Członkowie
Zakonu już napływali do domu. Wszyscy byli zdenerwowani zaistniałą sytuacją.
Wzięłam do ręki swojego długiego warkocza, który zapleciony był na wysokiej
kitce i zawiązałam go na palcu. Podciągnęłam wyżej, podwinięte rękawy dżinsowej
koszuli z perłowymi guziczkami, strzepałam niewidzialny pyłek z wykonanch z tego samego materiału
spodni, oraz zawiązałam sznurówkę u granatowych trampek za kostkę. Byłam
kłębkiem nerwów. Mimo, że sytuacja między mną i Syriuszem była krępująca, to
wspierał mnie. Przecież niecodziennie atakuje cię jakiś mężczyzna torturując,
tak, że zemdlejesz, niecodziennie spotykasz się w snach z przyjaciółmi (tak,
powiedziałam o tym Łapie) i niecodziennie dowiadujesz się, że twojego
ukochanego chrześniaka zaatakowali dementorzy, a ten musiał użyć zaklęcia i
grozi mu wyrzucenie z Hogwartu. Najgorsze jest to, że miał opiekuna, ale jego
bardziej obchodziły koci0łki niż bezpieczeństwo Harry’ego. Drżałam z
podenerwowania, a Syriusz trzymał mnie za rękę. Czekaliśmy tylko na Mundugusa.
Przed chwilą wrócił także Remus, trzymający w ręku wieszak z moim strojem na
jutrzejszą rozprawę, o której powiadomił mnie Artur. Oczywiście ja sama nie
mogłam iść po niego sama, bo jeśli coś by mi się stało po drodze po tym wypadku, albo
jeślibym zamiast do domu poleciała do Harry’ego? Takie były marne wytłumaczenia
Alastora, Remusa, Syriusza i Molly.
Tupnęłam nogą
dwa razy w podłogę i westchnęłam ze znużenia. Chciałam jak najszybciej załatwić
tę sprawę. Zaczęłam bić paznokciami w stół i oparłam głowę na prawej ręce. Po
chwili usłyszałam dźwięki jaki towarzyszył teleportacji. Syriusz zerwał się z
krzesła, a po chwili do salonu wszedł ledwo trzymający się na nogach, z tak
zwanymi worami pod oczami, Mundungus, do którego po chwili podeszłam.
- Coś ty narobił!? – krzyknęłam zdenerwowana patrząc na
Fletchera z wściekłością.
- Ale… Ale Scarlett! – jęknął. – To było ważne. Świetna
okazja, a…
- Ważniejsze niż bezpieczeństwo Harry’ego? – teraz było mi
obojętne czy ktoś mi się przypatruje, czy nie, choć było zapewne wiele par oczu
zwróconą w naszą stronę.
Nie przestawałam
krzyczeć na Dunga. Zaczęłam chodzić nerwowo po kuchni. Molly wpatrywała się we
mnie z niepokojem, wycierając ścierką talerz. Po chwili spojrzeli na mnie w ten
sam sposób pozostali członkowie Zakonu. Nikt nie był pewny ja zareaguję, nawet
ja. W końcu chodziło tu o mojego syna chrzestnego. Choć trzeba przyznać, że
Syriusz zdawał się bardziej opanowany niż ja.
- Jak… mogłeś… spuścić… go… z oczu? – wycedziłam przez zęby
patrząc na niego niczym martwego karalucha.
- Syriuszu… Pomóż mi z nią! – jęknął błagalnie zwracając
wzrok ku panu domu, przestraszony Mundungus, kiwający się na nogach. Patrzyłam
na niego z obrzydzeniem. Niby był dobrym człowiekiem, przystąpił do tajnego
stowarzyszenia, założonego przez Dumbledora, ale gdy tylko nadarzała się
okazja, poleciał po jakieś durne kociołki.
Mój ukochany
popatrzył na niego z niedowierzeniem.
- Jak możesz prosić mnie o coś takiego? – wstał ze swojego
miejsca i znalazł się u mego boku. – Do tej pory nie wtrącałem się. Sądziłem,
że niesłusznie jest przerywać Scar, zwłaszcza, że chodzi o jej chrześniaka, ale
sam jestem na ciebie wściekły – zrobił tak groźną minę jakiej jeszcze u niego
nie widziałam.
- Czy wiesz, Mundungusie, co jest w stanie zrobić lwica by
chronić swoje małe? – wycedziłam przez zęby używając metafory. Zacisnęłam rękę
na jego spranej, brudnej marynarce i przyciągnęłam bliżej siebie patrząc na
niego spod zmrużonych ze złości powiek. Dung głośno przełknął ślinę.
Wiedziałam, że zareagowałam trochę zbyt nerwowo, ale tu chodziło o Harry’ego.
- Nie wiem – wyjąkał.
- Jak widać chciałeś się dowiedzieć. To, że Harry nie jest
moim rodzonym synem nic nie znaczy. Tak jakby nim był, kocham go jak własne
dziecko.
- Proszę zostaw mnie – złapała go czkawka pijacka, a od
niego można było wyczuć sporą dawkę alkoholu. Zmarszczyłam nos z obrzydzenia i
puściłam jego kołnierz zauważając stojących w drzwiach Rona i Hermionę ze
zszokowanymi minami. Dung, którego już nie podtrzymywałam, zakołysał się i
upadł na ziemie rozkładając się jak długi, najwyraźniej nie mając zamiaru
wstać.
Zwróciłam wzrok
w kierunku nowoprzybyłych. Dziewczyna wyginała palce ze zdenerwowana, a Ron
opierał się o framugę drzwi.
- Usłyszeliśmy krzyki – odezwała się Hermiona. –
Pomyśleliśmy, że coś się stało – wyszeptała przestraszona. Nawet z miejsca, w
którym stałam mogłam usłyszeć jej przyspieszone bicie serca.
- Bo się stało… Harry’emu – imię mojego chrześniaka
wyjąkałam z trudem i popatrzyłam na jego najlepszych przyjaciół. Oboje
raptownie zbledli tak bardzo, że Hermionie posiniały usta, a ruda czupryna
Rona, w porównaniu z twarzą stała się wręcz ognistoczerwona.
- Nie strasz ich tak, Scarlett – skarciła mnie Molly, która
krzątała się po kuchni. – Harry nie ucierpiał ani fizycznie, ani psychicznie.
Przecież nikt nie użył na nim żadnego niewybaczalnego zaklęcia.
Hermiona i Ron
wypuścili powietrze z ust i od razu nabrali barw, a ja zaczęłam nucić sobie
jakąś piosenkę pod nosem, kołysząc się lekko w rytm melodii. Poczułam mrowienie
na karku. Odwróciłam się i spotkałam zainteresowany wzrok Syriusza, który
wydawał mi się zbyt rozbawiony.
