niedziela, 16 grudnia 2012

020 ROZDZIAŁ: Kolejna konfrontacja


  Dziś był ten dzień.  Już dzisiaj miałam opuścić mojego ukochanego i iść do pracy. To dziwne, bo zawsze lubiłam  być zajęta, ale przez tyle lat nie widziałam miłości mojego życia, więc musiałam nacieszyć się Syriuszem. Na myśl, że mam opuścić Grimmlaud Place, a co za tym idzie Łapę, coś kuło mnie w serce. Jednak nie mogłam tam siedzieć dniami i nocami. Miałam swoje mieszkanie, a moi rodzice pragnęli bym i u nich trochę pomieszkała. O godzinie szesnastej miałam zjawić się w Biurze Aurorów z moim tatą. W końcu wrócił do zawodu. On i mama chodzili uśmiechnięci. Wiedziałam, że są szczęśliwi mogąc zaangażować się jakoś w sprawy Zakonu i że nie muszą siedzieć cały czas w domu. Mama jako uzdrowicielka ponownie miała zacząć pracować dopiero jutro, ale po jej minie widać było, że jest bardzo podekscytowana. Kochała ratować ludzi. Gdy byłam mała, mówiła mi, że warto żyć dla chwil, gdy patrzy się na szczęśliwe oczy, niegdyś chorego człowieka, któremu mogło się pomóc. Dzisiaj miało odbyć się także spotkanie Zakonu Feniksa. Pierwsze, w którym mieli uczestniczyć moi rodzice, po długiej przerwie. Z tego powodu także byli bardzo zadowoleni. Do dziś, oni także mieszkali w tym domu, lecz lada chwila mieli się z powrotem wyprowadzić. Syriusz trochę przygasł. Przez prawie tydzień w jego domu mieszkały trzy, tak bliskie mu osoby. Teraz moi rodzice mieli wrócić do swojego domu w Dolinie Godryka, a ja do swojego. Chciałam zostać. Prawie złamałam się, gdy mój luby patrzył na mnie TYM wzrokiem, ale wiedziałam, że muszę zadbać o swoje mieszkanie, nie mogło stać puste. Obiecałam sobie więc  że pomieszkam na Rose Street kilka dni, a potem wrócić. Gdy Syriusz o tym usłyszał, smutek zszedł z jego twarzy, a zastąpił go uśmiech.

Tego dnia wstałam dość wcześnie. Nie mogłam doczekać się spotkania. Obok mnie leżał mój przystojny ukochany. Zawsze mi towarzyszył podczas snu. Lubiłam z nim rozmawiać przed zamknięciem oczu. Jego powieki nie opadły dopóki nie oddałam się w objęcie Morfeusza. Syriusz nie zmienił się aż tak bardzo. Oczywiste jest to, że trzydziestopięcioletni, a dwudziestojednoletni Łapa, różnili się, ale cóż z tego? Cóż z tego, że na jego twarzy pojawiła się pierwsza zmarszczka? Cóż z tego, że jego skóra nie była tak zdrowa jak kiedyś? Najważniejsze było to, że nadal patrzył na mnie z miłością swoimi pięknymi, szarymi tęczówkami. To się nie zmieniło. Nadal byliśmy dla siebie najważniejsi, wiedziałam to. Już podczas nauki w Hogwarcie byliśmy jak ciało niebieskie i satelita. Gdy jedno się odsuwało drugie automatycznie robiło to samo, tylko, że teraz nasze uczucie było dojrzalsze. Zawsze było, ale to co przeżyliśmy, porządnie zahartowało nasze uczucie. Pewnego wieczoru, gdy rozmawiałam z mamą popatrzyła na mnie z czułością i troską po czym rzekła:

- Trudno było mi uwierzyć, gdy mieliście po te dwadzieścia lat, że wasza miłość może być silniejsza. Patrzyliście na siebie tak, jakbyście byli dla siebie nawzajem centrum wszechświata, ale teraz... Jego wzrok, gdy na ciebie patrzy... Widać, że w każdej chwili byłby gotowy obronić cię przed strzałem. Kiedyś też tak było, ale teraz jesteście o wiele dojrzalsi. Tyle lat minęło, a on nadal patrzy na ciebie jak na ósmy cud świata, a ty na niego. To działa w dwie strony.

Leżałam w jego objęciach, nie chcąc go obudzić. Patrzyłam na mojego lubego z uśmiechem, głaszcząc go po policzku. Nie mogłam wyrzucić z głowy wszystkich wspomnień jakie miałam z nim i moimi przyjaciółmi. Syriusz był moim życiem, bez niego nie byłabym tym kim jestem, a teraz bycie w jego ramionach wydawało się bardziej naturalnie niż bicie serca, choć jeszcze kilka lat temu mogłam o tym tylko śnić. Mężczyzna kilkakrotnie wypowiedział moje imię przez sen. Wiedziałam, że z moich ust także wydobywa się jego imię gdy śnię, powiedział mi o tym. Czułam, że jest mi potrzebny do życia niczym powietrze. Tego nie da się opisać. Po prostu wiedziałam, że nie mogłabym istnieć gdyby on nie był cząstką mojego świata.

