nie miałam tej cholernej odwagi by do niego podejść i powiedzieć " Cześć! Jestem twoją matką chrzestną. Kochałam i nadal kocham twoich rodziców ponad wszystko i ciebie także. Chcę się tobą zająć. Zamieszkasz ze mną"? Bałam się, że uzna mnie za wariatkę, a szczerze mówiąc, gdyby mi tak ktoś powiedział, to też bym tak pomyślała, albo jeszcze gorzej. Diabelnie się bałam, że mnie znienawidzi, rozumiesz? - głos mi zadrżał, a Syriusz kiwnął potakująco głową. -Myślałam, że będę dla niego potworem. Zostawiłam go na pastwę Dursleyów, którzy traktowali go jak śmiecia i nie odzywałam się do niego przez tyle lat, tylko dlatego, ze nie potrafiłam uporać się ze stratą Lily i Jamesa, że byłam tchórzem, bojącym się reakcji chrześniaka, podczas gdy nie powinnam nawet wyjeżdżać tylko zostać i się nim zająć, by miał dobre życie... -załkałam, a Syriusz przytulił mnie do siebie.

- Gdybyś nie wyjechała, nie wiadomo czy teraz mogłabyś się nim zajmować. Peter w każdej chwili mógł cię znaleźć, a jeśli nie on to inny Śmierciożerca. Voldemort ostrzył sobie na ciebie ząbki pamiętasz -głos mu zadrżał. - Chciał mieć cię w swoich szeregach mimo twojego statusu krwi. Nic dziwnego. Jesteś piekielnie inteligentną i zdolną czarownicą. Znasz magię, której nie zna nikt prócz ciebie i McGonagall - serce mi stanęło. Pamiętałam, gdy użyłam jej po raz ostatni, lecz to inna, długa historia. - A przede wszystkim jesteś diabelnie odważna i lojalna. Gdybyś wtedy nie postąpiła tak jak postąpiłaś, może już nigdy byśmy się już nie spotkali - zauważyłam łzy w jego oczach, lecz szybko się ich pozbył.

- Ale wiesz, nie mogłam znieść tego, że wokół naszego chrześniaka dzieje się tyle złego. Kamień Filozoficzny, Komnata Tajemnic i na dodatek strach przed tobą, gdy nie znał prawdy - spuściłam wzrok. Trudno było mi mówić o tym. Wina ciążyła na mnie. Nie mogłam sobie wybaczyć tego, że pozwoliłam na cierpienie mojego Harry'ego. - Na dodatek Dursleyowie za wszelką cenę chcący wytępić z niego magię i nie przejmujący się jego bólem. Znasz to uczucie? Tą koszmarną bezradność i złość, kiedy wiesz, że bliska ci osoba cierpi i potrzebuje twojego wsparcia, a ty jesteś tak cholernie daleko i nie możesz jej pomóc, mimo, że tak bardzo byś chciał? - Syriusz kiwnął głową patrząc na mnie znacząco.

- Ty i Harry. Dwie osoby, które kocham ponad życie cierpiały przez te wszystkie lata - spuścił wzrok. - To nie twoja wina. Moja. Gdybym nie wyleciał wtedy do Petera, nie zostałbym oskarżony o zamordowanie ludzi. Nie zostałbym zesłany do Azkabanu i razem wychowalibyśmy Harry'ego i byli razem. On by miał rodzinę, wsparcie, a ty byś tak nie cierpiała i nie tęskniła - pociągnął nosem.

- Och, nie! Nie obarczaj się winą i nie myśl co by było gdyby. Twoja reakcje była zupełnie naturalna...

- Ale ty chciałaś mnie powstrzymać! Pamiętasz? Ty mimo, że próbowałaś tej trudnej starej magii, mimo, że rozpaczałaś nad śmiercią Jamesa i Lily tak samo mocno jak ja, mimo, że piekielnie martwiłaś się o Harry'ego zachowałaś rozsądek - popatrzył na mnie jakbym była najmądrzejszym człowiekiem na ziemi, przez co jeszcze bardziej czułam się okropnie. Jeśli byłam taka rozsądna to czemu opuściłam Anglię? - Nie pozwoliłaś mi biec za Glizdogonem. Wiedziałaś, że to może doprowadzić to czegoś strasznego. A ja cię nie posłuchałem. I źle skończyłem tak jak zawsze - pogłaskałam go po twarzy czule.
               
         - To dlaczego i tym razem nie chcesz mnie posłuchać? Jeśli dwoje ludzi tak cholernie się kochają i mogą być ze sobą dlaczego nie są? - mój ukochany spuścił wzrok. - Tym bardziej, że tak się zachowują! Jak para...

- Bo gdyby Śmierciożercy dowiedzieli się, że jesteśmy razem rozpętałoby się piekło! Bo gdyby Ministerstwo mnie złapało i dalej uważało za winnego mimo wszystkich dowodów i dowiedziałoby się, że o wszystkim wiedziałaś ciebie też by zamknęli! Ty przeżywałabyś horror, że jesteś w Azkabanie, Harry, że ponownie został sam, a ja że oboje cierpicie - załkał. Ostatni raz płakał, gdy znaleźliśmy ciała naszych przyjaciół, lecz rzecz jasna wtedy o wiele bardziej. Teraz myślał o tym co by było, gdyby Harry nas ponownie stracił, a wtedy rzeczywiście i nasz chrześniak i my straciliśmy kogoś tak bliskiego. Przytuliłam się do niego z całej siły wsłuchując w niemiarowe bicie jego serca i przymykając oczy.

- Nie myśl tak - nakazałam. - Tak się nie stało, a wiesz dlaczego? - wzięłam jego twarz w swoje dłonie. - Ponieważ jesteśmy razem. Cała nasza trójka. Dalibyśmy temu radę, poza tym popatrz na Zakon -uśmiechnęłam się. - Ci wszyscy ludzie to nasi przyjaciele. Nie ważne jak długo się znamy. Walczymy ramię w ramię w słusznej sprawie i wszyscy jesteśmy jedną wspólnotą, jesteśmy rodziną. Przecież wstawili by się za tobą - Syriusz popatrzył na mnie szczęśliwy z iskierkami radości w tych swoich pięknych, szarych oczach. Jego tęczówki były niezwykłe, kochałam je. Nikt nie miał takich oczu, nikt, dlatego wydawały mi się jeszcze piękniejsze i bardziej wyjątkowe niż były. - Posłuchaj mnie. Teraz nie będę mówić o Harrym, bo to całkiem inna forma miłości niż do ciebie, choć obu was szaleńczo kocham. Ale ty jesteś mężczyzną, którego darzę uczuciem od tylu lat. Od dwudziestu wspaniałych lat, rozumiesz to? Taki szmat czasu byłeś, jesteś i zawsze będziesz, wielką miłością mojego życia - Syriusz popatrzył na mnie z bezgraniczną czułością i uczuciem, o którym właśnie mówiłam. - Pokochałam tylko ciebie. Mojego księcia. Ze wszystkimi twoimi zaletami i wadami, bo wszystkie twoje cechy wydawały mi się piękne. Kobieta może wybaczyć wszystkie wady, lecz nie braku obecności. Ale ty zawsze, przez te wszystkie lata byłeś w moim sercu i zajmujesz w nim wyjątkowe miejsce. Zadomowiłeś się w nim na stałe i przez ten czas rozłąki, byłeś przy mnie, lecz nie mogłam znieść myśli, że nie mogłam cię dotknąć, przytulić, pocałować...Byłeś. a jednak cię nie było. Moje serce pękło. Dalej miałam w nim ciebie, Harry'ego, rodziców, Jamesa, Lily, Remusa, lecz ono przedzieliło się bo nie mogłam znieść braku waszej obecności, waszego ciepła. A wiesz co się dzieje z człowiekiem, któremu pękło serce? - popatrzył na mnie uważnie i zachęcił mnie do dlaczego mówienia, gładząc mnie po policzku. - Niby zupełnie nic. No przecież żyje, pije herbatę, je ciastka, bierze prysznic, czyta książki. Czasem nawet się uśmiecha na wspomnienie o kochanych przez niego ludziach. Z tym, że każda z tych czynności nie ma wtedy najmniejszego sensu, rozumiesz? - zapłakałam cicho, a Syriusz kiwnął głową i przytulił mnie do siebie całując w czubek głowy.

