Patrzyłam w te cudne szare oczy
i uśmiechałam się szeroko. Odwzajemnił go jeszcze piękniejszym, ukazując rząd
białych zębów. Po chwili położył ręce na mojej talii, a ja oplotłam rękoma jego
szyję. Powoli nasze głowy zbliżały się do siebie, a szerokie uśmiechy nie
schodziły z naszych twarzy. Moment później moje usta dotykały jego. Już za
chwilę, nasze języki, miały odtańczyć taniec namiętności. Zaczął delikatnie
muskać moje wargi swoimi, a nagle z jego ust wydarł się krzyk:
- Cedrik, nie! Zostaw go! Zabij mnie zamiast jego! Mamo,
proszę pomóż!
Rozejrzałam się
zdezorientowana w około. Dom na Grimmlaud Place był taki jak zawsze, nic się
nie działo. A Syriusz stał sobie spokojnie i tylko uśmiechał się do mnie
łobuzersko. Po chwili znowu rozniósł się krzyk:
- Nie zabijaj Cedrika!
Zerwałam się szybko z łóżka. To był sen, lecz te
przerażające krzyki należały Harry’ego. Nałożyłam puchate kapcie na nogi, narzuciłam
jedwabny szlafrok na ramiona i pobiegłam do pokoju obok. Harry rzucał się po
łóżku, krzycząc ciągle jedno zdanie. Oplotłam go szybko rękami w pasie i
próbowałam obudzić, nawołując po imieniu. Nic to nie dawało, więc zaczęłam klepać
go po buzi. Po chwili mój chrześniak
otworzył oczy przerażony oddychając szybko i opadł z powrotem na poduszki, a ja
zaczęłam głaskać go po głowie.
- Codziennie ten sam koszmar. Dzisiaj było jeszcze gorzej
niż zazwyczaj – odpowiedział i zamknął oczy podążając krętą ścieżką do krainy
Morfeusza. Okryłam go szczelnie kołdrą i zaspana wróciłam do swojej sypialni
zostawiając otwarte drzwi od pokoju Harry’ego w razie, gdyby koszmar znów go
nawiedził.
Przez całą,
Harry’emu nie śnił się żaden koszmar. Z łóżka wstałam o godzinie siódmej. Harry
jeszcze spał. Nie dziwiłam mu się, jeśli co noc przeżywa to co widziałam.
Siadłam na drewnianym krześle i sączyłam herbatę , którą przed chwilą zaparzyłam,
delektując się gorącym płynem rozchodzącym po moim gardle i brzuchu.
Popatrzyłam w okno. No tak. Zawierucha. Leje deszcz, wieje silny wiatr, a ja
dzisiaj muszę iść do pracy i na dodatek umówiłam się z Molly. Teraz to raczej
na miotle nie polecę. Gdy pójdę do pracy, Harry’ego zostawię u mamy i taty. Zawsze to
robię, gdy wcielam się w szaty aurorki, ale staram się spędzać z moim
chrześniakiem jak najwięcej czasu. Moi rodzice nie pracują. Mają pięćdziesiąt
pięć lat, acz poszli na emeryturę, chcąc więcej czasu przebywać ze sobą.
Właściwie to nie wiem po co ja pracuję w Ministerstwie. Oczywiście uwielbiam
pomagać ludziom, ale Knot jest strasznym
bęcwałem, który wierzy w wygodniejszą wersję wydarzeń. Mogłam się zwolnić.
Miałam dużo pieniędzy. Dostałam w spadku po moich dziadkach – Potterach i
Jonsonach – całkiem pokaźną sumkę. Poza tym, gdy nie było mnie przez te
trzynaście lat, to co robiłam? Bawiłam się wspaniale ciesząc ze wszystkiego? Oj
nie. Cały ten czas siedziałam w domu i warzyłam eliksiry: tojadowy, Szkiele-Wzro
oraz inne, by później sprzedać je pobliskiemu szpitalowi magicznemu. Przez ten
szmat czasu też się trochę pieniędzy uzbierało. Chciałam się zwolnić… Położyłam
nawet Knotowi na biurko wypowiedzenie, ale ten błagał mnie na kolanach żebym
została. To było żałosne. Chciał, żebym dalej u niego pracowała, gdyż dzięki
mnie znacznie podniosła się aktywność aurorów, poza tym jestem córką i
chrześnicą jednych z najlepszych aurorów jakich miało Ministerstwo – Roberta
Jonsona i Charlusa Pottera.
Po chwili
usłyszałam, że Harry schodzi po schodach i wzdycha głośno, więc szybko
podeszłam do czajnika, nalałam wody i wsypałam do dużego kubka torebkę herbaty
malinowej. Harry wszedł do kuchni, a jego włosy był w jeszcze większym
nieładzie niż zazwyczaj. Okrągłe, druciane okulary spadły na sam czubek
prostego nosa czarnowłosego i były przekrzywione pod kątem ostrym.
-Dobry – powiedział i ziewnął.
- Cześć. Siadaj zaraz ugotuję się woda na herbatę , to ci
zaparzę.
- Dobra – odrzekł, usiadł na krześle i poczochrał sobie ręką
włosy. To był jego tik. Jego i Jamesa. Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się
sama do siebie.
- Co? – spytał zawstydzony i zaciekawiony. Czyżbym zbyt
natarczywie mu się przyglądała?
- Masz ten sam tik co James. Robisz to nienaumyślnie –
odpowiedziałam.
- Ale co?- spytał zdezorientowany, a ja popatrzyłam na niego,
jakby urwał się z choinki.
- No czochrasz sobie włosy ręką – powiedziałam powoli jakby
był przybyszem z innej planety.
- Ach.. Przepraszam jestem strasznie zaspany. Czuję jakbym w
ogólne się dzisiaj nie kładł do łóżka – odrzekł i ziewnął zasłaniając usta
rękę.
- No nie dziwie się – mruknęłam pod nosem i zalałam herbatę
wodą, która przed chwilą się ugotowała. Harry popatrzył na mnie zdziwiony, a ja
usiadłam koło niego wręczając mu biały kubek w niebieskie kropki i sama
zaczęłam kończyć mój gorący napój.