Przylgnęłam do niego z całych sił. Bałam się. Wstydziłam się do tego przyznać, ale taka była prawda. Nigdy nic nie powodowało u mnie takiego strachu, prócz tego. Według niektórych byłam zbyt idealna, co uznawane było za wadę, ale to nie prawda. Cóż... Zawsze nawiązywałam szybko kontakty ( nie wliczając Ślizgonów, z nimi kompletnie nie umiałam odnaleźć wspólnego języka), byłam perfekcyjną przyjaciółką i partnerką, urody też mi nie brakowało, ale byłam zbyt impulsywna, nerwowa, nadopiekuńcza i... Tchórzliwa? Niby nie straszne było mi nic, prócz jednej rzeczy, która powodowała u mnie palpitacje serca. W końcu byłam jednak odważna. Walczyłam, walczę i będę walczyć przeciwko Śmierciożercą, których się nie bałam, ale mam taką jedną słabą stronę... Gdybym straciła moich bliskich, powoli i boleśnie umierałaby każda cząstka mojej duszy, nie umiałabym sobie poradzić, aż w końcu w ogóle bym nie istniała. Bałam się straty ukochanych osób i tym samym stoczenie się na dno. Może i byłam silna, ale tylko dzięki miłości, która towarzyszyła mi na każdym roku. Gdybym już nie mogła przytulić i poczuć ciepła kogoś kogo kocham, stałabym się więdnącą roślinką. Taka jest prawda. Jestem jaka jestem tylko ze względu na mamę, na tatę, na Harry'ego, Remusa, Lily i Jamesa (którzy choć już nie są przy mnie ciałem, istnieli w moim sercu) i oczywiście Syriusza. Oni są sensem mojego życia.

Poczułam jak mój luby się porusza. Otworzył oczy i tak jak codziennie powitał mnie pocałunkiem. Zauważył moją minę. Strach wypisany na twarzy. Nic nie mówiąc, wtulił mnie w swoje ramion. To była miłość. Nigdy nie umiałam tego opisać, choć tak wielu ludzi kochałam, ale o tym uczuciu nie świadczą słowa, który by to opisały. Lepiej robią to czyny. Po prostu się kocha i już.

***
Siedziałam już przy stole razem z ukochanym i rodzicami.  Większość członków już się zjawiło. Zostali tylko Szalonooki, Kingsley, Hestia i Alan. Wszyscy przybyli siedzieli sztywno na drewnianych krzesłach i czekali w napięciu. Czułam ciepło Syriusza. Nasze ramiona się stykały. Uśmiechnął się do mnie i spojrzał na mnie troskliwie. Odwzajemniłam gest. Może to dziwne, że wszyscy tak nagle spoważnieli, ale chyba dopiero teraz zdaliśmy sobie tak całkowicie sprawę co może nas spotkać, nas, naszych bliskich i cały świat. Zakon musiał działać, by ratować świat i ludzi przed Voldemortem i Śmierciożercami.

Po chwili, do pomieszczenia, które spowiła cisza, naraz wpadła cała czwórka. Alastor pokuśtykał do swojego krzesła bez zbędnych formalności, Kingsley kiwnął wszystkim głową na powitanie, a Hestia i Alan wydawali się rozpromienieni jak jeszcze nigdy. Gdy wszyscy już siedzieli na miejscach, Alastor kiwnął głową w kierunku moich rodziców.

- Jak już pewnie wszyscy wiecie, do Zakonu dołączyło dwóch nowych członków. Zostali już wpisani do księgi, która jest dobrze strzeżona i ukryta. - Rozejrzał się swoimi oczami - jednym czarnym i paciorkowatym, drugim dużym, niebieskim, po pomieszczeniu. - Zadania mam już rozdzielone - zagrzmiał - ale jest jedna sprawa niecierpiąca zwłoki. Niestety Alexis Shelter staje się bardziej niebezpieczna dla szpitala.

- Co ty mówisz, Alastorze? - moja mama popatrzyła na mężczyznę zszokowana. - Znam jej ojca, Shelterowie to bardzo dobrzy ludzie...

- No nie wiem, Evo. Alexis usuwa pamięć pacjentom by nie pamiętali, kto ich zaatakował, a zrobili to Śmierciożercy, oczywiście...

- Chcesz powiedzieć, że Alexis Shelter dopuszcza się zdrady szpitala, pogarszając stan pacjentów? - Alan pokręcił niedowierzająco głową.

- To bardzo dobrze wykwalifikowana uzdrowicielka - Strugis Podmore wychylił się lekko do przodu.

- Może i tak, Strugisie, lecz to nie umniejsza zła, które wyrządza. Nie tylko pogarsza stan pacjentów poprzez usuwanie pamięci, ale też donosi Śmierciożercom o wszystkim co się dzieje w Mungu.

- Nie uwierzę w to - prychnął Alan zakładając ręce na piersi. - Na pewno jest pod wpływem Imperiusa.

- Tak, tego nie można wykluczyć, Alastorze - mój ojciec zwrócił się do swojego przyjaciela wychylając się lekko mi kładąc splątane dłonie na stół.

- Tak, nie można, Robercie - przytaknął Moody. - Właśnie dlatego jutro Eva - tu zwrócił się do drobnej kobiety o blond włosach. na której twarzy pojawiła się troska i ekscytacja - razem z Alanem złapie Alexis Shelter i uwięzi na chwilę w dawno nie używanej sali numer trzynaście. Scarlett i Tonks - tu zwrócił się do mnie i do podrygującej różowowłosej dziewczyny - będą tylko na to czekały. Wtargną do sali z buteleczką Veritaserum. Wyciągniecie z niej wszystko, będzie walczyła, nie powiem. Nie da się złapać więc musicie działać z zaskoczenia, jasne? - zniżył ton głosu i zacisnął wargi. Dora skinęła ochoczo głową. Po chwili Szalonooki sięgając zza pazuchę swojego płaszcza, wyciągnął małą buteleczkę z eliksirem, którą rzucił w moją stronę i kiwnął porozumiewawczo głową. Wsadziłam flakonik do kieszonki rozpinanego, czarnego sweterka który miałam na sobie.