- Co? – spytałam wyginając usta w półuśmiechu.
- Zawsze tak robisz, gdy się denerwujesz – poinformował mnie
i parsknął serdecznym, wesołym śmiechem. Kąciki moich ust uniosły się ku górze,
acz natychmiast spoważniałam
- To poważna sprawa, Syriuszu – powiedziałam, po czym
zwróciłam się w stronę nastolatków stojących w progu, którzy patrzyli na mnie z
zaciekawieniem.
- Więc co się stało? – ponaglił mnie zainteresowany Ron,
który aż podrygiwał.
- Harry’ego zaatakowali dementorzy, gdy wracał z Dudleyem z
placu zabaw. Użył zaklęcia patronusa w obecności mugola. Takie zarzuty zostały
mu postawione. Ministerstwo postanowiło…wyrzucić go z Hogwartu – wyjąkałam
zdenerwowana, a Hermiona ponownie zbladła..
- Ale oni nie mogą! Nie mają prawa wyrzucić go ze szkoły.
Przecież istniało zagrożenie życia – odpowiedziała zrozpaczona, Ron stojący
koło niej, także nie był szczęśliwy. Brązowowłosa zwróciła się do Syriusza. –
Czy w bibliotece jest Kodeks Praw Czarodziejów?
- Powinien być, Hermiono – oznajmił mój ukochany. – Ale taka
książka, byłaby ostatnią, po którą bym sięgnął – uśmiechnął się. – Więc nie
wiem dokładnie.
- Idziemy, Ron – zarządziła dziewczyna z rumieńcami
ekscytacji na policzkach ciągnąc swojego przyjaciela za rękę. – Może coś
znajdziemy – pisnęła po czym obydwoje opuścili kuchnię.
Popatrzyłam
znacząco na Syriusza, a potem na Dunga. Pan domu, od razu wiedział o co mi
chodzi, po czym podniósł go z ziemi i popatrzył na niego wyzywająco.
- No to teraz się możesz dowoli tłumaczyć, Fletcher –
oznajmił spokojnie mój ukochany. Wiedziałam, że członkowie Zakonu, którzy
siedzieli w kuchni, nie chcieli tego przerywać. W końcu sami byli okropnie źli
na Mundungusa. Poza tym wiedzieli, że to jest sprawa pomiędzy nim, a nami –
chrzestnymi Harry’ego.
- No przecież, wiecie! Poszedłem po kociołki – wyjąkał
chrapliwym głosem, a gdy zobaczył moją minę, zasłonił się rękami. – Nie bij!
- Zapytam jeszcze raz – odpowiedziałam spokojnie podchodząc
do niego. – Jakim prawem zostawiłeś Harry’ego na pastwę losu? Teraz, gdy tak
źle się dzieje? Gdy w każdej chwili Voldemort lub jakiś śmierciożerca, mógłby
go zaatakować? Dlaczego zostawiłeś go dla tych durnych kociołków? Przecież
jeśli tak bardzo ci na nich zależało, to bym ci je kupiła! Bylebyś tylko nie
zostawiał Harry’ego, ty pomyleńcu! – wykrzyknęłam teraz już mocno zdenerwowana.
Nie panowałam nad swoimi emocjami.
- Scarlett,
Syriuszu – rozległ się miękki, męski głos. – Puśćcie Mundungusa – odezwał się
Dumbledore, patrząc na Fletchera ze srogą miną. Ubrany była w fioletową szatę w
różne wzory, a u jego boku stał Severus Snape. Kiwnęłam mu na powitanie głową,
a on je odwzajemnił. Wiedziałam co dla mnie zrobił, gdy byłam
nieprzytomna.
- Dziękuję, profesorze – wychrypiał Dung, a ja i Syriusz
podeszliśmy do stołu i usiedliśmy przy nim. Dyrektor i jego towarzysz zrobili
to samo, a po chwili w progu, ponownie pojawiła się Hermiona patrząc w grubą
książkę.
- Miałam rację – wyszeptała śledząc uważnie tekst. – Nie
mogą go wyrzucić. Rzucił zaklęcie w ramach obrony, a… - podniosła wzrok z nad
książki i dopiero teraz zauważyła nowoprzybyłych nauczycieli. – O, dzień dobry
– na jej twarzy błąkał się nieśmiały uśmiech. Ron skinął głową na powitanie
wbijając ręce w kieszenie spodni.
Nagle w kuchni
pojawił się stary skrzat ubrany jedynie w podartą, zieloną szmatę.
- Szumowiny. Plugawi mieszańce. Co by powiedziała moja
biedna pani? – szeptał skrzekliwym głosem.
- Zamknij się! – podniósł głos Syriusz, siedzący już na
krześle. – Nikogo nie obchodzi co by zrobiła twoja głupia pani!
- Śmie jeszcze tak wyrażać się o swojej matce. Ojej, co by
moja pani powiedziała… Jej syn hańbi dumne nazwisko Blacków – skrzeczał pod
nosem.
- Och, zamknij się ty głupi skrzacie – jęknął Ron, a
Hermiona popatrzyła na niego zdenerwowana.
- Ron! – wykrzyknęła oburzona, a Dumbledore pokiwał ze
zrozumieniem głową.
- Zrozum Stworka. Jest już starym skrzatem, który ślepo
wierzy w słowa swojej pani. Tak został, że tak powiem, wychowany – odezwał się
Albus. – Szanujcie go.
- No właśnie! – wykrzyknęła Hermiona z aprobatą.
- Syriusz też wychował się w takiej rodzinie, a na ludzi
wyszedł – wyszeptał pod nosem rudowłosy, a jego towarzyszka posłała mu
złowrogie spojrzenie.
- Dobrze by było, gdybyś dołączył do W.E.S.Z. Wtedy może byś
zrozumiał…
- Och, Hermiono – jęknął Ron, a ja zaśmiałam się cicho.
Wiedziałam, jak chłopak jest do tej organizacji nastawiony. – Przestań z tą
swoją Wszą.
- To nie wesz, tylko W.E.S.Z, rozumiesz, Ronaldzie? –
powiedziała Hermiona, ale pani Weasley chrząknęła, cicho, a dwójka nastolatków
popatrzyła na nią zarumieniona. Chyba dopiero teraz zdali sobie sprawę, że ich
kłótni przysłuchuje się cały Zakon.
- Idźcie do pokoju. Zakon ma do obgadania ważne sprawy –
poleciła im, a Hermiona kiwnęła głową i obróciła się napięcie. To samo po
chwili uczynił Ron.