- Wiem, Scarlett - Łapa wziął wdech chcąc powstrzymać się od płaczu. - Wiem. Ja tak cholernie cię kocham, ale ty przecież o tym wiesz. Nie wytrzymałbym, gdyby coś ci się stało, dlatego nie chciałem z tobą być. Ale jesteś jedyną osobą, którą tak kochałem, kocham i będę kochać. Nigdy nie sądziłem, że będzie mnie stać na taką miłość, ze kogoś tak pokocham. Ale wtedy pojawiłaś się ty. Ta mała wariatka śmiejąca się na okrągło, pomagająca wszystkim i każdego obdarzająca uczuciem. Osoba, która kochała tak bezinteresownie, która byłaby wstanie pokroić się za swoich przyjaciół i oddać życie nawet za nieznajomego człowieka. Czasem byłaś też pyskata i złośliwa i niewiarygodnie niebezpieczna z tymi swoimi ciosami karate, gdy ktoś skrzywdził twoich przyjaicół. Ale ofiarowywałaś pomoc każdemu, nawet Snape'owi i innym Ślizgonom, byłaś sprawiedliwa i pracowita, sprytna, inteligentna, na dodatek ten twój piękny głoś gdy śpiewałaś - rozmarzył się, a ja patrzyłam na niego z uśmiechem i dorodnymi rumieńcami na policzkach - uwielbiałem cię słuchać. W piosenkach przelewałaś swoje uczucia i było to bardzo widoczne. Wierzyłaś w wieczną przyjaźń i miłość ponad śmierć. Mówiłaś, że masz nadzieję, że cała nasza szóstka będzie przyjaciółmi do końca życia, a później również przyjaciółmi duchami, którzy będą straszyć innych przechodząc przez ściany - zaśmialiśmy się przez łzy. - Dalej tak jest. Dalej jesteś taka samą, kochaną Scarlett wtrącającą się we wszystko tylko by komuś pomóc, a na dodatek jesteś taka piękna, mój aniele. Pokochałem cię miłością trwałą i niezniszczalną, miłością wieczną - zbliżył się do mnie, a jego słodki oddech owinął moją szyję, niczym szal czułości. - Chcę z tobą być do końca mojego życia. Chcę się z tobą zestarzeć. Jako staruszek czytać ci opowieści, leżeć na hamaku, oglądać chmury i wspominać. Chodzić do pobliskiej kawiarenki na lody razem z naszymi ślicznymi wnukami opowiadającymi o tym jak rozwalają Hogwart tak jak ich dziadkowie i rodzice - zaśmiał się i nie próbował już powstrzymać łez. Ja też nie. - Jeśli ty żyłabyś sto lat, to ja chciałbym chociaż o jeden dzień mniej, gdyż nie mógłbym żyć we świecie w którym nie ma ciebie. Kocham cię ponad swoje życie, Scarlett. Chcę być z tobą - rzekł z zupełną powagą. Miał mokrą twarz od łez tak samo jak ja, popatrzyłam na niego zszokowana i aż zabrakło mi tchu.

- Naprawdę? Zrobisz to dla mnie? - pisnęłam szczęśliwa, przez słone krople spływające po mojej twarzy.

- Zrobię to dla nas, oboje się potrzebujemy i kochamy - wyszeptał mi wprost do ucha. - Zrobiłbym dla ciebie wszystko. Poszedłbym nawet na koniec świata - popatrzył mi w załzawione od wzruszenia oczy i pogłaskał po czerwonym policzku. Na pewno nie wyglądałam teraz byt atrakcyjnie, a jednak on mnie kochał, to mi wystarczyło.

- Nie bałbyś się zostawić tu tego wszystkiego? - spytałam drżącym od płaczu głosu.

- Czego wszystkiego? Przecież wszystko miałbym przy sobie - wyszeptał głosem przepełnionym miłością. - Wiesz, o co modlę się codziennie? - spytał gładząc moje włosy.

- O pokój na świecie? - podsunęłam.

- Nie - zaprzeczył. - O to byś mnie nigdy nie opuściła - wyszeptał czule, a nasze spragnione siebie usta znowu połączyły się w namiętnym, pełnym uczuć i miłości pocałunku. To złączenie naszych warg było wyjątkowe. Pocałunek, którym zapieczętowaliśmy nasz związek, symbolizujący to,że dopięłam swego. Znów byłam z Syriuszem i teraz już nic nie mogło nas rozłączyć.
*
         Obudziłam się przecierając zaspane oczy. Czułam, że ramiona mojego ukochanego obejmują mnie w pasie, a moja głowa leży na jego ramieniu. Rozkoszowałam się przyjemnym ciepłem jego ciała. Syriusz miał zamknięte oczy. Wpatrywałam się jego nagi, umięśniony tors. Pocałowałam go w policzek, a nagle jego usta znalazły się na moich.

- Dzień dobry, śpiochu - zaśmiał się.

- Śpiochu? - prychnęłam. - Wstałam o trzydzieści sekund wcześniej od ciebie.

- No nie byłbym tego taki pewny - zachichotał zakładając mi kosmyk włosów za ucho. - Jest już po jedenastej. Zdążyłem zjeść śniadanie, porozmawiać z Harrym o przesłuchaniu, przebrać się, wykąpać... -zaczął wyliczać, a ja popatrzyłam na niego przerażona.

- Ej! Stop, powiedziałeś, że po której? - prawie wykrzyczałam, a mój ukochany zaśmiał się.

- Oj, nie przejmuj się. Przesłuchanie dopiero na wpół do pierwszej - popatrzyłam na niego jak na wariata.

- Oszalałeś! Czyli zostało mi półtora godziny - jęknęłam chowając twarz w jego obojczyk.

- No! Akurat, żeby trochę ze mną porozmawiać, zjeść śniadanie i się naszykować - oświadczył zadowolony.


- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jesteśmy razem, że przejrzałem na oczy.

- Wiem, ja też - uśmiechnęłam się na wspomnienie ostatniej nocy, która na pewno zmieniła nasze życie.

- Kiedy im powiemy? - popatrzył na mnie z łobuzerskim uśmieszkiem.

- A kiedy chcesz? - zaśmiałam się.

- Cóż to za pytanie, madame!? Jak najszybciej! - zachichotał i wstał porywając mnie w ramiona, a ja pisnęłam radośnie. Wziął mnie na ręce i zbiegł po schodach.
               
         W tempie natychmiastowym wszystkie rude głowy oraz czarna Harry'ego i brązowa Hermiony odwróciły się w naszą stronę. Wszystko działo się tak szybko. Czarnowłosy ucieszył się na nasz widok, a w jego oczach nawet z dala widać było wesołe ogniki.

- No! Nareszcie się pogodzili! - klasnęła w ręce Molly uśmiechając się wesoło.

- I nie tylko! - Syriusz postawił mnie na ziemię i splótł swoje palce z moimi. Popatrzyłam znacząco na nasze splecione dłonie.

- Co tu się szykuje? - Ron pokręcił zabawnie brwiami.

- Ślepy jesteś? - zaśmiała się Hermiona uderzając go lekko w ramie. - Są razem!

- Nareszcie! - wykrzyknęli zgodnie wszyscy Weasleyowie i uradowany jak nigdy Harry.

- Poważnie? - zapytał uradowany podchodząc do nas. Pokiwaliśmy zgodnie głowami, a nasz chrześniak zaśmiał się wesoło i przytulił do nas.

- No ! Zmądrzałeś wreszcie Syriuszu - wykrzyknęła radośnie Molly całując nas obu w policzek. - Myślę, że ta mała sprzeczka jednak dobrze wam zrobiła - pogłaskała mnie niczym matka z czułością po policzku.