To spotkanie minęło bardzo szybko. W sumie nie rozmawialiśmy o wielu rzeczach, ale wiedziałam, że Voldemort coś szykuje. Widziałam to w oczach Alastora, gdy mówił o sprawie tej kobiety. Jego czarne, paciorkowate oko mówiło: "Tak jakby to teraz było najważniejsze". Nie powiedziałam o tym Syriuszowi, ani rodzicom. Przecież mogłam się mylić, prawda? Poza tym, jeśli tak było, to Szalonooki musiał mieć jakiś powód by nie poruszać tego tematu.

***
Nadszedł moment, w którym miałam opuścić Grimmlaud Place i po krótkiej przerwie iść do pracy. Z jednej strony się cieszyłam. Lubiłam swoją pracę i nie mogłam siedzieć bezczynnie. Z drugiej zaś oznaczało to mniej czasu dla mnie i Syriusza. Widziałam smutek w jego oczach, choć nie odezwał się na ten temat ani słowem. Coraz częściej zastanawiałam się, czy po prostu nie rzucić tej pracy. Mimo, że lubiłam bycie aurorem, to nie czułam się tak jak kiedyś, gdy zaczynałam pracować w tej branży. Wszystko było inaczej. Knot oraz pracownicy ministerstwa nie wierzyli w powrót Voldemorta, a ja czułam się tam obco. Pieniądze nie były problemem. Pokaźną sumkę odziedziczyłam po moich dziadkach, oraz zarobiłam wiele galeonów, gdy w Bułgarii warzyłam eliksiry. Wiedziałam jednak, że Zakon potrzebuje niektórych informacji, a ja będę mogła je zdobyć tylko jeśli będę tam pracować.

Gdy wychodziłam, zauważyłam, że Syriusz rzuca mi posępne spojrzenie. Popatrzyłam na niego błagalnie. Wcale nie chciałam go zostawić tu samego! Na szczęście Remus obiecał, że tu zamieszka. Był naszym przyjacielem. Wiedziałam, że będzie wspierał mojego ukochanego, gdy ja nie będę mogła. Tylko, że mój przyjaciel także potrzebował wsparcia. To oczywiste, że chciałam być przy nich obu, przy Harrym, rodzicach, Tonks, Weasleyach i pozostałych przyjaciołach. W takich chwilach żałowałam, że nie jestem robotem. Wtedy wszystko byłoby łatwiejsze. Ale ja byłam czarodziejką. To też dawało nieograniczone możliwości, prawda?

Nareszcie trafiłam do Biura. Mój tato do pracy przyjechał godzinę wcześniej. Jak widać nie mógł wytrzymać, moja mama pewnie już szykowała się do wielkiego powrotu. Na tą myśl uśmiech sam wpełznął mi na twarz. Moi rodzice byli szczęśliwi, więc ja także byłam, żałowałam, że nie stało się to wcześniej, że zabroniłam im dołączyć do Zakonu, czułam, że teraz będą żyli pełnią życia.

Wchodząc to bloku pomyślałam sobie, że ten czas w pracy minie jak z bicza strzelił. Nie trzeba było się niczym przejmować. Zauważyłam Hestię. Siedziała przy biurku zawalona przeróżnymi papierami. Czarne włosy upięła w ciasnego koka, a na jej nosie widniały prostokątne okulary, których nie nosiła na co dzień.

- Och, witaj - uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniłam gest. - Dobrze, że już przyszłaś - westchnęła z ulgą. - Myślałam, że Tonks jajko zniesie - zaśmiałam się.

Po chwili zza drzwi wychyliła się różowa głowa. Dziewczyna miała dzisiaj włosy do ramion. Rozciągnęła usta w uśmiechu i pisnęła z uciechy po czym przytuliła się do mnie na powitanie.

- Bez ciebie nie było tak wesoło - westchnęła.

- No więc jestem - mrugnęłam do niej.

- Nie da się zaprzeczyć - odpowiedziała z uśmiechem, po czym obie usiadłyśmy przy swoich stanowiskach.

Na moim biurku stał stos papierów, wiele ołówków, długopisów i piór z atramentem oraz dwa zdjęcia. Na jednym byłam z Harrym. Obejmowaliśmy się, a ja czochrałam go po włosach. Na drugim zaś moja młodsza wersja, James, Lily, Remus i Syriusz. Może to nierozważne. Knot i Scrimgeour  mogli to zobaczyć, ale skąd mogli wiedzieć, że to akurat Łapa? Niby nie zmienił się aż tak bardzo, ale minister i szef Biura Aurorów, po prostu nie mieli prawa się niczego domyślać. Zauważyłam, że Tonks zerka tęsknie na książkę  która leżała na jej biurku. Obita była w brązową skórę, a tytuł został wygrawerowany złotymi literami. Na grzbiecie przeplatały się płatki róży. Poznałam te powieść.

- Pożyczyłaś od Remusa? - spytałam z zaciekawieniem przeglądając papiery i kreśląc kółka przy rozwiązanych sprawach. Co miesiąc robiliśmy przegląd takich dokumentów.

Wzrok Nimfadory wydał mi się zamglony. Szybko oderwała spojrzenie niebieskich tęczówek od książki.

- Co? - uniosła brwi ku górze wykrzywiając wargi. - Och... Tak, tak. Wspaniała - westchnęła z rozmarzeniem. - O nimfie leśnej zakochanej w wilkołaku.

- Wiem - uśmiechnęłam się znacząco pod nosem. - Czytałam - zarumieniła się lekko, a ja zachichotałam.

Odkąd zaczęłam spędzać tak dużo czasu z moim lubym, Dora i Remus stali się sobie bliżsi. Cieszyłam się z tego. Mój przyjaciel potrzebował kogoś bliskiego, a zauważyłam, że obecność Lunatyka także sprawia Dorze przyjemność.