- Nie pamiętasz koszmaru? – spytałam i wzięła duży łyk
herbaty, patrząc na młodego Pottera uważnie.
- Jakiego koszmaru? – odpowiedział pytaniem na pytanie
sącząc gorący płyn ze swojego ulubionego naczynia.
- Czyli, że nie pamiętasz – podsumowałam kiwając głową w
zamyśleniu. Było mi przykro, że Harry musi przeżywać te chwilę z cmentarza
jeszcze raz.
- Widzisz, ale mam takie przebłyski z podświadomości, jakby
ta akcja na cmentarzu ciągle się powtarzała.
- To właśnie to jest koszmarem. Nie wierzę, że go nie
pamiętasz. Sądząc po tym jak się wierciłeś na łóżku i jakie rzeczy
wykrzykiwałeś byłam pewna, że zapamiętasz ten sen- powiedziałam a Harry
westchnął ciężko i poczochrał sobie włosy.
- No, cóż…. Nawet jeśli chcę się tego pozbyć nie mogę,
wiesz? Widziałem wyraz twarzy pana Diggory’ego, gdy wylądowałem na boisku z
ciałem Cedrika…To było straszne. Mam ogromne poczucie winy. Gdyby nie to, że
jako małe dziecko pokonałem Voldemorta, Cedrik by jeszcze żył – powiedział, a w
jego oczach zabłysnęły łzy, lecz nie pozwolił sobie ich uronić.
- Harry - odezwałam się miękko i popatrzyłam mu w oczy. –
Nikt nie ma do ciebie oto pretensji. Cedrik był bardzo dobrym i sprawiedliwym
człowiekiem. Zginął jako bohater, wiesz? I na pewno nie obwinia cię oto co się
stało. Teraz żyje w niebie i nie
chciałby patrzeć na to jak się obwiniasz o jego śmierć – powiedziałam i
popatrzyłam na Harry’ego ciepło. To co mówiłam było jak najszczerszą prawdą.
Jestem chrześcijanką i wierzę w to, że Cedrik żyje teraz w tym lepszym świecie.
- Czy ty zawsze znajdziesz jakieś argumenty, żeby mnie
pocieszyć ? – spytał Harry, a na jego twarzy wykwitł serdeczny uśmiech, który
odwzajemniłam.
- Chcesz śniadanie? – spytałam chcąc zakończyć temat. Harry
nie jadł pierwszego posiłku od razu jak się obudził. Nie lubił spożywać
jedzenia od razu po opuszczeniu krainy Morfeusza.
- Teraz? – spytał, a potem odpowiedział trochę niepewnie –
No może się skuszę.
Wzięłam się do
roboty biorąc chleb, smarując go późnej masłem i kładąc na niego szynkę. Następnie
włożyłam cztery kanapki do tostera i
wymieszałam dla siebie płatki kukurydziane z jogurtem truskawkowym. Usiadłam
naprzeciwko Harry’ego jedząc małą łyżeczką moje śniadanie i popatrzyłam na
niego, a on na mnie z zawstydzeniem i powiedział:
- Przepraszam. Przepraszam, że musisz znosić słowa pana Knota, który mówi, że będąc
po mojej stronie stajesz przeciw Ministerstwu.
- Harry- powiedziałam oburzona nadymając się jak Vernon
Dursley, któremu Petunia nie przygotowała kolacji. – Wierzę w to co chcę
wierzyć. Nie obchodzi mnie co myślą inni. Poza tym ja zawsze będę po twojej
stronie – odrzekłam i uśmiechnęła się lekko.
Na chwilę zapanowało milczenie, ale po chwili
przerwał je głośny śmiech Harry’ego. Popatrzyłam na niego zdezorientowana, a on
z trudem wydusił nie przestając się śmiać.
- Przypomniała mi się sytuacja gdy przybyłaś po mnie do
Dursley’ów –odrzekł Harry a ja nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać . Ta
sytuacja naprawdę była dziwna.
Rozejrzałam
się po moim nowym domu. Rodzice nalegali, żebym zamieszkała z powrotem z nimi.
Na pewno mocno stęsknili się za swoją jedyną córką, z którą utrzymywali kontakt
jedynie listownie. Mama martwiła się, że znowu będę sama, ale ja miałam inne
plany. Co myślała, że zostawię mojego ukochanego chrześniaka na pastwę tych
strasznych mugoli? Na pastwę Petunii, która ma manie na punkcie czystości w
domu i tak nienawidzi magii? Bzdura.
Ubrałam się w najbardziej magiczne
ubrania jakie miałam, aby zdenerwować Dursley’ów. No co? W końcu też mi się coś
od życia należy. Schowałam moją bogato zdobioną różdżkę do wewnętrzne kieszeni
szaty i teleportowałam się na Privet Drive. Stałam pod numerem dwudziestym. Z
tego co słyszałam Petunia z tymi dwiema świnkami mieszkała pod numerem czwartym
więc zaczęłam biec w stronę ich domu.
Popatrzyłam na budynek. Petunia
zdecydowanie nigdy nie lubiła się czymś wyróżniać. Tak też było z domem. Wszystkie
te budynki były identyczne niczym Vernon i ten ich mały Dudley. Skąd wiem jak
wygląda Dudley? Proste. Rodzice za moją prośbą przychodzili na Privet Drive i
robili zdjęcia małemu Harry’emu
magicznym aparatem. Nagrywali mugolską kamerą jego pierwsze kroki, pierwsze
raczkowanie, pierwsze słowo. Te wszystkie zdjęcia i nagrania miałam przy sobie
w torbie, ażeby pokazać je Harry’emu, jako dowód, że naprawdę mi na nim zależy.
Tak może uzna mnie za jakąś psychopatkę. Szczerze mówiąc, nie do końca minie
się z prawdą. Sama się czasem za taką uważałam, bo to trochę nienormalne, żeby
wysyłać swoich rodziców, aby obserwowali kogoś dom po to by zrobić zdjęcia i
opowiedzieć mi wszystko o moim chrześniaku.