- Tak, nareszcie - powiedział to takim tonem, jakby chwile, gdy nie byliśmy razem jako para, były dla niego katorgą.

- A ja myślę, że ty się powinieneś słuchać Scarlett - powiedziała Hermiona z pełnymi ustami, na co Ron popatrzył na nią zszokowany, co wywołało salwę śmiechu. - To bardzo mądra kobieta jest - przełknęła jajecznice.
               
        - Siądźcie kochaneczki. Zaraz wam coś dam do zjedzenia - Molly uśmiechnęła sięradośnie nakładając nam na talerz stertę naleśników z dżemem jabłkowym i postawiła dzban z kompotem truskawkowym na środek stołu, podając mi i Syriuszowi szklanki. Podziękowaliśmy jej grzecznie i zjedliśmy śniadanie w wesołej atmosferze, co chwila wybuchając śmiechem z wypowiedzi Rona.
***
          Weszłam do pokoju, w którym kiedyś zamieszkiwała nastoletnia Walburga, zadowolona. Czułam jakby wszystko zaczęło się układać mimo zaczynającej się wojny. Nareszcie, po trzynastu latach ja i Syriusz znów jesteśmy parą, Harry jest szczęśliwy, mamy wspaniałych przyjaciół i tu na ziemi, jak i w niebie, bo nigdy nie zapomnimy o Lily i Jamesie, naszych najukochańszych powierników... Gdybyśmy jeszcze wygrali proces byłoby wspaniale. Mój chrześniak musi wrócić do Hogwartu. Wiadomo, że będę za nim tęsknić, tym bardziej, że w tamtym roku nie rozstałam się z nim na całe dziesięć miesięcy. Gdy tylko Czara wyrzuciła jego nazwisko, Severus za poleceniem Dumbledore'a wysłał mi list informując o wszystkim. Jak najszybciej dostałam się do szkoły, a Dumbledore, pozwolił mi tam "zamieszkać", by wspierać Harry'ego. Co prawda wpadałam jeszcze do pracy wykonując jakieś biurowe czynności w przerwach pomiędzy zadaniami, ale i tak, tak naprawdę nie rozstałam się z chrześniakiem.
               
         Westchnęłam po czym usiadłam na wygodnej pufie postawionej przy drewnianej, białej toaletce i zaczęłam rozczesywać włosy swoim grzebieniem. Były bardzo kręcone. Nie jak spirale, ale tak... Delikatniej? Może to właściwe określenie. Następnie sięgnęłam po szczotkę my wymodelować włosy. Później wyciągnęłam różdżkę w kierunku mojej głowy mrucząc:

        - Osemptius* - a moje włosy w jednej chwili stały się proste. Zaczesałam przydługą grzywkę ( bo już do końca szyi, ponieważ chciałam zapuszczać) do tyłu i popsikałam ją troszkę lakierem.
               
         Następnie przeszłam do makijażu. Nie zamierzałam Merlin jeden wie jak się stroić, lecz na taką sprawę trzeba wyszykować się tak, by wyglądało się elegancko. Nałożyłam bardzo małą ilość pudru na twarz, doprawiając trochę różem na policzkach. Przejechałam różowym błyszczkiem usta i popsikałam się stojącymi nieopodal perfumami, które Remus przywiózł mi z domu oraz nałożyłam tusz na rzęsy, które i bez niego były długie.
               
         Po następnych pięciu minutach byłam gotowa. Miałam na sobie białą bluzkę na ramiączkach, która wsadzona była w ołówkową, błyszczącą spódnicę sięgającą od biustu za kolana. Włożyłam nogi w czarne, lśniące siedmiocentymetrowe obcasy na nie za wysokiej platformie. Kosmyki włosów opadły mi na twarz, kiedy pochyliłam się, by nałożyć buty na stopy.
               
         Nagle drzwi się otworzyły. Podniosłam wzrok a Syriusz uśmiechał się do mnie zawadiacko i westchnął.

- Jesteś taka piękna - zarumieniłam się, a mój ukochany podszedł do mnie oplatając mnie rękami w pasie i złożył pocałunek na mojej szyi. - Będę ci to powtarzać, aż do śmierci - przyciągnął mnie do siebie i pocałował namiętnie. Nawet w obcasach, sięgałam mu zaledwie do początku czoła. Gdy jego usta oderwały się od moich, westchnęłam i rzekłam:

- Kocham cię - Syriusz założył mi, po raz kolejny, kosmyk włosów za ucho, głaszcząc mnie przy tym po policzku i wpatrując się w moje błękitne oczy, swoimi pięknymi, szarymi, pełnymi miłości, ciepła i radości tęczówkami.

- Ja też cię kocham. I mimo, że o tym doskonale wiesz, to i tak, także będę ci to powtarzał przez całe życie, które czynisz piękniejszym - uśmiechnęłam się.

- Nie wiedziałam, że z ciebie taki poeta - z jego ust wydobył się urwany chichot.
               
         - Właśnie coś sobie przypomniałem. Poczekasz tu chwilkę? Obiecuję, że się pospieszę- kiwnęłam głową i usiadłam na zielonej pufie. Ciekawe o co chodziło. Po chwili stał już przede mną z uśmiechem na twarzy trzymając w rękach pudełko, owinięte szczelnie papierem ozdobnym w złote liście. Podał mi je, a ja popatrzyłam na niego pytająco.

- Za każdym razem, gdy Knot przychodził sprawdzać Azkaban, lub gdy chciał coś ze mnie wyciągnąć na przesłuchaniu - na wspomnienie o pobycie mojego ukochanego w tym okropnym miejscu, serce mi się ścisnęło - zawsze prosiłem go by dał mi kilka ołówków i stertę białych kartek - uśmiechnął się łobuzersko. - Chyba nie trudno się domyślić co robiłem, prawda? - kiwnęłam głową. Już wiedziałam. Mój ukochany miał niezwykły talent to rysowania i malowania. Jego obrazy były piękne. W Hogwarcie, gdy jeszcze nie byliśmy parą, przyłapałam go, gdy rysował mój portret. Speszył się trochę, ale gdy mu powiedziałam, że to jest przepiękne, od razu się uśmiechnął. W swoją pasję wkładał całe serce. Widać było w tym jego duszę, lecz owianą tajemnicą. - Rysowałem twoje portrety. To jak leżysz na kocu z rozrzuconymi włosami, jak śpisz, jak stoję tyłem, a ty przytulasz się do mnie, jak się śmiejesz. Każdy z tych rysunków powiesiłem w swojej celi - popatrzyłam na niego zaskoczona i uśmiechnęłam się. - Nie tylko wiadomość, że jestem niewinny dawała mi siłę, ale ty. Cały czas byłaś w moim sercu, zajmowałaś każdą myśl, nie byłoby dnia, w którym bym o tobie nie myślał. Przelewałem swoje uczucia na papier, mogąc cały czas wpatrywać się w tą piękną twarz. Chciałem ci je dać, byś z każdym dniem, bez względu na wszystko, wiedziała i pamiętała, że byłaś i jesteś najbardziej przeze mnie kochaną osobą i nigdy nie będę mógł przestać o tobie myśleć - wpadłam mu w ramiona obejmując za szyję, wzruszona.

- Dziękuję - czułam jak łzy wzruszenia pchają mi się do oczu. - Dziękuję ci, że dzięki Tobie mogłam poczuć się piękna i kochana, że mogłam pokochać tak wspaniałego mężczyznę jakim jesteś i że stanąłeś na mojej drodze, bo życie bez ciebie nie byłoby życiem. Byłabym wrakiem człowieka, bo jesteś mi potrzebny do prawidłowego funkcjonowania. Bez ciebie jestem nikim, to ty jesteś moim powietrzem - wyszeptałam mu do ucha całując go w policzek. Objął mnie mocniej w pasie. - Ja przez te wszystkie lata, pisałam do ciebie listy, których nigdy nie wysłałam, komponowałam piosenki o mojej miłości do ciebie. Też miałam zamiar ci to dać - nie przestając go przytulać spojrzałam mu w oczy. - Byś wiedział, że ja też nigdy nie przestałam cię kochać i myśleć o tobie - rozradowany Syriusz uniósł mnie chyba z metr nad ziemię i okręcił na około. Nie mogłam powstrzymać wesołego śmiechu. Znów czułam się jak ta piętnastoletnia dziewczyna, która tak bardzo cieszyła się swoją miłością i dziękowała za nią Bogu.
               