Dumbledore odsunął
krzesło i usiadł na nim bezszelestnie, po czym złączył ze sobą swoje opuszki
palców u obu dłoni i oparł o nie brodę. Chwilę później obok niego usiadł
mężczyzna o ziemistej cerze i czarnych, tłustych włosach.
- Chyba już wiecie co się stał0 – Dumbledore popatrzył na
wszystkich zebranych. – Harry’ego zaatakowali de mentorzy, a on użył zaklęcia
patronusa by ochronić i siebie, i swojego kuzyna. Problem w tym… - zawiesił na
chwilę głos wpatrując się czuje niebieskimi oczami, w twarze wszystkich
zebranych. – Problem w tym, że ministerstwo nie chce uwierzyć w to, że dementorzy tak po prostu pojawili się w Little Whining. Sądzą, że Harry rzucił to
zaklęcie chcąc się popisać lub przestraszyć swojego kuzyna.
- Absurd – wyrwało mi się, a Dumbledore popatrzył na mnie i
pokiwał głową.
- Harry dzisiaj pojawi się na Grimmlaud Place, a jutro razem
z Arturem i Scarlett uda się do ministerstwa na przesłuchanie – popatrzył na
mnie, a ja z poważną i zaciekawioną miną kiwnęłam głową. – Będzie mogła z nim
wejść tylko Scarlett ze względu, że to ona jest jego opiekunką. Wejdzie tam
również jeszcze jedna osoba. Ja. Mam zamiar wytłumaczyć wszystko Korneliuszowi
i radzie – na te słowa moje serce zabiło szybciej. Bałam się, że coś może pójść
nie tak.
- Albusie – odezwał się Alastor siedzący na krańcu stołu. –
Pozostaje jeszcze sprawa przenosin Pottera
- Właśnie do tego
zmierzam, Alastorze – odpowiedział gładząc swoją długą, siwą brodę. – Jest
potrzebnych nam kilku chętnych do przenosin Harry’ego – jak na zawołanie dziewięć
rąk wystrzeliło w górę. Widziałam, że jeszcze więcej osób jest chętnych, ale
widząc tak dużą liczbę osób, opuścili ręce.
- A więc będzie te dziewięć osób – Dumbledore wskazał ręką
na grupę uśmiechniętych ludzi. Wśród nich znajdowali się Remus, Nimfadora,
której najeżone włosy połyskiwały fioletem, Strugis Podmore, czarodziej o
słomianych włosach, Szalonooki, Kingsley mający w uchu złote kółko, Elfias
Doge, Dedalus Diggle, Emelina Vance, która miała na głowie szmaragdowozielony
kapelusz oraz Hestia Jones, czarnowłosa kobieta o zarumienionych policzkach.
Otworzyłam buzię
by wyrazić chęć do przenoszenia Harry’ego, lecz Szalonooki machnął ręką.
- Nie ma mowy, Scarlett. Dopiero co byłaś nieprzytomna –
odezwał się i popatrzył na mnie karcąco.
- No i co z tego – wzruszyłam ramionami wzburzona. Ja też
chciałam się spotkać z moim chrześniakiem. To nie sprawiedliwe.
- Poza tym… – odezwał się mężczyzna, który jedno oko miał
czarne i paciorkowate, a drugie duże, okrągłe i niebieskie. – Jesteś zbyt emocjonalna.
- Ja? – spytałam zszokowana po czym prychnęłam. – Nie wiesz
o czym mówisz, Alastorze. Ja umiem trzymać emocje na wodzy i jestem bardzo
opanowaną osobą – większość osób wybchnęła śmiechem.
- Taa…. – odezwał się
Syriusz. – Scarlett ty jesteś bardzo emocjonalna. Nie mówię, że to źle, ale
biłaś się z Malfoyem po tym jak nazwał Lily… Sama wiesz jak.
- Zasłużył. Ty i James także chcieliście mu dołożyć, ale was
wyprzedziłam – odezwałam się.
- Tak – odezwał się Severus szorstkim głosem. – A później Malfoy
chodził z limem na oku tłumacząc się, że przecież dziewczynie i to jeszcze
młodszej by nie oddał – parsknął ironicznym śmiechem,
- Widzisz, Scar? – popatrzył na mnie ze zwycięskim uśmiechem
Szalonooki. – Temat zamknięty.
- Ale trzeba też będzie jakoś wybawić Dursleyów z domu.
Mówię wam, że nie byliby zadowoleni, gdyby dziewięcioro czarodziejów pojawiło się
w ich domu. Są uprzedzeni – powiadomiłam ich.
- Nie ma sprawy. Ja mogę to zrobić – zaproponowała Tonks
przeczesując palcami swoje najeżone, fioletowe włosy. – Ale jak? – spytała. Zmrużyłam oczy zamyślona, a po kilku sekundach wykrzyknęłam:
- Wiem! – wszyscy spojrzeli na mnie zaciekawieni. – Wyślij
im pocztą mugoslką informacje, że zostali zwycięzcami Ogólnokrajowego Konkursu
na Najlepiej Utrzymany Podmiejski Trawnik.
- Genialne – powiedziała Tonks z błyszczącymi oczami, po
czym wyciągnęła zza pazuchy pergamin.
- Tonks – popatrzyła na mnie. – Radziłabym ci napisać ten
list na zwykłej kartce.
- Och, tak. No to później - wyszczerzyła zęby w uśmiechu i z powrotem
schowała zwitek pergaminu do wewnętrznej kieszeni szaty.
- Pozostaje jeszcze sprawa transportu –zauważył Remus, a
wszyscy zwrócili oczy ku niemu. – Harry przewspaniale lata na miotle, więc
moglibyśmy…
- Ale nie może być widziany – odezwał się Alastor.
- Ma pelerynę niewidkę – odpowiedział mój przyjaciel, który
założył ręce na klatkę piersiową.
- Może mu spaść w czasie lotu – zauważył Syriusz.
- Więc może by go zakameleonować – zaproponował mężczyzna o
kwadratowej szczęce – Strugis.
- Tak, to jest dobry pomysł – przyznał Alastor.
- Więc wszystko gotowe – klasnął w ręce zadowolony
Dumbledore.
***
Tupałam nogą i wpatrywałam się
niecierpliwie w stary, dębowy zegar, który wskazywał godzinę osiemnastą.
Wypuściłam powietrze z ust i jęknęłam pocierając dłońmi skronie. Czułam na
sobie wzrok Syriusza. Zaczęłam kiwać się na krześle na jego dwóch nogach i
zaczęłam stukać paznokciami w blat stołu.
- Nie denerwuj się tak. Pewnie niedługo przylecą – próbował
mnie uspokoić rozbawiony Syriusz.