Stanęłam pod drzwiami. Na dworze nie było
nikogo. W końcu, kto by chciał wychodzić na dwór w taką deszczową pogodę. Nawet
nie pukając otworzyłam drzwi. A co? Nie mogę? W końcu to dom rodzinny Evansów.
Stanęłam przemoczona w salonie z różdżką w ręku. Dursley’owie siedzieli na
kanapie. Petunia pomiędzy Dudleyem a Vernonem. Och, między nimi wyglądała jak
wykałaczka. Zawsze wyglądała jak … marchewka . Taka z zaokrąglonymi, aż do
przesady biodrami.
Po chwili Dudley zorientował się, że ktoś
wszedł do domu. Widząc rękę zaciśniętą , na eleganckiej różdżce zaczął
krzyczeć. Vernon i Petunia popatrzyli na mnie i zaczęli wrzeszczeć:
- To
ty! To ty!
- Tak...
Eureka. Powinniście brać udział w programie ,,Opóźniony zapłon’’.
- Nie
ma takiego programu – powiedziała Petunia zadzierając nos do góry.
- No
brawo – odrzekłam, ale zaraz przeszłam do sedna sprawy – Chyba wiesz po co tu
przyszłam? Gdzie on jest?
- Na
górze. Ale nie wchodź tam – zastrzegł Vernon a ja popatrzyłam na niego jakby
był zgniłym karaluchem.
- Nie
mam zamiaru. Ale masz go zawołać, jasne? – odezwałam się i z dziwnym wyrazem
twarzy oparłam się o poręcz schodów. Vernon poszedł na górę, a ja wyciągnęłam
moją ukochaną różdżkę i zaczęłam się nią bawić, przewracając w palcach
delektując się widokiem przerażonych min Petunii i Dudleya. Po chwili słychać
było głos Verniego .
- Ty…
ty… Dojże sam jesteś dziwolągiem to jeszcze przez ciebie przychodzą tu inni
twojego pokroju.
- Ale
kto, do jasnej ciasnej ?– krzyknął Harry a na moje usta wypłynął uśmiech dumy.
Umie się postawić. Nieźle. Po chwili Harry zszedł po schodach a za nim Vernon
dysząc mu w kark.
-
Proszę . Masz co chciałaś. Przyprowadziłem go. Teraz możesz iść – powiedział
Vernon, ale widząc różdżkę w mojej dłoni wycofał się i powiedział:
-
Możesz iść pogadać ze swoim chrześniakiem na górze, w jego pokoju – powiedział
i uśmiechnął się chytrze. Wiedział, że sama chciała powiedzieć Harry’emu to
mnie przechytrzył. Młodsza wersja mojego kochanego kuzyna stała na trzecim
schodku , który lekko skrzypiał, zszokowana i czekał na mój ruch.
- Jasne,
zaraz pójdziemy odbyć te niezwykłą konwersację, która zapewne zmieni życie moje,
Harry’ego i wasze – powiedziałam i uśmiechnęłam się chytrze. - Ale najpierw...
– odezwałam się i wycelowałam różdżkę w sumiaste wąsy czerwonka i po chwili z
mojej różdżki błysnęło różowe światło a na miejscu wąsów Vernona pojawiła się
ogromna, włochata glista, która wiła się po jego górnej wardze i okolicach
nosa. Zaczął krzyczeć jak oszalały i próbował strzepnąć Pana Czerwonka II ale
nic się nie działo. Dudley latał z piskiem po domu a Petunia widząc, że jej
ukochany mężulek nic nie zdziała wzięła miotłę i na początku próbowała zwalić
glistę włosiem. Ja opierałam się o poręcz i uśmiechałam od ucha do ucha, a
Harry robił to samo co ja. Spojrzał na mnie a z jego ust wydobył się piękny
śmiech. Taki śmiech jaki miała Lily.
Petunia zrezygnowana opuściła ręce. Nie
umiała zwalić Pana Czerwonka II z ust swojego męża włosiem szczotki, ale po
chwili obróciła miotłę końcem kijka to twarzy Vernona i delikatnie próbowała
zwalić stworzonko końcówką kijka od miotły ze swojego męża, ale i to na nic się
nie zdało. Po chwili zdruzgotana i zawiedziona chwyciła mocno miotłę obie dłonie i walnęła swojego męża z całej
siły w głowę, mijając się z celem jaki był na jego ustach. Vernon upadł na
podłogę pod wpływem uderzenia żony i mamrotał pod nosem , Nic mi nie jest, nic
mi nie jest’’. Petunia również się przewróciła pod wpływem zamachu i leżała na
swoim mężu i mamrotała ,, Mała glista. Jeden mały robaczek nas załatwił’’.
Dudley bezradnie stał nad nimi z opuszczoną szczęką, a po chwili… zemdlał. Ja i
Harry popatrzyliśmy na siebie i zaczęliśmy śmiać się jak oszaleli, przybijając
sobie piątkę. Już wtedy wiedzieliśmy, że będziemy prawdziwymi przyjaciółmi,
będziemy mogli porozmawiać ze sobą o wszystkim.
Wróciłam z krainy
wspomnień i popatrzyłam na Harry’ego , który zanosił się śmiechem jeszcze
bardziej niż gdy powiedziałam ,, na zwis Merlina’’. Po chwili dołączyłam do
niego i śniadanie przebiegło w miłej i radosnej atmosferze.
***
Podążałam
korytarzami Ministerstwa Magii. Na ścianach wisiały portrety dawnych i współczesnych
Ministrów oraz zasłużonych aurorów i czarodziei. Popatrzyłam na jeden obraz.
Przedstawiał on dwóch mężczyzn. Byli przyjaciółmi. Obejmowali się . Jeden z
nich miał blond włosy z opadającą zawadiacko grzywką , a drugi rozczochrane
czarne włosy i druciane , okrągłe okulary na nosie. Tata i wujek Charlus. Tata
jeszcze żył. Wujek Charlus zginął z ciocią Doreą podczas pierwszej wojny
czarodziejów. Pod portretem mojego taty i taty chrzestnego widniał napis: „Jedni z najbardziej odważnych i
zasłużonych aurorów w historii: Robert Jonson i Charlus Potter. Odbyli
najwięcej misji w historii Ministerstwa.’’