Po chwili do drzwi ktoś zapukał tak mocno, że prawie się zatrzęsły. Tonks popatrzyła na mnie zdziwiona, a pióro Hestii nie skrobało po pergaminie już tak zawzięcie.. Wygładziła granatową, ołówkową spódnice. Pewnie myślała, że to Scrimgeuor. Jednak ja miałam co do tego pewne wątpliwości. Nie zaglądał do naszego bloku codziennie. Dwa razy w tygodniu odwiedzał nas, ale dopiero o trzeciej w południe. Drzwi otworzyły się z hukiem i pojawiła się w nich niska, drobna i wycieńczona kobieta. Miała mysie, liche włosy i wielkie szare oczy, które zajmowały bardzo dużą część twarzy. Wzbudziła we mnie współczucie. Te oczy kogoś mi przypominały. Wydawała się zagubiona, miętosiła skraj swojej długiej, tiulowej, brązowe spódnicy.

- Widziałam Syriusza Blacka - wyszeptała przestraszona. Oblały mnie zimne poty. W tej chwili poczułam do tej kobiety coś na kształt strachu i nienawiści, jeszcze nigdy tak nie było. Nie mogła znowu odebrać mi Syriusza. Widziałam, że blada Hestia z nią rozmawia, ale nie słyszałam nic, poza moim głośnym waleniem serca.

Czułam jakby moje całe ciało było z waty, a głaz przycisnął mi klatkę piersiową. Tonks popatrzyła na mnie zatroskana, lecz zauważyłam, że ona sama bardzo się niepokoi o swojego kuzyna. Zaczęło mi się robić nie dobrze, na samą myśl o stracie ukochanego. Wstałam jak najszybciej i udałam się do najbliższej toalety.

Nogi się pode mną ugięły, gdy szłam korytarzem. Musiałam na chwilę oprzeć się o ścianę i przyłożyć do niej zimne czoło. To niemożliwe. Nie mogłam znów go stracić. Kimże bym się stała bez niego? Te czternaście lat udało mi się wytrzymać, ale nie byłam w stanie żyć bez ukochanego ani dnia więcej.

Wzięłam się w garść i doszłam do łazienki. Nie mogłam odpędzić od siebie myśli, że to nie jest wina tej kobiety, ale nieodpowiedzialności Syriusza. Łazienka obłożona była kremowymi kafelkami, a na ścianach białymi we wzory. Nad kilkoma umywalkami wisiała taka sama liczba prostokątnych luster. Stanęłam przed jedną umywalką opierając się o nią i wpatrując w lustrzaną bliźniaczkę. Byłam strasznie blada. Moje oczy zaszły czerwienią. Nie chciałam tylko, aby blizna w kształcie psiej łapy zaczęła piec. To znaczyłoby, że mojemu lubemu dzieje się coś złego. Przygryzłam wargi. Oczy zaszły mi mgłą, a powieki po chwili opadły. Odkręciłam kurek, a z kranu poleciał strumień zimnej wody. Nachyliłam się i porządnie obmyłam twarz. Ciecz była lodowata, ale to było mi potrzebne. Przyniosło mi chwilowe ukojenie. Nie podnosząc głowy, otarłam twarz rękawem. Podniosłam wzrok i wrzasnęłam ze strachu. W lustrze zauważyłam jeszcze jedną twarz. Markus Isaac wpatrywał się we mnie z niepokojem.

- Tylko spokojnie - zastrzegł podnosząc ręce. Jego czarny podkoszulek opinał się na umięśnionym ciele. Działałam instynktownie. Obróciłam się na pięcie i z całych sił kopnęłam go w krocze. Skulił się i złapał w pasie. W tej chwili zyskałam przewagę. Moja noga z impetem powędrowała w zgięcie jego kolan. Upadł na podłogę.

Kucnęłam przy nim i splątałam jego wielkie ręce w silnym uścisku. Przycisnęłam jego twarz do zimnych kafelek. Zrobił się czerwony.

- Uspokój sie - rzucił chrapliwym głosem. - Nie mam zamiaru ci nic zrobić - warknął.

- To czemu tu przyszedłeś? - syknęłam. Poderwał głowę do góry, ale  znów przygwoździłam ją do podłogi z taką siłą, że słychać było huk.  Chyba dostałam dużą dawkę adrenaliny, pokonując takiego osiłka.

- Muszę z tobą porozmawiać - wychrypiał. - Mam wyrzuty sumienia - jego głos był coraz cichszy, prawie go nie usłyszałam.

Poderwałam się do pozycji stojącej. Może to było nieostrożne z mojej strony, może byłam zbyt ufna, ale i tak zacisnęłam palce na różdżce. Markus wstał podnosząc ręce w poddańczym geście. Sięgałam mu zaledwie do ramion.

- Nie chce cię skrzywdzić - popatrzył mi prosto w oczy, a następnie  tak nagle spuścił wzrok. - Chcę odkupić swoje winy. Bardzo żałuję.

- Jak widzisz nic mi się nie stało - popatrzyłam wyzywająco w jego żółte oczy, choć trochę zmiękłam.

- Ale mogło - w jego głosie zabrzmiał płaczliwy ton. Zaczął zachowywać się jak obłąkany. Łapał się za głowę jakby chciał wgnieść sobie czaszkę do środka. Chodził dookoła i kopał czubkiem wystrzępionego adidasa w podłogę, tak jakby chciał wywiercić w niej dziurę. - Kto zdołał uleczyć tak głębokie rany, które zostały bez żadnych blizn?

- Przyjaciele - odrzekłam zauważając zawstydzoną minę mężczyzny. Zwrócił ku mnie te charakterystyczne oczy. - Zaklęcia były silne.