- Niedługo, niedługo – przedrzeźniałam go. – Nie ma ich już
dwadzieścia minut – mój ukochany wybuchnął śmiechem. – Co w tym takiego
śmiesznego?
- Rozumiem gdyby nie było ich godzinę czy więcej, ale
dwadzieścia minut? – nastąpił kolejny wybuch śmiechu, a ja wzięłam leżącą na
stole babeczkę i rzuciłam nią w Syriusza, który po chwili patrzył na mnie z
przerażającą miną. Jako jedyni zostaliśmy w kuchni, reszta była w salonie. Łapa
ruszył ku mnie z zawadiackim uśmiechem po czym przerzucił mnie sobie przez
ramię, a moje oczy rozwarły się w niemym przerażeniu.
- Co ty… - po chwili Syriusz zaczął wspinać się po schodach
i wszedł do pokoju, w którym mieszkałam, po czym zdjął mnie ze swojego ramienia
i usadziła na łóżku, po czym wziął gitarę akustyczną stojącą w rogu, założył ją
sobie na ramię i usiadł koło mnie.
- Bardzo brakowało mi naszego wspólnego śpiewania – odezwał
się. – Śpiewania o tym co czujemy – po chwili usłyszałam rozchodzącą się po
pomieszczeniu muzykę.
Ja zaczęłam śpiewać pierwsza. Z
moich ust, niepostrzeżenie wypłynęły słowa, które chciałam przekazać za pomocą
piosenki.
-
Picture perfect memories
scattered all around the floor
Reachin' for the phone cause I can't fight it anymore
And I wonder if I ever crossed your mind
For me it happens all the time
It's a quarter after one, I'm all alone and I need you now
Said I wouldn't call but I lost all control and I need you now
And I don't know how I can do without
I just need you now
Reachin' for the phone cause I can't fight it anymore
And I wonder if I ever crossed your mind
For me it happens all the time
It's a quarter after one, I'm all alone and I need you now
Said I wouldn't call but I lost all control and I need you now
And I don't know how I can do without
I just need you now
Uśmiechnęłam się
do Syriusza, który cały czas grał na gitarze. Po chwili wstał i podał mi rękę
na moment przestając grać, a potem znów uderzył palcami w struny i patrząc mi
prosto w oczy zaczął:
-
Another shot of whiskey
can't stop looking at the door
Wishing you come sweeping in the way you did before
And I wonder if I ever crossed your mind
For me it happens all the time
Wishing you come sweeping in the way you did before
And I wonder if I ever crossed your mind
For me it happens all the time
Syriusz popatrzył mi prosto w oczy, a mi wydawało
się, że widzę w nich bezgraniczną miłość. Podszedł do mnie tak blisko, że
między nami była tylko gitara, a z naszych ust, w równym czasie, wypłynęły
słowa:
-
It's a quarter after one, I'm a little drunk and I
need you now
Said I wouldn't call but I lost all control and I need you now
And I don't know how I can do without
I just need you now
Said I wouldn't call but I lost all control and I need you now
And I don't know how I can do without
I just need you now
Zaśpiewaliśmy to dwa razy, po czym, po małej przerwie,
śpiewać zaczęłam ja:
-
Guess I'd rather hurt than
feel nothing at all
It's a quarter after one I'm all alone and I need you now
It's a quarter after one I'm all alone and I need you now
Syriusz pogłaskał mnie z czułością po policzku i
nie przestał wpatrywać mi się oczy. Podziwiałam jego piękne, szare tęczówki, w
których widziałam odbicie moich – błękitnych, a Syriusz zaśpiewał:
-
And I said I wouldn't call
but I'm a little drunk and I need you now
Mój ukochany przestał grać, podszedł do mnie i złapał
mnie za ręce nie odrywając wzroku od mych oczu, po czym oboje zatonęliśmy w
swoich słowach:
And I
don't know how I can do without
I just need you now
I just need you now
Ooo, baby, I need you now
I just need you now
I just need you now
Ooo, baby, I need you now
Gdy przestaliśmy śpiewać Syriusz zdjął gitarę z
ramienia, a ja szybko pocałowałam go w policzek, na co on uśmiechnął się
zadowolony.
- To było piękne – szepnął.
- Bo prawdziwe – odpowiedziałam.
– No… Przynajmniej z mojej strony.
- Scar – westchnął i popatrzył
mi w oczy łapiąc za ręce. – Przez czternaście lat, nie byłoby dnia, w którym
bym o tobie nie myślał. Za każdym razem miałem nadzieję, że tak po prostu
wejdziesz przez drzwi i wszystko będzie jak dawniej. Zastanawiałem się czy ty
myślisz o mnie tak często jak ja o tobie…
- Nie byłoby takiego dnia, w którym bym o tobie nie myślała… -zaczęłam
lecz Syriusz popatrzył na mnie znacząco.
- Gdy tylko się budziłem
chciałem zobaczyć twoją piękną twarz i poczuć twój dotyk, twój zapach, twoje
usta… Potrzebuje cię blisko siebie Scar. Może to trochę egoistyczne, ale bez
ciebie wszystko jest inne. Gorsze… Ty jesteś moją miłością, życiem i nadzieją.
Dla ciebie chcę żyć i… - przerwałam jego wyznanie i rzuciłam mu się w ramiona,
a on pocałował mnie tak romantycznie jak jeszcze nigdy, a był to nie lada
wyczyn biorąc pod uwagę, jak mnie całował.
***
Rozdział nie wnosi zbyt wiele i może jest za krótki, ale mnie się nawet podoba. Może nie tak bardzo jak poprzedni, ale wydaje mi się, że jest niezły. Przy piosence słowa Scarlett pisane są kursywą, a Syriusz tłustym drukiem. Z poczatku nie wiedziałam co zrobić z tą piosenką, jak ja opisać, ale po prostu musiała być. Chyba nie jest tak źle, co nie? Ta nutka to link do muzyki. A no i jest nowy szablon :) Jak wam się podoba? Bo mi strasznie. Jest obłędny <3 Za jego wykonanie dziękuję serdecznie Elfabie :* Dedykacja dla AnyRosy. Nie muszę tłumaczyć dlaczego, kochana. Ty wiesz :*
Hej ^^.
OdpowiedzUsuńWidzę, że dopisuje ci wena ;)). Rozdział był fajny, bardzo ciekawie i moim zdaniem wiarygodnie opisałaś wydarzenia dziejące się w domu Syriusza tuż przed wyruszeniem po Harry'ego. Nie dziwię się, że Scar tak się wkurzyła na Dunga za jego nieodpowiedzialność, nawiasem mówiąc, coraz bardziej lubię tę bohaterkę, równa i charakterna z niej babka ^^.