Tak odbyli
najwięcej misji, ale zawsze rodzina była dla nich najważniejsza. Gdy ja i James
przyjeżdżaliśmy na wakacje, wbrew protestom Ministra Magii, brali urlop na całe
dwa miesiące.
Z zadumy wyrwał mnie lodowaty, przeszywający głos. Głos,
którego tak nienawidziłam.
- Ach ta przeszłość. Te wspomnienia. Tyle się zdarza prawda?
– zapytał Lucjusz Malfoy z sarkastycznym uśmieszkiem.
- Tak ta przeszłość. To co robiliśmy w przyszłości, zawsze
wraca. Powielamy nasze czyny, które czasem są błędami. Jak… no nie wiem…
powtórne przystąpienie w szeregi śmierciożerców.
- Nie mam
pojęcia o czym mówisz Jonson.
- Och, myślę , ze wiesz Malfoy. Twoje włosy mają dość
charakterystyczny odcień, nie sądzisz? Da się ciebie dzięki nim rozpoznać,
nawet gdy znajdujesz się w odległości kilometra. Odznaczają się jeszcze
bardziej gdy wystają z pod czarnej maski i równie czarnego kaptura szaty –
powiedziałam i uśmiechnęłam się ironicznie a Malfoy przerażony upuścił swoją
laskę i złapał mnie mocni za przegub , gdzie już dzięki nie mu nie czułam
krążenia krwi w żyłach.
- Lepiej nie wchodź
nikomu w drogę Jonson – powiedział i przysunął się do mnie tak , że prawie
stykaliśmy się nosami a ja wygięłam plecy w łuk , żeby być jak najdalej od
niego. – Ani ty, ani Potter i reszta twojej parszywej rodzinki i przyjaciół.
Możecie za to słono zapłacić.
- Nie boje się – odpowiedziałam z wyrazem tryumfu na twarzy.
Bo niby czego mam się bać?
- Nie?
- Nie. A czy ty nie boisz się, że twoje groźby i słowa mogą
zakończyć się siarczystym policzkiem.
- Nie, nie boje się. Ludzie kochają mnie.
- Niemożliwe. Pozwól, że się z tobą w tej kwestii nie
zgodzę. Czarodzieje uważają cię za idiotę mającego manie na punkcie czystości
krwi. Nie kochają cię. A ja na pewno nie – powiedziałam i wyrwałam siną rękę z
silnego uchwytu tlenionego blondyna. Moja dłoń od razu z impetem uderzyła
bardzo mocno blady policzek Malfoya, na którym po uderzeniu pozostał czerwony
niczym burak ślad, a Malfoy Sr. zaklął siarczyście i ruszył za mną. Rzuciłam
się do ucieczki i po chwili z impetem wpadłam do windy na moją przyjaciółką i
partnerkę aurorską – Nimfadorę Tonks.
- Szybko! Jedziemy. Wciskaj guzik – rozkazałam a Tonks nie
wiedząc o co chodzi wykonała moje polecenia.
Miałyśmy
przejechać trzy piętra, więc oparłam się o ścianę i osunęłam po niej siadając i oplatając podkurczone nogi
rękami.
- Co się stało? – spytała Tonks siadając koło mnie.
- Gonił mnie Lucjusz Malfoy – powiedziała zdyszana.
- Ale dlaczego? – spytała.
- Bo najpierw oskarżyłam go o bycie śmierciożercą, a później,
gdy zagroził mnie, mojej rodzinie i przyjaciołom walnęłam mu z całej siły w
twarz. Został mu bordowy ślad. Pewnie teraz jest już siny.
- Nieźle – powiedziała i uśmiechnęła się z uznaniem. Ona
wierzyła, że Voldemort powrócił, więc nie była zdziwiona, że oskarżyłam go o
bycie śmierciożercą. Szalonooki już szykował dla niej miejsce w Zakonie
Feniksa.
- Dzięki – odpowiedziałam przeczesując swoje długie blond
loki palcami. Radio w windzie ( pomysł zaczerpnięty od mugoli) skończył grać
muzykę Beatlesów i wpuścił inną piosenkę z lat 60.-70. W ten tydzień puszczali
kawałki właśnie z tych lat. Po chwili z radia zaczęła lecieć piosenka pewnej
amerykańskiej artystki pod tytułem ,,Love Story’’. Zaczęły lecieć pierwsze
słowa, a ja wtórowałąm artystce.
,,We were both young
when I first saw you
I close my eyes and the flashback starts
I'm standing there on a balcony in summer air
See the lights see the party the ball gowns
See you make your way through the crowd
And say hello
Little did I know
That you were Romeo you were throwing pebbles
And my daddy said stay away from Juliet
And I was crying on the staircase
Begging you please don't go
And I said’’
I close my eyes and the flashback starts
I'm standing there on a balcony in summer air
See the lights see the party the ball gowns
See you make your way through the crowd
And say hello
Little did I know
That you were Romeo you were throwing pebbles
And my daddy said stay away from Juliet
And I was crying on the staircase
Begging you please don't go
And I said’’
Śpiewałam to ze łzami w oczach. Tyle wspomnień. Poza tym to
taki romantyczny tekst. Znaczy on :
,,Oboje byliśmy młodzi, gdy ujrzałam cię po raz pierwszy
Zamykam oczy i widzę to raz jeszcze
Stoję na balkonie owiana letnim powietrzem
Widzę światła, widzę przyjęcie, balowe suknie
Widzę, jak przedzierasz się przez tłum
I mówisz cześć... jak mało wówczas wiedziałam
Że byłeś Romeem, rzucałeś kamykami
A mój tata powiedział: "Trzymaj się z dala od Julii"
I płakałam na schodach
Błagając cię : "Proszę, nie odchodź"
Zamykam oczy i widzę to raz jeszcze
Stoję na balkonie owiana letnim powietrzem
Widzę światła, widzę przyjęcie, balowe suknie
Widzę, jak przedzierasz się przez tłum
I mówisz cześć... jak mało wówczas wiedziałam
Że byłeś Romeem, rzucałeś kamykami
A mój tata powiedział: "Trzymaj się z dala od Julii"
I płakałam na schodach
Błagając cię : "Proszę, nie odchodź"
- Co się stało ? – spytała zaniepokojona Tonks, gdy dalej
śpiewałam i zalewałam się rzewnymi łzami.