- Wiem - spuścił wzrok. - I przepraszam. Nie mogłem nad sobą zapanować - jego hardy  chrapliwy głos stał się piskliwy. - Cały czas dręczyły mnie wyrzuty sumienia . Zastanawiałem cię czy coś ci się nie stało. Każdego dnia - spuścił wzrok na swoje wielkie dłonie. - Gdy poszedłem sprawdzić czy coś ci nie jest, zobaczyłem cię z Harrym Potterem na peronie - podniósł wzrok obserwując moją reakcję. Moja twarz pozostawała skamieniała i obojętna. Uścisk na różdżce się rozluźnił. - Pomyślałem sobie, co by było gdybym cię mu zabrał? Wiem, że odmieniłaś jego życie. Jak w ogóle mógłbym spojrzeć kiedykolwiek w oczy twoim rodzicom, przyjaciołom, ukochanemu i chrześniakowi? - schował twarz w dłoniach kończąc swój monolog. Podeszłam do niego niepewnie, wspięłam się na palce i położyłam mu dłoń na ramieniu.

      - Nic mi nie jest - zapewniłam znów, choć nie mogłam się skupić an obecnej sytuacji. W mojej głowie wciąż widniał obraz Syriusza. - Nie musisz się już zadręczać...

- Chcę odpokutować - złożył ręce w błagalnym geście. - Pozwól mi... Pomóż mi... - w jego głosie znów zabrzmiała płaczliwa nuta, czułam, ze coraz bardziej jest mi żal Markusa.

- Ale jak? - odezwała się we mnie część, która pragnęła wszystkim pomagać.

- Chcę coś zrobić dla innych, chcę być dobry. Po prostu pomóż mi - przełknął ślinę patrząc na mnie niepewnie żółtymi oczami.  Jego długie rzęsy rzucały cień na policzki. - Pomóż mi dołączyć do Zakonu Feniksa.

***
      Jupi, jupi! Markus, wrócił, Markus wrócił, cha, cha, cha. Mówiłam, że ktoś wróci! I mówiłam, że Markus odegra większą rolę. Ach, Isaac, Isaac. Jednak ten wielkolud ma miękkie serce. Co myślicie o tym rozdziale? Osobiście jestem bardziej zadowolona niż z poprzedniego. Jest dużoooo opisów. Me gusta <3 Miałam czas na pisanie tej notki, a 21 też jest całkiem dobra. Dedykacja dl kochanej Elle, która w ciągu tygodnia wykonała dla mnie przepiękne szablony, dziękuję kochana :** No i nie mogę zapomnieć o Liley, która swoimi wiadomościami umiała poprawić mi humor :** Ale ten Syriusz nieodpowiedzialny, co? Ach, biedna Scarlett, biedny Harry... W 21 będzie o tym trochę więcej. A Jonson pokazała pazurki ^^ W końcu to aurorka. Rozdział dodałam troszkę wcześniej niż zamierzałam, ze względu na to, że nie byłam pewna, czy w czwartek będę miała na to czas. Nie jestem pewna czy jest długi czy krótki. Na razie muszę pisać w WordPadzie, bo ma nowego laptopa i nie wgranego jeszcze Worda :/ A WordPad nie odczytuje ile stron i ile słów, niestety. Całuję, kochani :*** I prosiłabym o komentarze :) Chciałabym dowiedzieć się jaka jest wasza opinia ^^

15 komentarzy:

  1. Tak mi się jakoś kolebie w głowie, że ten Marcus już gdzieś tu był, tylko kurczę, nie pamiętam, w którym rozdziale. Ale skądś go kojarzę, na pewno ^^. W sumie, chyba muszę sobie odświeżyć, żeby wiedzieć, co on takiego zrobił Scar, że ta aż go rzuciła na ziemię ^^. Ale podobało mi się, jak okazała charakter, to była fajna scena ^^. I czemu chce dołączyć do zakonu? Ciekawe, co się za tym kryje...
    No i że pracuje jako aurorka, w dodatku z Hestią i z Tonks. Tylko szkoda, że musiała na trochę opuścić Syriusza, nie może zamieszkać z nim? On był taki ewidentnie smutny, kiedy Scarlet odchodziła. Aż mi się go żal zrobiło, bo musi być bardzo samotny.
    Jestem ciekawa tego zadania, jakie powierzył im Szalonooki, ciekawe, czy uda im się porozmawiać z tą kobietą i czy faktycznie ona robi coś złego?
    Było więcej opisów, co mnie cieszy ^^. Opisy to coś, co bardzo, ale to bardzo lubię, im jest ich więcej, tym lepiej ;)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Markus, był, był ^^ W 13 rozdziale. W sumie w tym, że chce dołączyć do Zakonu kryje się to, że chce odkupić swoje winy, ale to będzie nawet ważne dla opowiadania. Oj, mogła z nim zamieszkać. Ale kiedyś rozmawiałam ze swoją ciocią i ona powiedziała: " Dom w którym nikt nie mieszka nie jest żywy. Bez uczuć, bez rodziny, bez miłości". Wtedy sobie pomyślałam, że ten opis pasuje też do ludzi, więc i Scarlett musiała troszkę pomieszkać w tym domu ^^ Z tą kobietą wszystko się wyjaśni w nn. Może nie kompletnie wszystko, ale wiele :) Mnie też. Uwielbiam pisać opisy <3

      Usuń
  2. Tak, tak, wiem. Mam zaległości, ale teraz, kiedy trwa walka o oceny, ja nie mam czasu spokojnie usiąść i przeczytać rozdziału. Obiecuję, że wszystko nadrobię w święta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem cię :) Ja też u cb czytam cały czas, ale nie komentuje, bo po prostu nie mam czasu :) Ale w świeta się to wszystko uspokoi to na pewno większość bloggerek nadrobi swoje zaległośći ;D

      Usuń
  3. Dziękuję Ci bardzo moja mailowa kumpelo kochana <3!!