Cieszę się, że w twojej wersji Syriusz ma kogoś bliskiego. W książce tak smutno było o nim czytać, nie dość, że miał nieszczęśliwe życie to jeszcze nikogo bliskiego przy sobie.
Mam nadzieję, że w swojej wersji go nie uśmiercisz? To jedna z moich ulubionych postaci w HP ^^.
No ale bardzo dobrze wyszła notka ;))).
Dziękuję :) Szczerze mówiąc ja od początku lubiłam Scarlett bo wiedziałam co czuje w stosunku do innych i jaka jest. Napewno wiem o niej więcej niż moi czytelnicy, ale także nie znam jej na wylot :) Prawdę mówiąc nigdy nie wiem jak zareguje i co zrobi. To znaczy może czasem wiem co, ale nia mam pojęcia jak:) To tak jakoś samow wychodzi :) Scar siada koło mnie i opowiada pokolei o swojej historii :P Tak, Syriusz był moją ulubioną postacią i bardzo było go mi żal. On potrzebowął kogoś takiego jak Scarlett i ja mu takiego kogoś dałam. No zobaczymy zobaczymy :P Sądzę, że ta sprawa będzie zagadką i czymś niespodziewanym dla czytelników, głównych bohaterów a nawet mnie, choć wiem już co zrobię :_ Dziękuje :*
UsuńRozdział wspaniały, zwłaszcza moment ze Scar i Syriuszem <3 A piosenka naprawdę przepiękna.Rozdział wcale nie taki krótki.A Mundugus powinien oberwać o wiele bardziej. Idiota. Strasznie rozbawiła mnie ta historia o tym, jak Scar zlała Malfoy'a. Lubię ją ;)
OdpowiedzUsuńNO właśnie. I dobrze pamiętam, że planujesz nie uśmiercać Syriusza, prawda? To byłoby straszne, gdybyś odebrała go Scarlett.
Dziękuję ci bardzo :* Także myślę, że tak piosenka jest piękna i sądzę, że pasuje do Syriusza i Scarlett. No powinien powinien, a Scarlett i tak starała się trzymać nerwy na wodzy, ale jej się nie udało :P Scarlett jeszcze nie raz nas zaskoczy. A zwłaszcza jej przeszłość. Nie mówię, że to będą jakieś mroczne sekrety. Haha. Co to to nie. No nie wiem nie wiem, kochana... Pomęczę was trochę tę niewiedzą! Ja mam już wszystko zaplanowane, lecz ta sprawa będzie zagdaką nie tylko dla mnie, ale i głównych bohaterów. Pozdrawiam :*
UsuńRozdział był kochany :) A ta piosenka jest niesamowita.
OdpowiedzUsuńRozbawiła mnie akcja z Mundugusem. Nie bij :D Nie wiedzieć czemu, przypomniał mi się mój z podstawówki :D
Uwielbiam kłótnie Rona i Hermiony o tę całą W.E.S.Z. Ona wie swoje, a on swoje.
Naprawdę nie planujesz uśmiercać Syriusza? Jeeej ;*
I rzeczywiście szablon śliczny. Elfaba, potrafi stworzyć prawdziwe cuda.
Dziękuję :) Czyli, że wyszło tak jak chciałam. Wiem, ze piosenka jest boska :P Słucham cały czas w orginale lub wykonaniu Pucka i Rachel. Ja też uwielbiam! I kocham Ronmione. Bo czyż oni się wspaniale nie dopełniają? Ojejej... Następna osoba, która ma nadzieję... Co ja teraz zrobię... Żartuję :P Nie martw się. Cała sprawa będzie zagadką i dla mnie i dla głównych bohaterów :P Tak, tak. Elfaba ma talent, a jako, ze ja, wielka fanka szablonów onetowskich trafiłam na taki blog , jaki prowadzi Elfaba. zamówiłam szablon i byłam tą szczęściarą :P
UsuńStrasznie mi się podobało:) czekam na kolejny rozdział:)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :* Ja też :P Nie no żart, ale lubię wstawiać nowe notki :)
UsuńAch...Piękny rozdział. Zazdroszczę^^ Najbardziej podobał mi się moment gdy Scar i Syriusz razem śpiewali, to takie romantyczne:* Nie dziwię się że Scarlett tak bardzo zdenerwowała się na Munga, to kretyn:) Tak, rozdział za wiele nie wnosi, ale jest świetny. Od dziś mój ulubiony. A ten pocałunek... Brak mi słów:)
OdpowiedzUsuńCzy mnie wzrok nie myli?! Syriusz nie umrze? Jupi!!! *taniec radości*
Masz rację szablon śliczny;)
PS. Pisz szybko, czekam z niecierpliwością na powiadomienie o nowym rozdziale:)
Dziękuję :* Wiem! Hahaha. Mnie też ten moment się najbardziej podobał i starałam się by był romantyczny. Och, dzięki :* Nie sądziłam, że komuś tak się ten rozdział spodoba :) Och o pocałunku będzie o wiele więcej w nn :) Ojejeje... Nastęona osoba myśli, że Syriusz nie umrze. Bez obaw, zmartwychwstanie :D Nie to żart, ale ta cała sprawa pozostanie zagdaką i dla mnie i dla głównych bohaterów. Może nie do końca nieodgadnioną zagadką, ale zagadką.
UsuńAch ty tajemnicza dziewczyno:) Jak możesz trzymać mnie w takiej niepewności, przecież ja zawału dostanę!!! :DD
UsuńŻebyś ty wiedziała jak bardzo mi się spodobał, przeczytałam go chyba z pięć razy... No dobra przyznaję się- siedem:) Wiem, dziwna jestem:) Ale jak coś mi się spodoba to nie przepuszczę:)
Pozdrawiam:)
Uwielbiam tę piosenkę w wykonaniu Rachel i Pucka [dobrze, że to nie Fin ją zaśpiewał, bo by nie była tak fajna ;) ]. I jak teraz zaśpiewali ją Scar i Syriusz, to aż się rozczuliłam. Jedna z najlepszych scen w tym rozdziale, szczególnie z tym wyznaniem na końcu.
OdpowiedzUsuńKłótnia Rona i Hermiony świetna ;) Uwielbiam ich przekomarzanki, szczególnie, że nawet nie zwrócili uwagi, że wszystkiemu przysłuchuje się Dumbledore. Chociaż co do Stworka, to bardziej jestem za Syriuszem, który z chęcią by się go pozbył niż rozczulaniem się Hermiony nad jej wszą.
O, jak teraz pojawi się Harry w Kwaterze Głównej, to pewnie będzie chciał wrzucić swoje trzy grosze w związek jego rodziców chrzestnych ;)
Do tego rozdziału wkradło się kilka błędów, widziałam, że niektóre już poprawiłaś, ale zostało jeszcze:
Wzięłam do ręki swojego długiego warkoczy, który zapleciony był na wysokiej kitce i zawiązałam go na palcu.