         - Scarlett! - usłyszeliśmy krzyk Szalonookiego. - Co ty tam jeszcze robisz!? ZŁAŹ NATYCHMIAST!

- Ups... -wyrwało mi się. Schowałam pudełko z rysunkami, obrazującymi miłość Syriusza do mnie, do szuflady szafki nocnej i splotłam z uśmiechem swoje palce z jego.

- Nareszcie jestem w pełni szczęśliwa - uśmiechnęłam się, a następnie oddałam delikatny pocałunek mojemu ukochanemu.
***
         W Ministerstwie, ja, Artur i Harry, pojawiliśmy się dość dawno. Zdążyliśmy już załatwić kilka spraw, a m.in. odebraliśmy plakietki z napisami "Pilne przesłuchanie", od manekina stojącego za szybą, pracownik ministerstwa zdążył już też sprawdzić różdżkę Harry'ego. Właśnie zbiegliśmy na dół i popędziliśmy jeszcze jednym korytarzem, który bardzo przypominał ten z lochów w Hogwarcie. Ciężkie, drewniane drzwi, pozamykane były na żelazne rygle.

- Sala rozpraw... numer dziesięć... chyba... tak - powiedział Artur zatrzymując się przed ponurymi drzwiami z wielkim żelaznym zamkiem i oparł się o ścianę, próbując złapać oddech. - Już czas, Scarlett -zwrócił się do mnie, a ja kiwając głową, pokazałam Harry'emu drzwi prowadzące na salę.

- To pan... pan nie idzie z nami? - zapytał chłopiec zaskoczony patrząc to na mnie, to na pana Weasleya.

- Nie, nie wolno mi. Powodzenia!
               
         Moje serce tłukło się jak oszalałe. Wydawało mi się, że zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej. Popatrzyłam na chrześniaka, widać było, że denerwował się o wiele bardziej niż ja. Nic dziwnego. To w końcu on miał być oskarżony. Usłyszałam jeszcze jak przełknął ślinę. Położyłam mu rękę na ramieniu. Obrócił się w moją stronę patrząc na mnie błagalnie, jakby chciał, abym natychmiast go stąd wyprowadziła. W tej chwili niczego nie chciałam bardziej, niż tego, by Harry mógł wreszcie odetchnąć. Nacisnęłam żelazną klamkę, po czym razem z chrześniakiem, znalazłam się na sali rozpraw.
               
         Gdy weszliśmy, Harry wydał zduszony okrzyk. Ścisnęłam go lekko za rękę, tym samym chcąc okazać mu moje wsparcie. Popatrzył na mnie lekko przestraszony i stremowany. Swoim spojrzeniem, chciałam dać mu do zrozumienia, że będzie dobrze, po czym usiadłam na miejscu dla świadków. Nagle zimny, męski głos potoczył się po izbie.

- Spóźniłeś się.

- Przepraszam - odrzekł zlękniony Harry. - Ja... ja nie wiedziałem, że zmienił się termin.

- To nie jest wina Wizengamotu. Dziś rano wysłano ci sowę. Zajmij swoje miejsce - odezwał się ponownie Knot, głaszcząc swoją prawie łysą głowę.
               
         Widziałam, że Harry spojrzał ze strachem na środek sali, gdzie stało krzesło, z którego zwisały łańcuchy. Nie, no! Szczyt wszystkiego. Miałam ochotę coś powiedzieć na ten temat, ale nie chciałam zaszkodzić chrześniakowi. Młody chłopak ruszył w stronę krzesła, a odgłos jego kroków odbijał się echem od ścian. Usiadł na samym brzegu mebla, a łańcuchy zadzwoniły groźnie, ale go nie oplotły. A tylko by spróbowały! Harry zbladł raptownie przyglądając się ludziom siedzących na ławie ponad nim
               
         Było ich z pięćdziesięciu, członkowie Wizengamotu, do którego Dumbledore od niedawna już nie należał, ubrani byli w fioletowe szaty, a na piersiach po lewej stronie mieli wyhaftowane "W". Na samym środku siedział Korneliusz Knot, minister magii, nie wierzący w powrót Voldemorta. Był to korpulentny mężczyzna, który dziś nie założył swojego cytrynowego melonika i nie nałożył na twarz uśmiechu. Po jego lewej stronie siedziała czarownica o kwadratowej szczęce, z krótko przystrzyżonymi, siwymi włosami. Po prawej zaś siedziała inna czarownica, której twarz, była ukryta nieco w cieniu.

- No dobrze - rzekł Knot. - Mamy już...wreszcie... oskarżonego, to zaczynamy. Jesteś gotowy? - dodał spoglądając w dół na zadzierającego nosa, rudowłosego Percy'ego Weasleya. Siedział na samym końcu trzeciego rzędu ode mnie. Oczy chłopaka ozdobione były rogowymi okularami, a jego oczy utkwione w pergaminie, który miał pod oczyma. W ręku trzymał pióro, a ja wierciłam się niespokojnie wpatrując się w Harry'ego z troską.

- Dwunasty sierpnia, przesłuchanie dyscyplinarne- zagrzmiał głos ministra - w sprawie złamania przepisów Dekretu o Uzasadnionych Restrykcjach Wobec Niepełnoletnich Czarodziejów i Zasad Tajności Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów przez Harry'ego Jamesa Pottera, zamieszkałego w Londynie, przy Rose Street numer siedem Oskarżyciele: Korneliusz Oswald Knot, minister magii, Amelia Suzann Bones, kierownik Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, Dolores Jane Umbridge, starszy podsekretarz w biurze ministra. Protokolant: Percy Ignacjus Weasley...

- ... świadek obrony: Albus Persiwal Wulfryk Brian Dumbledore - rozległ się spokojny głos. Popatrzyłam z nieukrywaną radością na dyrektora Hogwartu. Jego spojrzenie prześlizgnęło się po twarzy mojej i mojego chrześniaka.
               
         Dumbledore kroczył powoli, a ja czułam narastającą nadzieję na wygranie tej sprawy. Oczywiście cały czas byłam pewna, że Harry'ego nie mogą tak po prostu wyrzucić ze szkoły, ale pojawienie się Dumbledore'a uskrzydliło moje serce. Stanął obok Harry'ego i spojrzał na Knota, wiedziałam, że "bitwa" jest już wygrana przez nas.
               
         Przez ławę sędziów Wizengamotu przebiegły różnorakie szepty i pomruki. Wszystkie oczy zwrócone byłe w kierunku tego wielkiego czarodzieja. Jedni wyglądali na oburzonych, inni na lekko przestraszonych, a dwie czarownice siedzące z tyłu, pomachały mu życzliwe rękami.

- Ach, Dumbledore - powiedział minister i zamilkł na chwilę, zastanawiając się nad doborem odpowiednich słów. - Tak. A więc...dostałeś wiadomość o.. zmianie terminu i... miejsca przesłuchania?

- Nie dotarła do mnie - odrzekł Dumbledore beztrosko. - Ale na skutek szczęśliwej pomyłki przybyłem do ministerstwa trzy godziny wcześniej, więc nic się nie stało.

- Tak... no cóż... chyba brakuje drugiego krzesła... ja... Weasley, może byś...

- Ależ proszę się nie trudzić - powiedział łagodnie Albus i wyjął różdżkę, wyczarowując sobie fotel pokryty perlakiem. Usiadł na ni i zetknął końce palców, zmierzył Knota spojrzeniem pełnym uprzejmego zainteresowania. Patrzyłam się na ministra zaciekawiona a jednocześnie wystraszona, następnie przenosząc wzrok pełen nadziei na siwobrodego czarodzieja.