- Nic. Po prostu ta piosenka jest taka romantyczna –
skłamałam i wyszłam z Tonks na piętro, gdzie było Biuro Aurorów.
Skłamałam bo co miałam powiedzieć? O wiem może :,, No bo
wiesz Tonks, ta piosenka przypomniała mi moja pierwszą i ostatnią miłość.
Syriusza Blacka. Byłego więźnia Azkabanu. Twojego kuzyna, wiesz? Przy tej
piosence pierwszy raz się z nim całowałam na naszej pierwszej randce i tyle
razy przy niej tańczyliśmy, że nie zliczysz’’. Co by powiedziała? Przecież nie
wie, że Syriusz jest niewinny.
Tak się
zamyśliłam, że nie zauważyłam Tonks, która była chyba z dziesięć kroków ode
mnie i wykrzykiwała:
- Scar, idziesz w końcu czy nie? Wiem, że się wzruszyłaś,
ale ludzie…. Bez przesady – rzekła, podbiegła do mnie i wzięła mnie pod ramię
ruszając w kierunku biura. Po drodze opowiedziałam jej, że wyjeżdżam z Harrym
do Chorwacji, a ona zapowiedziała, że odprowadza nas na lotnisko.
***
Szłam ślicznym trawnikiem,
który ozdobiony był najróżniejszymi krzewami, drzewkami i najpiękniejszymi
kwiatami jakie istnieją. Tak, moja mama miała rękę do ogrodnictwa. Już gdy
byłam mała się ty zajmowała. Weszłam po okrągłych schodach z kostki grafitowej.
Pierwszy był największy a inne kolejno coraz mniejsze. Schodków było pięć.
Otworzyłam duże, piękne dębowe drzwi, ale zanim weszłam zatrzymałam się przy
progu i popatrzyłam wokoło. Westchnęłam. Dolina Godryka. Miejsce, w którym ja i
James się wychowaliśmy. Najpiękniejsze miejsce na Ziemi. Tu swój pierwszy rok
życie przeżył także Harry.
Weszłam do
korytarza, który był pomalowany na kolor kamionkowy. Podłoga ozdobiona była
dużymi kafelkami o kolorze kawy z mlekiem. Pachniało tu cynamonem i różnymi
kwiatami. Lawendą, ferezja, tulipanem i pomarańczami. Podążyłam do salonu,
poprzednio zdejmując kozaki na obcasie na sięgające do kolan i wieszając
kremowy, zapinany na guziki, śliczny płaszcz na wieszak..
Harry i tata
siedzieli na kanapie i ledwo było ich widać zza sterty jedzenia na stole, który
znajdował się przed nimi. Na meblu leżały ptysie , eklerki , duża miska z
chipsami serowo cebulowymi , duże szklanki coli i trzy butelki różnych oranżad
oraz najróżniejsze owoce, żelki i lody na patyku. Większość była zjedzona i
pozostały po tym tylko opakowania u reklamówki. Tata i Harry oglądając mecz
piłki nożnej nawet nie zauważyli , ze weszłam.
- Cześć Harry, cześć tato – powiedziałam by zwrócić swoją
uwagę na tatę i mojego chrześniaka. Podziałało. Oboje obrócili się w moją
stronę i po chwili tonęłam w objęciach Harry’ego , a potem długich objęciach
mojego taty.
- Gdzie mama? – spytałam siadając na kanapie i biorą ptysia
z bitą śmietaną , którego odgryzłam kawałek delektując się słodkością.
- Wiesza pranie – powiedział i usiadł po mojej jednej
stronie , a Harry po drugiej . No tak. Moja mam wszystko lubiła robić sama.
Nigdy nie używała różdżki do gotowania , sprzątania , czy innych obowiązków.
Zupełnie inaczej niż ja.
Przez pięć minut
oglądałam mecz z tatą i Harrym kibicując zażarcie Londynowi i wygłupiając
nieźle przy tym. Po chwili w łazienki wyszła moja mama. Szczupła kobieta o
blond lokach i błękitnych , niczym fale oceanu , takich samych jak moje.
- Scarlett – powiedziała i przytuliła mnie mocno do siebie –
Słyszałam , ze masz jeszcze jechać do Molly Weasley w odwiedziny. My
zaopiekujemy się Harrym.
- Ale ja mogę pojechać ze Scarlett. Zobaczyłbym się z Ronem
i Hermioną- powiedział. Właśnie tu był problem. Nie mogłam go wplątywać w
wakacje w świat czarodziejów. Dumbledore wysłał wczoraj do mnie list, w którym
stanowczo mi tego odradził. Nie chciał bowiem , aby Harry czytał o tych
wszystkich sprawach związanych z Voldemortem ,ani wplątywał się w jeszcze większe
niebezpieczeństwo. Dlatego nie dostawaliśmy Proroka Codziennego , a Ron i
Hermiona przestali pisać do Harry’ego. Popatrzyłam bezradnie na rodziców. Nie
umiałam odmawiać Harry’emu , ale musiałam. Po chwili odezwała się mama:
- No co ty. Nie puszczę cię przecież Harry. Dojże Voldemort
powrócił to na dodatek masz jeszcze latać mi na miotle w taką pogodę ? –
spytała pokazując ręką zawieruchę na dworze.
- No dobrze – odparł
Harry zrezygnowany i opadł z westchnieniem na kanapę obok taty , a mama usiadła
koło niego.
- Dobra ja już lecę. A gdy wrócę, obiecuje ci , że pójdziemy
gdzie tylko chcesz – postanowiłam a oczy Harry’ego się zaświeciły.
Założyłam
płaszcz zapinając wszystkie guziki i włożyłam na stopy buty na niewysokim
obcasie , sięgające do kolan zapinając dokładnie zamek z boku. Po chwili
przywołałam swoją Błyskawicę i odleciałam na niej w przestworza do Nory.