Przecież niecodziennie atakuje cię jakiś mężczyzna torturując, tak, ze zemdlejesz, niecodziennie spotykasz się w snach z przyjaciółmi (tak, powiedziałam o tym Łapie) i niecodziennie dowiadujesz się, że twojego ukochanego chrześniaka zaatakowali dementorzy, a ten musiał użyć zaklęcia i grozi mu wyrzucenie z Hogwartu.
Chciałam jak najszybciej załatwić tą sprawę. - tę
Może coś znajdziemy – pisnęła po czym obydwoje opuścili kuchnie. - kuchnię
Chyba dopiero teraz zdali sobię sprawę, że ich kłótni przysłuchuje się cały Zakon. - sobie
Problem w tym, że ministerstwo nie chcę uwierzyć w to, że dementorzy tak po prostu pojawili się w Little Whining. - chce
Przez czternaście lat, nie byłoby dnia, w którym był o tobie nie myślał. - bym o tobie nie myslał
- Nie było takiego dnia… -zaczęłam lecz Syriusz popatrzył na mnie znaczącą. - znacząco
Pozdrawiam serdecznie :)
Zapomniałam dodać (ach ta moja skleroza), że takie rozdziały nie wnoszące dużo do głównej fabuły też są potrzebne. Szczególnie jak tak ślicznie urozmaicają całość :)
UsuńJa też uwielbiam!!! W ogóle kocham piosenki Glee, a jak moja ciocia chciała przesłać sobie pisenki z telefonu to cały czas był: Glee, glee.... i tak od góry do dołu :P Dziękuję :* Bardzo sie cieszę, że ci się podobała bo mi także wydaje się najlepszą w tym rozdziale. A Scarlett miałą zareagować troche ostrzej co do Dunga, lecz trochę to zmieniłam. Ja też jestem bardziej za Syriuszem, lecz Scar to raczej za Hermioną. Och, Harry... Tak, on będzie z całych sił pragnął by byli razem. A kiedy będą? Trudno mi powiedzieć. Napewno nie będzie to pod koniec piątej części, ale wcześniej. Dziękuję ci bardzo, za pokazania błędów :** Pozdrawiam :*
UsuńWeź mnie zabij, zapomniałam. W tym całym moim małym rozgardiaszu, w ogóle nie pamiętałam, że miałam skomentować rozdział. Wybacz mi to niewielkie zapomnienie.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo zaskoczona dedykacją :)Nie spodziewałam się, że ten rozdział mi zadedykujesz, choć właściwie to się nie znamy, oprócz kilkunastu wiadomości e-mail, z których wyciągałyśmy wnioski.
No, ale przejdę do rozdziału. Bardzo, bardzo, bardzo mi się podobał i to nie ulega żadnym wątpliwością. Każda twoja notka mi się podoba. Twój blog jest, naprawdę świetny. Nie dziwię się Scarlett, że się zdenerwowała, co jest lekko powiedziane. Ja na jej miejscu, chyba, bym udusiła Fletchera, a jego zwłoki gdzieś zakopała. Jak on mógł zostawić Pottera bez ochrony i zajmować się sprawą jakiś durnych kociołków, uważając jeszcze, że to była świetna okazja, nie licząc się z tym, że Potterowi mogło się coś stać. Scarlett zachowała się jak prawdziwa matka, które stara się chronić swoje dziecko, a wiadomo, że jak dziecko jest w zagrożeniu, to matki stają się agresywne.
Podobała mi się tak piosenka, którą śpiewał Syriusz&Scarlett, co według mnie wprowadziło nutkę romantyzmu do rozdziału. Tak się składa, że uwielbiam tę piosenkę i znam ten zespół. Notka jest świetna. Gratuluję i czekam na kolejną :**
Ech nie ma co wybaczać. Ja też czasem zapominam i dopiero później mi się przypomina. Szczerze? Ja też nie spodziewałam się, że ten rozdział będzie z dedykacją. Po prostu czułąm, że chce to tobie zadedykwać mimi iż wymieniłyśmy kilka e-mailów, to czułam się zaszczycona,że powiedziałaś mi o tym co powiedziałać. Dziękuję ci bardzo :* Scarlett czuje się jak prawdziwa matka Harry'ego choć doskonale zdaje sobie sprawę, że jest nią Lily i zawsze będzie, ale Scarlett była gotowa iść do piękła by bronić Harry'ego i kochała go jak syna. Mnie też się podoba ^^ Dziękuję :*
UsuńOd pewnego czasu śledzę tego bloga i jestem nim wręcz zachwycona. Bezbłędnie oddajesz emocje towarzyszące Scarlett w różnych sytuacjach,scenach. Bardzo podobał mi się fragment kiedy Mundungus ze strachu zasłonił oczy wołając "nie bij". Totalnie mnie rozwalił. Ten...łagodnie mówiąc...kretyn,zasługiwał na wylądowanie,w drewnianym opakowaniu 500 metrów pod ziemią i przysypanie kilkoma tonami piachu. Dziwi mnie także jedna rzecz: co za imbecyl wysłał Dunga do pilnowania Harry'ego,doskonale zdając sobie sprawę,z tego,że on nie jest godny zaufania (Fletcher)?!. Naraził chłopaka,na śmierć i możliwość wydalenia z Hogwartu! Część w której Łapa (zdecydowanie moja ulubiona postać HP) śpiewał tę piosenkę wraz z ukochaną,była tak romantyczna i wzruszająca,że czytałam ją kilkanaście razy. Eh...dwa słowa: życzę weny.
OdpowiedzUsuńUdało mi się złapać jakąś włoską sieć, więc komentuję. Rozdział nie trzymał aż tak w napięciu jak poprzedni, ale i tak przyjemnie się go czytało. Najbardziej podobała mi się chyba scena z Hermioną no i oczywiście nie mogło zabraknąć wszy ;P Pomysł z piosenką także bardzo ciekawy. Zastanawiam się czy "stabilna emocjonalnie" Scar usiedzi spokojnie na rozprawie :D Czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Bardzo dziękuję, droga Kosiu, za komentarz na moim blogu, który był nie tylko bardzo miły, ale też równie pomocny i mobilizujący do dalszego pisania. Ciesze się, że przeczytałaś całe opowiadanie, co przy takiej liczbie rozdziałów jest nie lada osiągnięciem;)
OdpowiedzUsuńCzęść właściwą komentarza zacznę od tego, że Twojego bloga widziałam w Internecie już wcześniej, wtedy gdy jeszcze istniał na Onecie, a ja miałam którychś z słodkich weekendów. Nawet zamierzałam go przeczytać w wolnej chwili, która się niestety nie powtórzyła.