    Komentuję, ale niestety nie pierwsza.. :(
    Rozdział przeczytałam na szybko u babci prawie pod stołem, ale teraz wróciłam i czytałam z zapartym tchem od początku ;D
    Ten wątek z Marcusem wydaje mi się trochę podejrzany.. Czyżby chciał być dobry a tak naprawdę zły? Albo to moja zbyt wybujała wyobraźnia zadziałała.. Czekam na rozwój tej akcji ;)
    Syriusz okropnie nieodpowiedzialny, ja na miejscu Scarlett strasznie bym się na niego wkurzyła!! Jak on tak mógł..? No, ale siedzieć tyle w zamknięciu to też nie jest za miło.. Współczuję mu z całego serducha ^^
    Nie wiem, czy to już mówiłam.. Ale Twoje opisy są najpiękniejszą częścią tego bloga!!

    Wiem, że to już pisałam, ale.. Ten szablon jest przecudowny i główny kolor to mój ulubiony ;D Ale, serio nie ściemniam! Taki ala pudrowy róż, ale nie pudrowy ;)

    Życzę Ci weny i duuuużo śniegu no i czekam 20.12 na nowość ^^ (Chyba dobrą wpisałam datę).

    Pozdrawiam,
    Liley ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Właściwie to ja nie widzę powodu, dla którego Scarlett nie miałaby przeprowadzić się do Syriusza. Może i ma sentyment do swojego mieszkania, ale tam będzie całkiem sama, a jako, że ona należy do ludzi, którzy nie znoszą samotności i potrzebują drugiego człowieka, to będzie się tam czuć okropnie. Skoro Remus może to dlaczego nie ona?
    Dobra, już sobie przypomniałam, kim był Marcus. Czytam równolegle dwa opowiadania o Zakonie w tych czasach i czasem mi się trochę kręci.
    Przede wszystkim Scarlett przesadziła, napadając tak na niego. W ministerstwie, a szczególnie niedaleko całej rzeszy aurorów nic złego jej nie groziło. Ale w zapewnienia Marcusa o zmianie nie wierzę. To wyglądało mi na przesadną grę aktorską, a nie szczere zapewnienie o przejściu na drugą stronę. Mam nadzieję, że Scar nie zrobi nic głupiego.
    Ogólnie rozdział mi się podobał, tyle że mam jedno ale. Zdarza ci się wpadać w nałóg powtarzania trzy razy tego samego. Kilka razy powtarzałaś te same zdania tylko trochę przeredagowane.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo przepraszam, ale dopiero teraz znalazłam chwilę czasu na skomentowanie. A ja uważam, że Grimmauld Place potrzebuje więcej żywych domowników. Nie tylko Remusa, ale Scar też. Muszę przyznać, że ciekawe to zadanie dla Evy. Jestem ciekawa czy się uda. Szczerze to powiem, że potrzebowałam kilku chwil na skojarzenie postaci Marcusa, ale udało się :) Zaskoczyła mnie reakcja dziewczyny. Uważam, że nie chyba albo ją, albo Ciebie poniosło, choć wydaje mi się, że skrywasz coś jeszcze pod postacią Marcusa. Mimo, że coś mi mówi, żeby nie wierzyć w jego skruchę to jednak wierzę. Zrobiło mi się go żal już wtedy, gdy ostatnio się pojawił, więc teraz nie wiem jaki ma dalszy interes w tym wszystkim. No i dlatego czekam nn :)
    Chyba mam jeden błąd --> "Nie tylko pogarsza stan pacjentów poprzez usuwanie pamięci, ale też donosi Śmierciożercą o wszystkim co się dzieje w Mungu." --> Chyba Śmierciożercom :P
    P.S. Odpowiadając na Twoje pytanie to nie wiem kiedy pojawi się tam następna notka, gdyż przez brak czasu uciekła mi na nie wena. Jednakże jak na razie dopisuje mi ona przy opowiadaniu o Teodorze, na które już dawno nie zaglądałaś :c
    Pozdrawiam ciepło :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak,nadal jestem zainteresowana tym blogiem i jeśli to nie problem możesz mnie dalej powiadamiać,bo przepadam za tym opowiadaniem ;)
    ***

    Może zacznę od błędów. Bodajże w dwóch miejscach (o ile dobrze pamiętam) liczbę mnogą napisałaś z końcówką "ą",otóż wyrazy w liczbie mnogiej piszemy z końcówką "om",nie "ą". Myślę,że to wynik pośpiechu.
    Jeszcze kilka literówek,np.:
    "Pierwsze, w którym mieli uczestniczyć moi rodzice, bo długiej przerwie."
    Zamiast "bo długiej przerwie",powinno być "po długiej przerwie"
    Ale ogólnie jest okey.

    Teraz może rozdział...
    Podoba mi się,jest bogaty w ciekawe opisy (za co masz u mnie naprawdę sporego plusa,czytając go wciągnęłam się. To jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu,że ten blog jest naprawdę świetny. Doskonale rozumiem Syriusza i Scar. Łapa nie chce być samotny,chodzi przez to smutny,traci radość i wesołe iskry w oczach,ale Scralett także potrzebuje czasu by sobie wszystko przemyśleć i poukładać,chce trochę w swoim mieszkaniu pomieszkać. Dobrze chociaż,że niezawodny Remus zgodził się towarzyszyć swojemu przyjacielowi na Grimmauld Place.
    Naprawdę jestem zachwycona ;)

    Na koniec szablon. Jest po prostu nieziemski. Ta dziewczyna z nagłówka jest bardzo ładna,Black także przystojny ;) No i podoba mi się kolorystyka,pasuje nawet do opowiadania.

    Weny życzę i pozdrawiam
    Jennifer Riddle

    OdpowiedzUsuń
  7. Obecna!
    Przepraszam Ciebie za to spóźnienie, ale miałam zepsuty komputer i musiałam poczekać, aż kupię sobie laptopa. No i jeszcze ten wir przedświąteczny. Ach, szkoda gadać.