***
Tym razem
pozwoliłam sobie na wejście do domu Weasleyów bez pukania. W przedsionku
zostawiłam płaszcz i buty i weszłam do kuchni. Molly pichciła coś na patelni,
Artur siedział przy stole czytając proroka codziennego, a z góry słychać było
bliźniaków, Rona, Hermionę i Ginny. Nie lubiłam mówić na nich ,,dzieciaki’’.
Wcale nie byli dziećmi. Byli już poważnymi nastolatkami.
- Cześć – powiedziałam.
- Och Scarlett – powiedzieli równocześnie witając mnie
ciepłymi uśmiechami.
- Siadaj. Zaraz obiad będzie gotowy – powiedziała Molly.
Usiadłam potulnie jak baranek ( tak jasne) na krześle obok
Artura , który oderwał się od gazety i powiedziałam do Molly:
- Dziękuję Molly , ale nie jestem głodna.
- Och nonsens – powiedziała oburzona – Oczywiście , że
jesteś głodna. Jak ja mówię , ze jesteś to jesteś.
- Ale obiecałam Harry’emu , że pójdziemy gdzie tylko będzie
chciał. Na pewno wybierze swoją ulubioną pizzerię. Zawsze tam chodzimy –
powiedziałam i popatrzyłam na Molly.
- Och … no dobrze. Ale chociaż trochę musisz zjeść , bo
inaczej cię nie wypuszczę.
Po chwili do kuchni
zbiegli młodzi Weasley’owie i Hermiona. Widząc mnie uśmiechnęli się szeroko.
- To co pani Jonson… - zaczął Fred. Tak Fred. George miał
pieprzyka na szyi a Fred nie.
- Co dzisiaj zamawiamy ? – dokończył George – ten z
pieprzykiem.
- Przykro mi chłopcy. Jestem tu w sprawach osobistych , a
nie służbowych – powiedziałam chcąc się z nimi trochę podroczyć i pokazałam im
język.
Po wymienieniu
kilku miłych , przyjaznych zdań z każdym i wytłumaczeniem Ronowi i Hermionie ,
czemu nie ma Harry’ego i ich oburzenia na zachowanie Dumbledora , Molly zaczęła
szykować obiad. Przyszykowała steki z pieprzem i ziemniaki , oraz sałatkę z
majonezem. Podała obiad do stołu. Oczywiści naszykowała mi tyle ile mogłoby
zjeść dwudziestu futbolistów po dwugodzinnym meczu. Jedząc obiad rozmawiałam z
Molly.
- No to gdzie zabierasz Harry’ego ? Przecież miałaś mi
powiedzieć – oznajmiła Molly , celując na mnie oskarżycielsko palcem , a
Weasley’owie i Hermiona spojrzeli na mnie z zaciekawieniem.
- No wiesz, na początku nie wiedziałam , czy mu się spodoba
to miejsce, ale tak czy tak kupiłam bilety. Pomyślałam sobie , że najwyżej
kupie bilety do innego kraju. Wybrałam Europę. Czytałam dużo o
najatrakcyjniejszych państwach europejskich. Na początku myślałam o Francji ,
ale pomyślałam sobie , że we Francji jest przecież Beaxbatons i Francja jest
zbyt…. pospolita? Nie to złe określenie. Po prostu do Francji jeździ każdy.
Postanowiłam , że pójdę do biura podróży Itaka. Znalazłam tam ciekawą ofertę.
Mianowicie ofertę podróży do Chorwacji. Pani , która stała niedaleko , też
klientka , mówiła , że była w Chorwacji. Opowiedziała mi , że były to najlepsze
wakacje jej życia. Były fantastyczne jeziora. Czyściutkie morze . Można było
nurkować i zobacz przeróżne zwierzęta wodne , koralowce i tak dalej.
- Słyszałam , że Chorwacja jest jednym z najpiękniejszych
krajów Europy. Jest tam wiele przeróżnych atrakcji. Ale podobno bardzo drogo.
Tylko pozazdrościć Harry’emu- poinformowała wszystkich Hermiona.
- A skąd to wiesz ? – zapytał Ron.
- A stąd , że to biuro Itaka jest niedaleko gabinetu
dentystycznego moich rodziców – odpowiedzia.ł Hermiona zadzierając nosa.
- A mówiłaś jeszcze o jakieś niespodziance…- .odezwała się
Molly
- A, tak…. Nie wiem , czy będziesz pochwalać to , że mu to
coś kupiłam.
- No ja też nie wiem , ale spróbuj.
- No więc kupiłam mu najnowszy model motory wyścigowego.
- Tego takiego , którego wszędzie reklamują ? – spytał Fred
zainteresowany z błyszczącymi oczami.
- On jest boski. Chyba każdy o takim marzy- odezwał się
George i podrapał się po głowie zastanawiając nad czymś.
- Ale to nie wszystko – zwróciłam się do Molly , a ta
patrzyła na mnie z zainteresowaniem – Przerobiłam ten motor na latający.
- La.. lata… latający? – wyjąkała – Tyle dobrze , że zdał na
niego prawo jazdy.
- Właściwie – zaczęłam, a Molly zrobiła przerażoną minę – to
ja zdałam prawo jazdy za Harry’ego. Wypiłam eliksir wielosokowy z jego włosem i
voilà.
- O matko. Scarlett , no wiesz ty co to jeszcze dziecko.
- Ucieszył się – odpowiedziałam na swoje usprawiedliwienie , zaczęłam
przeżuwać kolejny kęs steku i powiedziałam:
- Nie zgadniesz kogo widziałam dzisiaj w Ministerstwie Arturze –
powiedziałam.
- Lucjusza Malfoya – odpowiedział.
- Skąd wiedziałeś ?
- To pupilek Ministra. Malfoy ma go w garści .
A więc właśnie to miał na myśli Malfoy mówiąc ,że ludzie go kochają.