Bardzo podoba mi się sama koncepcja twojego opowiadania, które samo w sobie jest oryginalne. Ogólnie większość fanficków potterowskich kręci się wokół Lily i Jamesa, których tak a propos uwielbiam i Dramione.
Bardzo wzruszyła mnie sprawa z patronusem Scarlett. To urocze, że z takiej małej rzeczy zrobiłaś wątek i nie zapomniałaś o tym, co czyni większość bloggerów. Ja czytając o tym nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu, bo w prosty sposób ukazałaś miłość i przywiązanie Scarlett. Teraz chyba nikt nie pamięta o tym geście miłości i przywiązania.
Zdziwiło mnie, że Remus mimo wszystko nic nie wiedział o powrocie Scarlett. Rozumiem, że to miało na celu wzmocnienie efektu na psychikę Syriusza w chwili, gdy ujrzał młodzieńczą miłość, ale nie wydaje mi się, aby taką rzecz udało się utrzymać w tajemnicy. W końcu Harry był osobą publiczną, często pisano o nim w gazetach i wspominano w nich o Scarlett, a przecież zarówno Lupin jak i Black zapewne czytali prasę. Poza tym plotki - czy mieszkali oni na pustkowiu, gdzie nikt nie śmiał im powiedzieć o powrocie Johnson? Pewnie pomyślisz, że się czepiam czy coś, ale skoro już o tym pomyślałam to nie daruję sobie napisania tego.
Kolejna sprawa to stosunek Knota to Scarlett. Rozumiem, że jej ojciec był zapewne świetnym aurorem podobnie jak Charlus Potter, aczkolwiek... Wydaje mi się nieco dziwne, aby Scarlett pomimo całej gamy swych zalet byłą tak szanowaną aurorką - w końcu przez wiele lat nie pracowała w zawodzie, a mimo wszystko pamięć o osiągnięciach jej ojca przygasła, więc pozostaje pytanie dlaczego Knot miałby błagać?
Zastanawiają mnie rodzice Scarlett, którzy w tym wszystkim tak naprawdę nie odkrywają żadnej roli. W pewnym momencie byłam naprawdę pewna, że oni też włączą się w walkę, zaczną aktywnie działać w Zakonie Feniksa, a tu na razie nic. Trochę to dziwne, bo w końcu Robert Johson powinien nadal być pełnym życia człowiekiem, który chce walczyć, ba, powinien łaknąć krwi zwolenników Voldemorta za wszystkich Potterów i pewnie resztę swoich przyjaciół, którzy zginęli w pierwszej wojnie. Na razie niestety nie widać w nim znakomitego aurora na co najmniej miarę Szalonookiego. Zresztą ich wyjazd na wakacje był... Co najmniej niestosowny. Wiem, że pewnie martwili się o córkę, słali listy i w ogóle, ale... Jaki procent rodziców by się tak zachował? Ich córka, podkreślam ich jedyna córka była nieprzytomna, a oni pojechali świętować? To trochę dziwne podobnie jak ich brak przynależności do Zakonu Feniksa - nie wydaje mi się, aby delikatna perswazja Scarlett do odstąpienia od tego pomysłu powinna ich przekonać, a słowa, że już swoje zrobili brzmią co najmniej dziwnie. W Zakonie aż roiło się od starszych i doświadczonych czarodziei i czarownic, dobrze pamiętających pierwszą wojnę. Cóż, może ich zachowanie jeszcze się zmieni.
UsuńDziwi mnie jeszcze zachowanie dwóch osób - Dumbledore'a i Harry'ego. Star, poczciwy dyrektorek pojawia się rzadko, ale robi coś, co mnie zaskoczyło. Pewnie wyjdę na nieuprzejmą i niewychowaną jędzę, ale trudno mi jest sobie wyobrazić jego w takiej sytuacji, aczkolwiek to pewnie tylko moje osobiste odczucie. po prostu nie wydaje mi się, aby kto jak kto, ale on musiał prosić ludzi o stawienie się na spotkaniu. A Harry? Harry.... Jest niewątpliwie cudownym synem chrzestnym dla Scarlett, może dobrym podopiecznym dla jej rodziców, ale coś więcej? Nie wykazuje chęci naprawiania świata, nie krzyczy, nie prosi o spotkanie z przyjaciółmi i... ogólnie niewiele jest mu do szczęścia potrzebne. Nie chce nawet zbytnio wiedzieć, co się dzieje i zdaje się na Scarlett. Rozumiem, że ufa jej, ale chyba powinien za przeproszeniem mieć swój rozum! Chcieć wiedzieć, co się dzieje, walczyć. Rozumiem, że w założeniu miał być chyba typowym nastolatkiem, który kurczowo chwyta się ostatnich podmuchów dzieciństwa. Jednak obecnie nie ma w nim ani krzty wybrańca, który ma uratować świat. Ogólnie w ogóle nie okazuje emocji i nie posiada humoru, który wiecznie jest dobry, biernie godzi się na wszystko.
Stworzyłaś piękną historię miłości Scarlett i Syriusza; dwóch osób, które przez okoliczności, świat, ludzi i wszystko inne nie mogą być razem. Nie, czekaj, nie mogli, bo w zasadzie teraz powinni móc zagarnąć chociaż odrobinę nieba i mam nadzieję, że im to się uda. Obydwoje pasują do siebie, a ich charaktery tworzą razem harmonijną całość. Mam nadzieję, że przygotowałaś dla nich jakiś happy end, bo nie wyobrażam sobie innego zakończenia, zresztą jestem wielbicielką "i żyli długo i szczęśliwie." Ogólnie należy im się coś od życia za tyle lat rozłąki i wszystkie przeszkody utrudniające wspólne życie.
OdpowiedzUsuńZauroczył mnie już twój prolog, gdzie świetnie opisałaś dwa najsilniejsze uczucia, jednocześnie stawiając je obok siebie i pokazując, że nienawiść może się zrodzić nagle tak jak to się stało w przypadku Scarlett. Nagle szczęście pryska niczym bańka mydlana, a los przejmuje stery naszego życia.
Spodobała mi się lekkość z jaką konstruujesz fabułę. Wszystko toczy się równym rytmem, aby w kulminacyjnym momencie nagle zwalić z nóg osłupiałego czytelnika.
Zaskoczyła mnie sprawa z porwaniem. Niewątpliwie posiadasz niekonwencjonalne pomysły i nie boisz się ich wykorzystywać.