- Tak, no więc zarzuty... Tak.
               
         Wyciągnął ze stosu arkusz pergaminu, wziął głęboki oddech i zaczął czytać:

- Zarzuty wobec oskarżonego, brzmią jak następuje: jedenastego* sierpnia bieżącego roku, o godzinie dziewiątej dwadzieścia trzy wieczorem, oskarżony celowo, z rozmysłem i pełną świadomością łamania prawa - tu prychnęłam jak najciszej - otrzymawszy uprzednio z Ministerstwa Magii pisemne ostrzeżenie przypominające mu o nielegalności takich poczynać, użył Zaklęci Patronusa na obszarze zamieszkanym przez mugoli, w obecności mugola, co stanowi pogwałcenie paragrafu C dekretu z 1875 roku o Uzasadnionych Restrykcjach, wobec Niepełnoletnich Czarodziejów, a także rozdziału trzynastego Międzynarodowego Kodeksu Tajności Czarów. Ty jesteś Harry James Potter, zamieszkały w Londynie, przy Rose Street numer dwanaście? - zapytał, patrząc groźnie na Harry'ego znad pergaminu.

- Tak.

- Czy trzy lata temu otrzymałeś już oficjalne ostrzeżenie z ministerstwa na skutek nielegalnego użycia przez ciebie czarów? 0 gdy to powiedział zacisnęłam dłonie w pięści. Harry mi o tym opowiadał. To był skrzat, ty nicponiu!

- Tak, ale...

- Czy wyczarowałeś patronusa wieczorem jedenastego sierpnia?

- Tak, ale

- Wiedząc, że nie wolno ci używać magii poza szkołą dopóki nie ukończysz siedemnastu lat? - spytał, kolejny raz przerywając mojemu chrześniakowi, co wywołało u mnie falę gniewu.

- Tak, ale...

- Będąc w pełni świadom, że...
               
         - Mógłby pan w końcu dać mu odpowiedzieć i coś wyjaśnić, panie ministrze - wstałam ze swojego miejsca i popatrzyłam na Knota z pogardą, który rzucił mi zaskoczone spojrzenie.

- Ależ oczywiście, pani Jonson, ale to jest Wizengamot. Musimy postawić zarzuty - odparł pouczająco. Harry spojrzał na mnie z ciekawością, a Percy jakbym zrobiła naprawdę coś okropnego.

- Co nie oznacza, że Harry, nie ma prawa na nie odpowiedzieć - odparłam i usiadłam na swoje miejsce. No tak, odezwała się we mnie moja impulsywność. Teraz modliłam się tylko, by nie miało to znaczenia w wyroku. Teraz będę starała się trzymać nerwy na wodzy.
               
- Będąc w pełni świadom - zaczął znowu - że w tym czasie w pobliżu ciebie znajduje się mugol?

- TAK - odpowiedział ze złością Harry - ale zrobiłem to ponieważ...
               
Czarownica z monoklem, o słomianych włosach, Amelia Bones przerwała mu grzmiącym głosem:

- Wyczarowałeś w pełni zdatnego do użytku patronusa?

- Tak, ponieważ... - zaczął.

- Cielesnego patronusa?

- E... co? - zdziwił się Harry.

- Czy twój patronus miał wyraźnie określoną postać? To znaczy... nie był tylko czymś w rodzaju strzępu mgły lub dymu?

- Tak - odrzekł Harry lekko zniecierpliwiony. -To był jeleń, to zawsze jest jeleń.

- Zawsze? - zagrzmiała Amelia. - To znaczy, że już przedtem wyczarowywałeś patronusa?

- Tak, robiłem to przez cały rok...

- I masz piętnaście lat, tak?

- Tak, i...

- I nauczyłeś się tego w szkole?

- Tak, profesor Lupin nauczył mnie tego w trzeciej klasie, bo...

- Jestem pełna podziwu - powiedziała pani Bones, patrząc na mojego chrześniaka zaciekawiona. - Prawdziwy patronus w tym wieku... no, no, to naprawdę wyczyn.
               
         Niektórzy członkowie Wizengamotu, siedzący za Knotem, znów zaczęli szeptać, a niektórzy potakiwali, inni zaś siedzieli nachmurzeni kręcą głowami.

- Nie zajmujemy się tutaj budzącymi podziw osiągnięciami uczniów - zagrzmiał Knot rozdrażniony - ale przypadkiem jawnego złamania prawa. Powiem więcej: im większe wrażenie budzi nielegalne użycie czarów, tym gorzej, biorąc pod uwagę fakt, że chłopak zrobił to na oczach mugola!
               
         Czarodzieje, którzy przedtem siedzieli nachmurzeni, teraz zaczęli głośno potakiwać, jakby toczyła się wojna pomiędzy tymi, którzy uznają winę Harry'ego, a którzy jej nie uznają. Percy zaś ze świętoszkowatą miną potakiwał głową.

- Zrobiłem to z powodu dementorów! - prawie krzyknął, zanim ktokolwiek zdołał mu znów przerwać. Na sali nagle zaległa głucha cisza.

- Dementorów? - powtórzyła po chwili milczenia Amelia, podnosząc brwi wysoko, a ja rozejrzałam się po twarzach tych wszystkich ludzi, chcąc odczytać z ich min jakąś reakcję. - Co to znaczy?

- To znaczy, że w alejce było dwóch dementorów, którzy zaatakowali mnie i mojego kuzyna!

- Ach... - mruknął minister ze zjadliwym uśmiechem i popatrzył, tak jak ja przed chwilą, po członkach Wizengamotu, jakby ktoś opowiedział mu jakiś wysoce zabawny kawał. - Tak, tak spodziewałem się, że coś takiego usłyszę.

- Dementorzy w Little Whinging? - zdumiała się pani Bones. - Nie rozumiem.

- Nie rozumiesz, Amelio? - zapytał Knot uśmiechając się ironicznie. - Pozwól, że ci to wyjaśnię. Ten chłopiec dobrze to sobie przemyślał i uznał, że dementorzy to świetna wymówka. Wprost idealna. Mugole nie mogą zobaczyć dementorów, prawda, chłopcze? To bardzo wygodne, bardzo wygodne... Więc mamy tylko twoje słowa i żadnych świadków...

- Ja nie kłamię! - zawołał Harry, przekrzykując cichu gwar. - Było ich dwóch, każdy nadchodził z innego końca alejki, zrobiło się ciemno i zimno, a mój kuzyn wyczuł ich i zaczął uciekać, i...

- Dosyć! Dosyć! - przerwał mu Knot i dodał z pogardliwym uśmiechem. - Przykro mi, że muszę przerwać tę fascynująca opowieść. Jestem pewny, że byłaby barwna i szczegółowa, ale...
               
         Odchrząknęłam głośno i wstałam. Postanowiłam, że czas wkroczyć i przedstawić opowieść jaką razem z poniektórymi członkami Zakonu wymyśliliśmy.

- Wspominał pan coś o świadkach? - Knot popatrzył na mnie uważnie.

- O, właśnie! Rado Wizengamotu - Dumbledore skłonił lekko głowę. - Pragnę oświadczyć, że nie licząc oczywiście Dudleya Dursleya, mamy dwóch świadków owego zdarzenia - Harry rozejrzał się zaskoczony po sali, a w niebieskich oczach Albusa można było dostrzec wesołe ogniki.

- Obawiam się, że nie mamy czasu na dalsze wysłuchiwanie tych wyssanych z palca opowiastek. Pragnę szybko zakończyć tą sprawę...

- Może się mylę - rzucił niefrasobliwie Dumbledore - ale wydaje mi się, że zgodnie z Kartą Praw Wizengamotu oskarżony ma prawo powoływania świadków na swą obronę, czyż nie? Czy nie taka jest linia postępowania Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, pani Bones?

- Racja - przyznała Amelia. - Święta racja.

- Och, no dobrze już dobrze - wycedził minister.- Proszę.