Rozmawialiśmy jeszcze miło przez około dwadzieścia minut , ale
zatęskniłam z Harrym więc pożegnałam się i poleciałam do Doliny Godryka , ale
wcześniej Molly i Artur powiedzieli , że odprowadzą mnie i Harry’ego na
lotnisko razem z Tonks. Nie pozwolili jednak odprowadzić nas swoim dzieciom,
gdyż ,, przecież Dumbledore w pewnym sensie zakazał im kontaktować się z
Harrym).
***
Siedzieliśmy z Harrym właśnie w
naszej ulubionej pizzerii Siódme Niebo. Zamówiliśmy sobie do picia gorącą
czekoladę marcepanową ( stała się tradycją, ponieważ gdy rozmawiałam z moim
chrześniakiem po raz pierwszy piliśmy właśnie ten napój) , colę do popicia i
dużą pizzę Czarodziejski Bal. Przeżuwaliśmy pizzę delektując się jej smakiem i
popijając colom. Gorąca czekoladę zawsze zostawialiśmy na koniec. Co chwilę
wybuchaliśmy śmiechem przypominając sobie stare dobre czasy i planując każdy
dzień wakacji. Nasze pomysły były naprawdę dziwne np. będziemy tańczyć przy
znaku stop, gdy wrzucimy rolkę papieru do toalety będziemy musieli wyciągnąć je
rękami. Dostała też od niego wyzwanie , żeby podejść do jakiegoś gościa
hotelowego i nakrzyczeć na niego , że zabrał mi i Harry’emu rzeczy to
przebrania i teraz musimy chodzić w strojach kąpielowych oraz nastraszyć , że
pójdę do kierownika hotelu. Harry dostał ode mnie wyzwanie, aby chodził za
jakąś dziewczyną co najmniej dziesięć minut i pokazując na nią palcem śpiewał
,, jest ładna i cwana , wykorzystuje każdego napotkanego pana’’ .
- Nie no .. Nasze zadania są niewykonalne – powiedział i zaczął śmiać się
jak szalony a ja razem z nim , ale powiedziałam:
- A co masz cykora?
- Oczywiście , że nie – odpowiedział Harry urażony.
- W takim razie to ja napiszę do jakieś dziewczyny z twojej szkoły , że
jestem duszkiem i uwięziłam cię w błękitnym obłoczku a ona ma wyzwolić się
pocałunkiem , a ty masz się na to zgodzić – powiedziałam z wyzwaniem w oczach.
- No… dobra – odpowiedział niepewnie Harry a ja zaczęłam się śmiać jak
szalona a on ze mną . Ludzie , którzy byli w restauracji patrzyli na nas jak na
UFO , niektórzy śmiali się razem z nami (albo z nas), a inni pobłażliwie
uśmiechali. Ten dzień był naprawdę udany. Ja i Harry bawiliśmy się świetnie i
nie pozwoliłam mu zadręczać się śmiercią Cedrika.
Pozostawał tylko jeden mały
problem. Tak bardzo pragnęłam spotkania z Syriuszem , które miało niedługo
nastąpić, ale jednocześnie bardzo cię bałam tego spotkania. Czy zdołam
wytrzymać i nie rzucę się z pocałunkiem na Łapę przy wszystkich? Czy odwzajemni
moje uczucia? I najważniejsze… W co ja ma do jasnej ciasnej się ubrać i w co
uczesać ? Przecież musze dobrze wyglądać!
***
Nareszcie! Już myślałam , że nie skończę rozdziału. Ale
chyba wynagrodziłam Wam taką długa nieobecność na blogu? Notka jest najdłuższa
jak do tej pory ze wszystkich. Ma 10 stron i 4 917 wyrazów. Nasz kochany
Syriusz na 100% pojawi się w 10 rozdziale. Przyrzekam ;P Mam nadzieje, że
rozdział się podobał i zastanawiam się kto się naprał na to , ze Syriusz już
jest ( chodzi mi o pierwsze kilka zdań). A teraz dedykacja. Oczywiście wszystkim czytelnikom i komentującym za
to , że po prostu są. I pierwszym czytelniczką Zwariowanych Miłości w Zakonie
Feniksa . Pauli, Eyed i # ARS# (Basi).
Oraz moim kochanym przyjaciółką z realu , które mnie wspierały i dzięki nim ma
taką wenę : Klaudii, Oli , Kasi 1, Pauli
, Kasi 2 i Adzie. Dziękuje wam wszystkim za to , że jesteście. A..
Zauważyliście jakieś zmiany? Tak to szablon. Dziękuję kochanej Vicious z viciousgallery.blog.onet.pl .