    Na początku muszę przyznać, że masz bardzo piękny szablon, aż oczu nie można oderwać^^

    Bardzo piękne jest uczucie pomiędzy Syriuszem a Scarlett. Aż można im pozazdrościć. Bardzo ładnie opisujesz te emocje kobiety, który darzy do Syriusza. Fajnie by było, gdyby mieli w przyszłości dzieci^^ Zauważyłam, ze w jednym zdaniu zaczerpnęłaś cytat od Nicolasa Sparksa, mam go akurat w karcie u Dracona^^

    Bardzo mnie zszokowała scena w łazience. No i ten kopniak Scarlett... no, szapo ba ^^ Ale cieszę się, ze Marcus chce dołączyć do Zakonu, że chce odkupić winy za to, co zrobił Scarlett. Oby tylko nie grał i nie namieszał w Zakonie, oby miał dobre intencje.

    Całuję:**

    OdpowiedzUsuń
  8. Dżem dobry!
    Tak, tak, wiem, długo mnie nie było, nie zamierzam się nawet tłumaczyć - głupio mi no! Czytałam na bieżąco na telefonie, kiedy tam się tylko znalazła jakaś wolna chwila; w szkole, w autobusie itd., ale nienawidzę komentować z telefonu i nigdy tego nie robię, więc komentarz dodaję dopiero dziś ^ ^ Obiecuję poprawę ;D
    To fajnie, że jesteś zadowolona z tego rozdziału i następnego - cieszę się razem z Tobą.
    Muszę przyznać, że końcówka była genialna! Jestem niesamowicie ciekawa, co zrobi Scarlett. Nie mam pojęcia, co ja bym zrobiła na jej miejscu, ale w sumie blondynka już wiele razy udowodniła mi, jak bardzo się między sobą różnimy - ona naprawdę potrafi bezgranicznie zaufać nawet komuś, kto zszargał już jej zaufanie - ma niesamowity dar wybaczania. Tak samo zszokowała mnie scena z poprzedniego rozdziału, kiedy to kobieta wybrała się do Snape'a - naprawdę podziwiam ją. Ja często jestem zbyt zadufana w sobie i może też trochę... leniwa, aby robić coś ponad miarę i normę?
    Tym ziołem Falantian More też mnie zaintrygowałaś. Przyznam się bez bicia - zupełnie zapomniałam o tej chorwackiej roślinie, ale to miło, że starasz się nawiązywać do szczegółów czy ogółów, które wystąpiły szybciej w opowiadaniu. To znaczy, że masz zaplanowaną fabułę i konsekwentnie ją realizujesz, a to duży plus ;)
    Wiesz, zauważyłam, że nie justujesz rozdziałów - powiem Ci szczerze, że wyjustowane wyglądają bardziej elegancko i przyjemniej się je czyta ;) Zostało mi coś takiego jeszcze po byciu oceniającą, że goniłam z kijem wszystkich, którzy nie korzystali z wyjustowania ^ ^
    Jak już jesteśmy przy drobnych potknięciach, to jeszcze chciałam Ci zwrócić uwagę na to, że Scarlett w pewnym momencie nazywa się czarodziejką. A przecież ona nie jest czarodziejką, tylko czarownicą ;) Czarodziejka brzmi... lekko dziwnie ^ ^
    Wspaniale przedstawiasz chemię, która usadowiła się wygodnie pomiędzy Scarlett i Syriuszem. Naprawdę świetnie ukazujesz to uczucie. Byłam też pod wrażeniem lekkości, z którą napisałaś ich okazywanie sobie miłości, na koniec rozdziału 18 ^ ^ Świetnie Ci to poszło - ja powiem szczerze, że nie lubię pisać takich scen - zwyczajnie ich pisać nie potrafię...
    Ach, i bym zapomniała! Brawa dla Scarlett za tego kopa dla Isaaca! Nie straciła zimnej krwi - w końcu jest aurorką ;) Jest też bardzo odważną osoba, co widać, bo przecież nastały trudne czasy, a ona, jako członkini Zakonu Feniksa, dźwiga na swoich barkach wielką odpowiedzialność i presję. Rozumiem też jej tchórzostwo wynikające z tego, że boi się o bliskim - chyba każdy bałby się strasznie w takiej sytuacji ;3
    Cieszy mnie, że masz wenę i, jak widzę w ramce obok, mnóstwo pomysłów na nowe opowiadania. Powiem Ci szczerze, że też tak mam i jest to dla mnie zmorą, bo przez to często nie potrafię skończyć jakiejś historii, jak mam mnóstwo pomysłów na inne ;) A tu bym napisała nowe ff poterowskie, a tu ff na temat sherlocka, a tu czysty romans, tu przygodówkę, tu fantasy, tu obyczaj... Masakra ;)
    Całuję i czekam na nową notkę!
    Leszczyna ;*
    PS Hucznego sylwestra i szczęśliwego nowego roku! Jeszcze więcej weny w 2013! ;3
    PS 2 U mnie jakiś czas temu pojawiła się nn ;) Nie wiem, czy widziałaś, więc piszę przy okazji, bo już sama z siebie nie informuję ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie mogłam się powstrzymać przed przeczytaniem sobie Twojego rozdziału tak przed snem i oto jestem :)
    Zawsze zazdrosciłam Ci tej lekkości przy opisywaniu czyiś uczuć. Miłość Scarlett i Syriusza jest tak silna, że dosłownie aż sama ją poczułam i tak sobie odplynełam do własnej krainy widzimisię o cudownej miłości, no ale jestem z powrotem :)
    Przy wzmiankach i Lily i Jamesie jakoś smutno mi się zrobiło, ale to ja - nigdy nie pogodzę się z ich śmiercią.
    Super też stworzyłaś tą akcję w Ministerstwie - wraz z wparowaniem tej kobiety i jej cudowną nowinką o Syriuszu ciśnienie momentalnie mi skoczyło - przeraziłam się nie na żarty.
    A akcja z Isaaciem - epicka, zwłaszcza ten kopniak :) musiałam chwilę podumać, bo imię Marcus zaczęło mi się kojarzyć i w końcu skojarzylam, nie no, bardzo miła niespodzianka z jego powrotu się zrobiła, oby jego intencje były szczere :)
    Pozdrawiam i zapraszam przy okazji do siebie na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem dosyć kiepska w komentarzach więc dziękuję za komentarz na moim blogu. Popchnął mnie w dobrym kierunku i wzięłam się za siebie :). Co do rozdziału to jestem oczarowana. Uwielbiam jak wszystko dobrze się dzieje. Scarlett i Syriusz są po prostu wspaniali. Nie bardzo wiem co jeszcze napisać więc mam nadzieję że poprawię się przy następnym rozdziale. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj droga Kosiu,
    Po pierwsze muszę Cię bardzo, baardzo, baaardzo przeprosić. Za co? Oj, no chyba wiesz. Za niekomentowanie Twojej twórczości. Przyznam, że jestem głupia, bo po prostu odkładałam przeczytanie notki, aż... zapomniałam. Tak, jestem zapominalska i niewdzięczna, bo Ty o mnie nie zapomniałaś. Jednakże nawał obowiązków itd sprawił, że nie mogłam skomentować przed Świętami, a w ich trakcie jakoś tak zapomniałam. Może byłam przekonana, że czytałam Twoją notkę? Nie wiem, ale chciałabym Cię bardzo za całokształt swojej głupoty przeprosić. Wybaczasz mi?