- Scarlett - zwrócił się do mnie Albus z uśmiechem - ty pierwsza, dobrze? - kiwnęłam głową, a po chwili siedziałam już na fotelu, który wskazał mi dyrektor.

- Imiona i nazwisko? - burknął Knot.

- Scarlett Eva Jonson - odparłam całkowicie spokojna, choć w środku cała się gotowałam.

- Jest pani matką chrzestną Harry'ego Pottera, prawda? A także siostrą cioteczną jego ojca i opiekunką prawną chłopca, tak?

- Tak jest.

- Co świadek ma do powiedzenia w owej sprawie? -spojrzał na mnie przenikliwie.

- No cóż... - zaczęłam biorąc wdech. - Razem z Harrym postanowiliśmy tego dnia odwiedzić jego ciotkę, Petunie Dursley, bo akurat miałam wtedy wolne w pracy...

- Myślałem, że pani i pani chrześniak nie utrzymują kontaktu z panią Dursley, czyż nie?

- Skąd - skłamałam bez mrugnięcia okiem. - Nadal jest coś co łączy cała naszą trójkę. Mama Harry'ego i wiem, że chciałaby by jej syn miał jakiś kontakt z jej siostrą mimo wszystko - odpowiedziałam. - Więc tak jak mówiłam odwiedziliśmy państwa Dursley w Little Whinging. Posiedzieliśmy trochę w salonie, po czym Petunia zaproponowała chłopcom, to jest Harry'emu i jego kuzynowi spacer na świeżym powietrzu, jako że mieliśmy pewien temat do obgadania, to musieliśmy pomówić ze sobą na osobności...

- A mogę zapytać jaki temat?

- Prywatny - odparłam zgryźliwie. - Chłopcy mieli wyjść tylko na kilka minut, by trochę porozmawiać. Gdy nie było ich już ponad godzinę, zaczęłyśmy się z Petunią niepokoić więc zaproponowałam, że wyjdę i ich poszukam.

- I znalazła, pani? - spytała Amelia.

- Tak. Właśnie, gdy srebrny jeleń przegonił drugiego dementora, który jeszcze chwilę przedtem szybował nad ziemią. Harry wydawał się kompletnie oszołomiony, nie wiedział co się dzieje, a Dudley leżałna ziemi skulony, trzęsąc się i pojękując, dementor zdążył go dopaść. Oczywiście jak najszybciej pomogłam Harry'emu podnieść chłopca, chcieliśmy zaprowadzić go jak najszybciej do domu i przywrócić do należytego stanu, lecz nagle zza zakrętu wyłoniła się kobieta, Arabella Figg, charłaczka, która widziała całą scenę.

- No cóż... - prawie, że jęknął Knot. - Dziękujemy, pani Jonson.

- Tak - odezwała się Amelia. - Pani zeznania na pewno bardzo przyczynią się do wyroku.
                
        Po mnie zeznawała Arabella Figg, opisując atak dementora, który widziała. Po tym Dumbledore zdążył także przedstawić swoją teorię dotyczącą tego, że ktoś wysłał na mugolskie osiedle dementorów. Rozprawa skończyła się jakoś po godzinie trwania. Wyrok mógł być jeden, większość na właśnie takie rozwiązanie zagłosowała. Oczyszczony ze wszystkich zarzutów. Byłam teraz przeszczęśliwa.
***

* Osemptius - zaklęcie wymyślone przeze mnie na potrzeby tego rozdziału.
* Jedenasty sierpinia - w książce działo się to drugiego, lecz zmieniałm to na potrzeby opowiadania.

Tadam! Otóż uroczyście oświadczam, że świętuję już drugi Syrlett Day !
Przede mną pozostały, powiedzmy jeszcze dwa lub troszkę więcej :)
No i nareszcie. Stało się to na co tak czekałam!
Scar i Syriusz razem! I Łapa, na pewno nie będzie nieszczęśliwy
z powodu, że np. Harry jednak wraca do Hogwartu tak jak w książce
i na pewno nie będzie samotny ^^
Jak się podobały monologi bohaterów,
a może bardziej sprawa z rysowaniem Scarlett w Azkabanie?
Trzeba było sobie wyobrazić miny Śmierciożerców i innych więźniów,
albo szych z Ministerstwa :D Muszę przyznać, że naprawdę wpadłam w trans
jak pisałam rozmowę Syriusza i Scar. Jestem bardzo zadowolona, choć wiem, że może już z rana było słodko,
ale akcja się dopiero zaczyna :) W następnym rozdziale wracają dwie osoby, które będą teraz o wiele
więcej znaczyły. Za dwie notki powróci jeszcze inna osoba i zrobi coś, czego nie można by
się spodziewać, a także pojawi się nowa postać, która będzie miała jakąś trochę większą
rolę w opowiadaniu, ale nie aż taką dużą. Proszę o komentarze i szczere opinię, jeśli można :)
Pozdrawiam :***

 

24 komentarze:

  1. Przeczytałam ^^. I widzę, że masz cudny nowy szablon, czyżby dzieło C.? Tak, to chyba C., właśnie zauważyłam podpis ;P.
    Jeeej, długi był ten rozdział ^^. Serio, strasznie długi, ale spodobał mi się. Świetnie opisane relacje Scar i Syriusza, moim zdaniem wyszły bardzo wiarygodnie i cieszę się, że stworzyłaś Syriuszowi kogoś bliskiego, tak mi go zawsze było żal, jak był samotny w tym okropnym domu.
    No i Harry też ma w niej spore oparcie, musiało mu być lżej, gdy wchodził na to przesłuchanie w towarzystwie kogoś, kogo zna, bo w książce był całkiem sam.
    Nawet fragment spisany z oryginału nie raził w oczy, wszystko fajnie się komponowało. I przede wszystkim były opisy, sporo opisów ^^. A wiadomo, że Ginber vel. xxx lubuje się w opisach ;).
    Naprawdę z rozdziału na rozdział poprawia ci się styl, i mimo długości nie nudziłam się przy czytaniu, a czasem tak mam, kiedy jest dużo tekstu.
    Jestem ciekawa, co będziesz opisywać, jak Harry już pójdzie do Hogwartu i fajnie, że do niego wraca xDD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ^^ Tak, dzieło C. :) Śliczny, prawda? <3 Ej tam nie był, aż taki długi. Na blogu były dłuższe. Mi też było żal Łapy, ale ze Scar napewno nie będzie samotny :D Harry też będzie miał o wiele lepiej. Ma w końcu rodziców chrzestnych, którzy zawsze będą go wspierać. Jeszcze raz bardzo ci dziękuję :** Ojć atrakcji nie zabraknie ^^ Zacznie się dziać, powiadam! I trochę o młodości Walburgii będzie gdzieś koło 30 rozdziału. Pozdrawiam <3

      Usuń
  2. Jejciu, muszę pogratulować rozdziału, ponieważ jest bardzo dobry pod względem długości i stylu. Na prawdę udało Ci się idealnie ukazać relacje pomiędzy Scar i Syriuszem. Wreszcie do Łapy coś dotarło. Muszę przyznać, że Twoje wersja Syriusza jest znacznie ciekawsza od książkowej i z rozdziału na rozdział rozwijasz tę postać. No i cieszę się, że Harry wreszcie będzie miał, jakby nie patrzeć, rodzinę.
    Ach tak, Wizengamot. Za czasów Knota zszedł na psy i członków takich jak Amelia można by było wyliczyć na palcach jednej ręki.
    Pisałaś może olimpiadę z j.polskiego? Miałabyś duże szanse :)
    Życzę dużo weny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci bardzo :* Ojej nawet nie wiesz jak się zarumieniłam *.* Naprawdę bardzo mi miło gdy słyszę takie słowa o moim opowiadaniu i postaciach. Oż kurde nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy pisałam tę rozmowę :) Aj, niebo :P No tak. Wizengamot, grr.... Od drugiej części już nienawidzę Ministerstwa, zaczęło się od tego, że zamknęli Hagrida. No nie, nie pisałam, bo nowa szkoła i wgl. bałam się troch, ale dziękuję :**

      Usuń
  3. Witaj! Czy czytam jeszcze Twojego bloga? Cóż to za pytanie! Oczywiście, że tak, tylko po prostu miałam zastój weny, ale teraz już wszystko toczy się normalnie :)

    No, moja kochana, z długością zaszalałaś, ale i treść niesamowita :)
    Bardzo się cieszę, że Scar i Syriusz są wreszcie razem, tak jak być powinno ^^
    Ich rozmowę ukazałaś naprawdę pięknie i realnie, wyszło Ci to bardzo dobrze.
    Gratuluję też tego, że nie zrobiłaś z Syriusza tego samego bohatera, co w książce, tylko nadałaś mu swój - znaczy się Twój ;p - charakter.
    Cieszę się też, że Harry będzie miał wreszcie rodzinę.