A na koniec życzenia:
Z okazji Dnia Kobiet, składam najserdeczniejsze życzenia dla
tych dużych , jak i małych kobietek. Żeby każda z Nas czuła się wyjątkowo i
szczęśliwie w tym dniu i nie dała sobie w kasze dmuchać. Niech każda z Was tak
jak Scarlett broni honoru swojego i swoich bliskich. Niekoniecznie dając komuś
w twarz ;P Chociaż to najbardziej skutkuje ^^ Ale.. Ja tego nie powiedziałam ;D
Hahhah. Całusy <3
super rodział spodobał mi się i jeszcze ta piosenka super hehe :D
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tych nowych notek, zupełnie zapomniałam o tych. No cóż... JAK ZAWSZE IDEAŁ, no bo jak to nazwać. :) Cieszę się że spotkanie Syriusza i Scar się zbliża, małymi krokami, ale zbliża ;* Pozdrowionka od Ewy39
OdpowiedzUsuńCudo. ;***
OdpowiedzUsuńsuper szablon podoba mi sie. I oczywiście super notka :D
OdpowiedzUsuńŁał, naprawdę się spisałaś. Rozdział chyba najlepszy ze wszystkich, serio. Co do szablonu może być, ale trochę źle mi się czyta białe napisy zaraz pod sobą, tak się to troszkę zlewa i oczy bolą. Nie mogę się doczekać nast notki. U mnie rozdział już dziś lub jutro do wieczora i także planuję napisać coś dłuższego ;) Dziękuję bardzo za dedykację ;*
OdpowiedzUsuńNie ma za co ;P I mam nadzieje, że nn u cb doczekam się jeszcze tego iweczora ;) ;**
UsuńA tak btw to "Nie, nie boje się" było mega ;P Ktoś tu ogląda Klej Nuty :D
UsuńHahah. No tak, kocham to ;P Rzem z przyjaciółkami zawsze śpiewamy ;P Klejnuty - za tyłek i Krzysiu ;P Boskie ;**
UsuńHej, przypadkiem wpadłam na twojego bloga. Podoba mi się szablon i twoje opowiadanie. Mam pytanko, czy mogłabyś mnie informować o nowych notkach na moim blogu?? Adres to: http://hp-i-azyl-zjednoczenia.blog.onet.pl/, z góry dzięx. Umieściłam cię też w linkach xD Pozdrowienia, Slack
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo ;) Miło usłysześć takie słowa od nowej czytelniczki. I oczywiście będę informować cię o NN. Będzie to dla mnie przyjemność ^^ Kosia <3
UsuńJestem po wrażeniem. Taki długi rozdział. Mogę jedynie Ci pogratulować tak ogromnego potencjału, który wkładasz w to opowiadanie. To przykre, że Harry ma te koszmary. Dobrze, że Scralet jest przy nim, że ma wsparcie. Scenaka z Lucjuszem była świetna;) Należało się temu tlenionemu dupkowi! Już doczekać się nie mogę, kiedy pojawi się Syriusz. Jestem to ciekawa jaka będzie jego reakcja, kiedy ją ujrzy:) I taka mała rada. Nie rób spacji, kiedy chcesz dać przecinek. Pokaże Ci to na przykładzie. Piszesz: "Czyli , że nie pamiętasz", a powinno być: "Czyli, że nie pamiętasz". Chociaż poprawniej by brzmiało: "Czyli nie pamiętasz tego?" Radziłabym Ci załatwić sobie betę. Będzie wtedy o dużo łatwiej. Wiesz mi, bo sama mam betę;) Szablon przecudowny i dziękuję za kolejną dedykację:** Życzę dużo wenki i pozdrawiam serdecznie"*
OdpowiedzUsuńHej! Sory, że dopiero teraz komentuję, ale ostatnio mam tak mało czasu, że nawet na swoje blogi nie zaglądam. W każdym razie: pięknie. I ja, głupia, nabrałam się, że Syriusz już jest! Długość rozdziału mnie zachwyciła :D
OdpowiedzUsuńNie rozpisuję się.
Pa pa
Mi się notka podonała ;). Takie trochę inne spojrzenie na HP. Lubię opowiadania potterowskie ;).
OdpowiedzUsuńTwoje także przypadło mi do gustu, postaram się też zajrzeć do wcześniejszych rozdziałów. Ogólnie ciekawy pomysł. Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić, to narracja pierwszoosobowa, za którą osobiście nie przepadam. Ale tak poza tym, jest ok.
Wpadniesz do mnie?
http://skrajnie-rozni.blog.onet.pl/
Dziękuję ci bardzo :) Miło usłyszeć takie słowa ^^ Z chęcią do ciebie wpadne ;P A co do narracji do owsze, chciałam zmienić rozdziały tak, aby były w narracji trzecioosobowej, ale jednak ja sama uwielbiam pierwszoosobowom. Tak właściwie dzięki tej narracji, mogę dokładniej opisać uczucia Scarlett. Zwłaszcza przy spotkaniu z Syriuszem ;)
UsuńPozdrawiam. Kosia :*
Nigdy, ale to przenigdy nie lubiłam zaczynać, przedstawiać się i tak dalej. Mi to zawsze wychodzi sztucznie... takie właśnie mam wrażenie. Moje komentarze są długie, często bez sensu i ani trochę nie trzymają się informacji zawartych w rozdziałach. Muszę się nauczyć pisać z sensem, tak aby autor wiedział, że nie chcę go urazić. Więc...
OdpowiedzUsuńPowiem ci, że kiedyś miałam podobny pomysł, żeby Syriusz po wyjściu z Azkabanu spotkał swoją miłość, bo na pewno jakąś tam dziewczynę darzył uczuciem (chyba, że dziewczyna ta zginęła w czasie wojny, ale jeszcze w innych okolicznościach). Jednak zakładając, że przeżyła Syriusz na pewno chciałby się z nią spotkać. Powiem szczerze, że nie zbyt podoba mi się pomysł o tym, że Scar jest matką chrzestną i to ona wychowuje Harry'ego, jednak przyznam się, że zaczynam lubić tę bohaterkę.
Niekiedy jednak Scarlet wydaje mi się zbyt dziecinna, zbyt często wystawia ten język... chyba, że próbujesz przerysować postać, w celu wyostrzenia jej cech w późniejszych postach, aby nie zlała się w wielką kupę wielu bohaterów. Jeśli tak to nie czepiam się i liczę, że plany się powiodą.
Co tyczy się Syriusza, którego jeszcze na dobrą sprawę nie było, to jestem oczarowana i liczę, że przedstawisz go nie tylko jako wesołego, pełnego życia mężczyznę, ale przede wszystkim jako mężczyznę, który wiele przeżył, ale mimo to próbuje żyć normalnie. Takiej kreacji jeszcze nie spotkałam. Unikam opowiadań z samych czasów Pottera, wolę stricte czasy huncwotów (nie pogardzę nowym pokoleniem, ale tylko w wersji na wesoło).
Mogę podsumować: jestem ciekawa spotkania Scar i Blacka, liczę że nie rzucą się sobie w ramiona i nie będę planować wspólnej przyszłości tak od razu i nie będą wyznawać sobie miłości po grób. Chciałabym rozkoszować ich spotkaniem w klimacie delikatności i tajemnicy.
Prawie bym zapomniała, uroniłam kilka łez podczas wspomnień o Lily i Jamesie! Na prawdę wczułam się w tę historię, bardzo ładnie opisana.
Czego mi brakuje w opowiadaniu... magii, o tak jest zbyt wiele normalnych rzeczy. Brakuje mi opisów miejsc, często muszę zastanawiać się jak wygląda pomieszczenie, okolica w której aktualnie znajdują się bohaterowie.
Liczę, że dowiem się o kolejnym rozdziale :*
Pozdrawiam gorąco, S.