    Po drugie niezwykle podobała mi się scena w łazience... No i kopniak Scar wgniótł mnie po prostu w krzesło, haha ^^ Muszę przyznać, iż cieszy mnie fakt, że Marcus chce dołączyć do Zakonu. Tylko czemu mam co do tego małe wątpliwości? Niby rozumiem go - chce pomóc i tym gestem jakby zadośćuczynić Scar. Tylko, czy ona mu wybaczy? No cóż, przed nimi długa droga do zgody, ale mam nadzieję, że Marcus rzeczywiście chce wstąpić do Zakonu z własnej woli i nie będzie miał jakiś ukrytych intencji.

    Naprawdę do gustu przypadły mi Twoje wartkie, lekkie i magiczne opisy. Zwłaszcza te, odnośnie stosunku Scarlett do Syriusza, niemal widocznie kreśli się ich wzajemne uczucie; takie ciepło ze strony kochanków ogrzewa w tak zimne wieczory, jak ten, gdy ciałko marznie xd ^^

    Chciałabym napisać coś jeszcze, ale nie mam pojęcia co, bo po prostu jestem wciąż pod wpływem czaru pięknego szablonu, który ,,zawrócił w głowie moim oczom" podczas czytania notki, jak i po jej zakończeniu. Śliczna Scar i przystojny Syriusz, a do tego ładna kolorystyka. I wszystko gra!

    Pozdrawiam ;3

    P.S Dwa tygodnie temu u mnie pojawiła się nowa notka ( hipokryzja-uczuc), mam nadzieję, że nie gniewasz się za to, iż nie przeczytałam do dziś Zwariowanych Miłości i również zajrzysz do mnie ^^

    OdpowiedzUsuń
  12. Trafiłam na twojego bloga przez przypadek.
    I pierwsze co mnie zauroczyło to szablon. Jest świetny!
    Dziewczyna która go projektowała naprawdę się spisała, pogratuluj jej, wykonała kawał dobrej roboty ;)

    Teraz twoje opowiadanie, przyznam szczerze że zaczęłam czytać niedawno i od razu mi się spodobało. Jest naprawdę interesujące, a błędów jest mało.

    Pozdrawiam i życzę dużo weny, oraz końca szlabanu ;)
    A także zapraszam do siebie, jeśli się nie obrazisz dodam Cię do linków u mnie :)
    stworzenibyzycrazem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. I ja przepraszam Cię za swojego lenia, tak dawno mnie tu nie było, że aż wstyd mi komentować po długiej przerwie od Scar. Każda sielanka zazwyczaj się kończy, to samo spotkało najwidoczniej naszą pannę Johnson, chociaż szkoda mi Syriusza, zawsze uważałam, że powinien mieć kogoś do towarzystwa w swoim rodzinnym domu, miał szczęście, że przynajmniej Tonks, Lupin i członkowie zakonu odwiedzali go czasem w tej dziurze. Ja bym pewnie zwariowała z samotności...
    Nie dziwię się Scarlett, że zdenerwowała się pod wpływem wizyty tej staruszki i naprawdę bardzo jej współczuję. W końcu, musi pracować z ludźmi (Nie licząc Hestii, Tonks i Kingsley'a) którzy uważają, że Syriusz jest bezlitosnym przestępcą. Ciekawi mnie niezmiernie sprawa Markusa i dobrze, że Scar mu nie ufa, mogę się założyć, że ten facet coś kombinuje (lubię być podejrzliwa :D) I nie mogę się doczekać, jak Syriusz zareaguje na jego widok! To będzie prawdziwa rozkosz dla mojej wyobraźni :D
    Ojjjj tam;* Mi mamuśka grozi od trzech lat, że zgniecie mi ruter obcasem, jednak ja wcale się tym nie przejmuję, mam nowoczesną babcię, którą odwiedzam średnio raz w tygodniu, bo podstawą, jest myśleć pozytywnie w momentach szlabanu, zwłaszcza, że babcia posiada własny komputer i internet w zanadrzu:D
    Gratuluję rocznicy;*

    OdpowiedzUsuń