    Rozdział uważam za jeden z najlepszych i najbardziej ciekawych, także już z niecierpliwością czekam na kolejny. Mam nadzieję, że równie jak ten, udany! :)

    A i bym zapomniała: boski szablon, tylko kolor czcionki tak średnio mi pasuje, ponieważ czasem nic nie widać :)

    Pozdrawiam,
    Sweetness

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo mi miło :** Dziękuję ^^ Ja też się cieszę, jupi! Och, gdy pisałam tę rozmowę to wpadłam w jakiś trans normalnie. Sama byłam zdziwiona, że coś takiego wyszło :) Tak mam trochę problem z czcionką, muszę sobie coś dopasować :) Tak, szablon śliczny <3

      Usuń
  4. Hej, hej i czołem^^
    Rozdział bardzo mi się podobał. W prawdzie przemknęło mi przed oczami kilka literówek i sklejonych wyrazów, ale to nic! :P Ważne, ze rozdział był boski i wręcz trudno mi w słowach wyrazić jak bardzo się cieszę, ze go przeczytałam. [No przecież to moja zasługa, to ja go przeczytałam XD, no żartuję, to ty go napisałaś, przez co zrobiłaś mi radochę:D]
    Cieszę się niezmiernie z powodu Scarlett i Syriusza, no przecież nasze gołąbki znów są razem, tylko skakać do nieba z radości.
    Ach Knot i jego "banda" schodzą na psy. Ja to bym na miejscy Scar kopnęła ich porządnie w dupę, a by się opamiętali, bo inaczej się nie da.
    No to ja czekam na next.
    Całuję,
    Eileen:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, siemka :D Dziękuję ci bardzo :* Och, już mnie wkurza ten Word. Mój laptop poszedł do lekarza, a ja piszę na stacjonarnym gdzie jest Word 2003 i gdy skopiuję, poprawioną, dobrze napisaną treść do zaraz mi się wyrazy sklejają, kropki przyczepiają do wyrazów i między akapitami jest wieeeelka przerwa. Ach, czekam na moje słońce :) Dziękuję. Bardzo mi miło gdy słyszę takie słowa :) Ach, Scarlett jeszcze pokaże ministerstwu na co ją stać w obronie chrześniaka i prawdy :) Pozdrawiam :**

      Usuń
  5. Syriusz i Scarlet wreszcie są razem, można się cieszyć:) Ale sobie tak słodko wyznawali tą miłość. Gdyby ktoś tak pięknie do mnie mówił, jak Syriusz do Scarlet... rozmarzyłam się ^^
    No i przesłuchanie. Bardzo piękne, fajne dodane wątki ze Scarlet:) Cieszę się, że wszystko poszło dobrze. W sumie, inaczej nie mogło się stać:)

    całuję:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, wiem :) Ja jak piszę jako Scar to normalnie czuję się w swoim żywiole bo ona bardzi podobna do mnie pod względem uczuciowym jest :P Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  6. Dzięki za poinformowanie mnie o nowym rozdziale ;D

    Rozdział jest genialny :D Rozmowa między Scarlett a Syriuszem bardzo mnie wzruszyła,do tego stopnia,że kilka kropel spłynęło mi po policzku (dosłownie!). Ta ich miłość jest naprawdę piękna i mocna. No i jeszcze ten piękny prezent od Łapy dla Scar. Wyobrażam sobie co mógł czuć bez niej (i Harry'ego oczywiście) w Azkabanie. Tylko czekać,aż Syriusz oświadczy się nam głównej bohaterce,choć na pewno ślub w przypadku ich pary będzie trudny do zrealizowania z kilku przyczyn xd

    Nie mogę doczekać się kolejnej notki :)

    Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko ^^ Nie wiem czy chcesz, żebym dlaje informowała, no ale jesteś w obserwatorach, więc wiesz xD Och, dziękuję :* Ja też ryczę jak bóbr przy ich chwilach ;D Ach, jeszcze wszystko się zobaczy. Wszystko prowadzi to pytania: Czy Syriusz przeżyje? Jak tak to jak? A jak nie to co ze Scar? :P Hahah. Jestem ciekawa co czytelnicy sobie o tym myślą ;D

      Usuń
  7. Ach,no i jeszcze rozprawa przed tym Wizengamotem. Nie wyobrażam sobie innego wyroku - musiał być uniewinniający. Bardzo dobrze,że Scar była na rozprawię w sumie inaczej być nie mogło. Widać jej miłość w stosunku do Harry'ego i - tu się z nią bez wahania zgodzę - te krzesła z łańcuchami to przesada i to gruba xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam już wcześniej, ale dopiero teraz znalazłam chwilę na skomentowanie. Na razie filtry aktywne zajmują cała moją uwagę, przynajmniej do środy.
    Właściwie pierwsze, co mi się nasuwa na myśl, to jak zamierzasz skończyć to opowiadanie. W końcu powszechnie wiadomo, co zdarzyło z Syriuszem w ministerstwie, a ciężko mi uwierzyć (szczególnie po tym rozdziale), byś chciała w tym przypadku postąpić kanonowo.
    Dobrze, że Harry miał kogoś, kto mógł mu towarzyszyć na przesłuchaniu. Dla niego musiało to być naprawdę duże wsparcie, gdyż wiedział, że Scarlett na pewno nie pozwoli Knotowi postawić na swoim. Trochę mnie zdziwiło, że Dumbledore przystał na te kłamstwa, w końcu gdyby to jakoś wyszło na jaw, to Harry miałby przechlapane, a same zeznania pani Figg zupełnie by wystarczyły. Jednak czasem Scar powinna trzymać nerwy na wodzy, bo takie wtrącanie się bez pytania przed sądem nigdy na dobre nie wychodzi, a już szczególnie, gdy Knot i Umbrdge mają coś do powiedzenia.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, znam to. Ja bym u cb już po 1 minucie skomentowała :D Ale ja tylko w weekendy czytam blogi, bo w tygodniu naprawdę jest okropnie. Oj ja już mam wszyyystkooo zaplanowane :) Jestem ciekawa czy czytelnicy mają jakąś teorię, ale już nie mogę doczekać aż się wszytsko wyjaśni i będę mogła poznać rekację innych :) Scarlett zawsze będzie wsparciem dla Harry'ego. To napewno mogę przyżec. Och, nie mogłoby to wyjść na jaw, chyba, ze ze strony Dursleyów, ale oni w końcu nienawidzą magii więc nie rozmawialiby z osobnikami z "takiego" świata i tylko Zakon tak naprawdę wiedział gdzie była Scar, no i Marcus, ale on to inna historia. Poza tym chciałam trochę poeksperymentować, że tak powiem xD Pani Figg była w końcu charłaczką i nawet w książce Wizengamot nie za bardzo jej wierzyłw niektórych przypadkach. Och, Scar i ta jej impulsywność jeśli chodzi o ukochane osoby, niestety to jej wada :) A ja mam taką samą ;D Pozdrawiam :*

      Usuń
  9. Na wstępnie chciałabym Cię przeprosić, że przybywam do Ciebie dopiero teraz! Naprawdę niesamowicie mi głupio z tego powodu. Pozostaje mi jedynie prosić o wybaczenie!
    Naprawdę cieszę się, że powróciłaś do blogosfery w tak świetnym stylu! Najgorszy jest zawsze powrót, a ty poradziłaś z nim sobie wspaniale! Masz wenę, motywację do dalszej pracy, cieszę się, że Ci się udało. Już dwa razy miałam podobną sytuację i olałam pozostałe blogi, nie wróciłam na nie. A szkoda by było, gdyby "Zwariowane miłości w Zakonie Feniksa" zostały porzucone.
    Masz bardzo ładny szablon - świetne zdjęcia i ciekawą kolorystykę, aczkolwiek nie da się przeczytać tekstu bez zaznaczania go, co trochę przeszkadza. Musiałam kopiować sobie rozdziały do Worda, żeby zapoznać się z najnowszymi notkami.
    Posklejało Ci się trochę wyrazów. Czyżby blogspot sklejał je niczym onet? Czy po prostu masz jakiś program, który Ci je skleił?
    Wydarzenia bardzo mi się podobają. Cieszę się, że Scar i Syriusz są wreszcie razem! Podobał mi się również fragment, w którym ujawniłaś, że Syriusz ma talent do rysunków i w Azkabanie przedstawiał na szkicach swoją ukochaną <3 To było rzeczywiście słodkie.
    Hah, ciekawie to obmyślili, tę historyjkę, którą sprzedali potem Ministerstu Magii. Przynajmniej wyszło to z korzyścią dla Harry'ego.
    Kiedy pojawi się nowa notka? Czekam na nią z niecierpliwością.
    Całuję,
    Leszczyna ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, nie ma za co ;* Znam ten ból, gdy ma się dużo obowiążków ;) Ojej, dziękuję, aż mi się rumieńce pojawiły na policzkach, poważnie :) Ja bym nie mogła porzucić tego bloga. Czasem rzeczywiście, gdy nie mam weny do się wkurzam :P Ale to moja pierwsza historia, którą publikuję na blogu i którą naprawdę pokochałam. Oj wiem. Muszę nad tym popracowac. Nie, nie :) Blogspot jest genialny tylko ja piszę na starym Wordzie 2003 na kompie stacjonarnym, a jak kopiuję do laptopa to mi się skleja i niektóre przeoczę :/ Ja też się ciesze :D Och, dziękuję :) Syriusz od początku miał być artystą, nie wiem jakoś tak sobie pomyślałam, że to romantycznie, a fajnie by było gdyby taki łobuziak jakim był w Hogwarcie miał taką stronę osobowości :) Nowa notka już jutro. Pozdrawiam :*

      Usuń
  10. Witam :)

    Naprawdę stworzyłaś przepiękną, miłosną historię. Tak mnie ona poruszyła, że też zaczęłam pisać opowieść o Syriuszu i kobiecie, której postać nie pojawia się w książce. Jeszcze nic nie opublikowałam, ale z góry uprzedzam nic nie ściągałam od Ciebie, bez obaw ^^ Przeczytałam wszystko z zapartym tchem w jeden dzień i moja dusza domaga się więcej rozdziałów! Właściwie to na kiedy planujesz następny ;>? Jeszcze raz raczę stwierdzić, że historia mnie poruszyła do tego stopnia iż w pewnych momentach miałam nawet łzy w oczach, przemieszane z uśmiechem. Bez wątpienia masz wielki talent do tworzenia barwnych opisów i barwniejszych postaci. No normalnie od pierwszego słowa pokochałam Twoje opowiadanie! Jestem nową idolką tego bloga i będę zaglądać chyba codziennie w nadziei, że rozdział, się pojawił. Szalenie chcę wiedzieć czy wszystko skończy się dobrze i szczęśliwie. Kończę, bo i tak się rozpisałam.
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny,
    Nowa Stała Czytelniczka
    Julia Jul

    Ps. Jak ogarnę wszystko na tym nowym blogu o Syriuszu od razu trafiasz do mnie na pierwsze miejsce w strefie Linków ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) Dziękuję. Długo nad nią myślałam, lecz i tak na początku nie była w pełni dopracowana, ale normalnie śnię o niej po nocach ;D Następny juteo :) Bardzo się cieszę, że tak spodobała ci sie moja historia, aż serce się raduję. A i tak mój styl poprawia się z dnia na dzień :) Pozdrawiam ;*

      Usuń
  11. Dobra, zebrałam się do kupy i nadrobiłam zaległości na Twoim blogu, bo zabierałam się do tego już od dłuższego czasu i ciągle coś stawało mi na przeszkodzie. W każdym razie bardzo Cieszę się, ze to zrobiłam, bo Twój blog poprawił mi humor;)

    Bardzo się cieszę, że Scarlett pogodziła się z Syriuszem. Obydwoje zasługują na szczęście. Należy się im chociaż moment wspólnej idylli za tyle lat pustki i samotności, wypełnionej jedynie wspomnieniami.
    Świetnie opisałaś ich wzajemne wyznania miłości w tym rozdziale. Te monologi świetnie oddają, co tak naprawdę do siebie czują/

    Bardzo się cieszę, że Harry'ego uniewinnili i że przyczyniły się do tego po części zeznania Scarlett.

    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, bardzo się cieszę :* Hahah. Ja też :) Nie powinni się wygłupiać, prawda? Naprawdę, gdy myślę o tym co musieli przejść, aż serce mi się kraja :) Często nawet łzy uronię. Całuję :*

      Usuń
  12. Czasem mam jakieś dziwne wrażenie, które w głębi duszy mówi mi, że Scarlett to moja Rose. Dlatego też, czuję się tak, jakbym czytała ten rozdział z perspektywy panny Riley. Te wyznania są niezwykłe. Tak bardzo uczuciowe, że czytając je prawie się popłakałam :) Co jest dziwne, bo nie płaczę nawet na Titanicu, ale ostatnio na TVN leciał King Kong i spotkało mnie coś niezwykłego: ryczałam na końcu jak bóbr i dzielnie przeczekałam reklamy. No i Syriusz - artysta, rzeczywiście trudno wyobrazić mi sobie minę Knota kiedy łapa prosi go o kartkę oraz ołówek 'Are You Kidding Me?' :D Syriusz i Scar zasługują na szczęście! Jak mi ich rozdzielisz to dorwę i zmuszę siłą do ponownego sparowania ^^ Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha. No tak. Może są do sb trochę podobne, bo Syriusz potrzebuję właśnie takiej kobeity :) Czasem też mam takie wrażenie, gdy czytam jakieś opowiadania, może to trochę dziwne, ale w niektórych postaciach umiem dopatrzeć się ceh mojej Scar. Ojej, naprawdę? Bardzo się cieszę. ja za każdym razem ryczę, gdy mają takie chwile ^^ Hahaha. Trudno wyobrazić sobie minę Knota gdy cela w Azkabanie ozdobiona rysunkami kobiety i sercami namalowanymi na ścianie. Haha <3 Wiem, ze zasługują! :D Ojej, nie musisz się martwić ;) Oni zawsze będą się kochać <3 Całuję :*

      Usuń
  13. Witaj Kosiu kochana ;*

    Już dziesięć razy czytałam wszystkie notki od początku do końca i czekam i czekam i czekam z utęsknieniem na następny rozdział :)

    Twoja historia jest tak wzruszająca i pełna urzekających opisów, że łezka się nie raz w oku kręci! Nic, tylko czekać na taką miłość w realnym życiu ^^ A o takiej chyba marzą wszystkie dziewczyny :)

    Zapraszam do mnie na bloga, którego z trudem ogarnęłam, ale jest! Pierwszy rozdział liczy na ostrą krytykę i wskazanie błędów, mimo wszystko. Tak jak mówiłaś popoprawiałam jednak nie wiem czy dobrze ^^

    Pozdrawiam serdecznie i ściskam w ten oziębły dzionek ;** !!
    Dodałam do linków i ulubionych !!

    Lileyna ;*

    OdpowiedzUsuń