Czytając Twoje opowiadanie mam wrażenie, że posiadasz ogrom pomysłów również na czasy Huncwotów, za młodości Scarlett i Syriusza. Nie myślałaś, aby jakoś to wykorzystać? Wprowadzić od czasu do czasu retrospekcje albo zamieszczać je niemal zawsze na początku rozdziału? Wydaje mi się, że byłoby to dobrym pomysłem, bo opowiadane przez bohaterów żarty, czy wspomnienia niekiedy mają mniejszy efekt.
Zauważyłam, że niekiedy gubisz przecinki przed zwrotem do adresata i często brakuje ich przed imiesłowami przysłówkowymi współczesnymi, aczkolwiek interpunkcja to już sprawa drugorzędna i chyba największa zmora każdego bloggera;)
Z góry przepraszam, jeśli moja opinia w jakimś stopniu Cię uraziła. Poza tym mam nadzieję, że nie zrażą Cię błędy zawarte w tym komentarzu, jeśli jakieś zauważysz, bo nie chciałam nic pominąć. Mam też nadzieję, ze nie usnęłaś w połowie moich wywodów;)
Nie wiem, czy wiesz, ale zyskałaś we mnie nową czytelniczkę;)
Pozdrawiam.
[muniette.blogspot.com]
P.S. Przepraszam, że w trzech częściach.
Dziękuję ci bardzo za twoją opinię :* Widzisz co do Harry'ego to on tak naprawdę w środku rwie się do walki i jest wściekły na Scarlett, że nie chce się dzielić z nim wiadomościami o świecie magii, lecz on jest jej bardzo wdzięczny za to, że wyrwała go od Dursley'ów, opiekuje się nim i daje mu wszystko, że nie chciałby by przez niego było jej smutno lub by sprawiał jakieś problemy. Co do rodziców Scarlett to kurdę, nie myślałam, że czytelnicy naprawdę uwierzą, że Jonsonowie tak po prostu dali sobie spokój i nie zareagują na wieść, że ich ukochana córka była pogruchotana. Wszystko rozwinie się i wyjaśni w nast. rozdziałach. A i to prawda, że Harry był publiczną osobą, ale o Scarlett wprost proko nie pisał. Była aurorką i pracowąła w Ministerstwie i chcąc nie chcą wiedziała co gazety piszą i absolutnie nie chciała by Remus i Syriusz dowiedzieli się o jej powrocie z gazet. Była o niej tylko jedna w zmianka, ale jako o "opiekunce Harry'ego Pottera", która zamieszkała w Hogwarcie by wspierać swojego podopiecznego, a Remus i Syriusz pragnęli by to właśnie była Scarlett, ale ona przepadła na tyle lat i myśleli, że jest to jakaś kuzynka Lily. I tak wiem o czasach Huncwotów, Lily i Scarlett bardzo dużo, ponieważ piszę opowiadanie :D Lecz nie publikuje go w internecie i jeszcze nie wiem czy ma to być prequel tego bloga czy troszkę inna historia, ale z tymi smaymi szkolnymi wydarzeniami. A co do Knota to on pamięta czasy Charlusa i Roberta, którzy byli naprawdę bardzo dobrymi aurorami co sie niedługo okaże i nie chodzi tu tylko o to, że ona jets ich rodziną tylko dlatego, że sama jest bardzo dobrą aurorką która mimo, że w Ministerstwie trochę jej nie było gdy Harry była na czwartym roku, ale nie całe dziesięc miesięcy i naprawdę bardzo dobrze wykonywała swoje misje, a Knot wcale nie błagał ją na kolanach, to taka przenośnia, że był gotowy to zrobić w najgorszym przypadku :D No, a Syriusz przecież nie mieszkał na pustkowi, ale nie utrzymywał z nikim kontaktu. W końcu był uwarzany za mordercę, a Remus to przecież skryty człowiek. Bał się, że ktoś może dowiedzieć się o jego chorobie i raczej też nie utrzymywał z nikim bliższych kontaktów , a plotki słyszał, lecz nie mówiące równoznacznie, że to Scarlett Jonson jest opiekunką Harry'ego. Ech... Interpunkca ;/ Tak moja zmora. Staram się jakoś poprawić, mam nadzieję, że mi się uda. Jeszcze raz dziękuję ci bardzo :* Wszystko przeczytałam i twoje słowa absolutnie mnie nie obraziły. Wręcz przeciwnie. Zmotywowały do dalszego, lepszego pisania i wpadły mi do głowy, podczas czytania komentarza, a raczej komentarzów, nowe pomysły. Dziękuję, kochana :*
UsuńHej, wpadłam tutaj właściwie przypadkowo, zainteresowana Twoim adresem i powiem Ci, że rozdział wywarł na mnie duże wrażenie.
OdpowiedzUsuńFajnie jest tak czytać o wydarzeniach przed przybyciem członków Zakonu po Harry‘ego zupełnie z innego punktu widzenia.
Nie wiem czemu, ale ucieszyło mnie pojawienie się w notce Stworka. Zawsze się uśmiecham czytając jego gadki o szlamach itd. choć wiem, że są obraźliwe i niegrzeczne.
Mundungus również mnie zirytował - cóż za nieodpowiedzialny człowiek!
Do samer Scarlett będę musiała przywyc. Przywyklam do Syriusza z opowiadań o Huncwotach, gdzie zazwyczaj tracił ukochaną zamordowaną przez Voldemorta czy jego wysłanników, ale wydaje mi się bardzo ciekawą postacią, imponuje mi jej odwaga i oddanie, a także siła uczucia, którym obdarza Syriusza.
No, to chyba tyle, co miałam do napisania.
Pozdrawiam ;)
[siostra-harryego-pottera.blogspot.com]
Hej,
OdpowiedzUsuńwiem, jestem zUa, przebrzydła, okropna i tym podobne. Wiem, że miałam u Ciebie zaległości, ale już nadrobiłam. Może zanim przejdę do komentarza tej notki, napiszę dwie rzeczy, które nie podobały mi się w poprzednich rozdziałach:
Po pierwsze, nie uważam, aby Zakon znał imię osoby, która wysłuchała przepowiednię. Może się mylę, ale Albus Dumbledore wolałby zostawić tę informację dla siebie, w końcu fakt, iż Severus był szpiegiem został owiany wielką tajemnicą. Wtedy np. w siódmej częście nauczyciele Hogwartu inaczej podchodziliby do Snape'a, a tak od początku myśleli, że jest zdrajcą i mordercą poprzedniego dyrektora.
Po drugie, Septusempra była raczej prywatną tajemnicą Severusa. Porywacz Scar nie powinien jej znać, takie moje zdanie.
Może i ten rozdział nie wnosił wiele do fabuły, ale był bardzo przyjemny. Scar walcząca o Harry'ego jak lwica o młode - bardzo adekwatne porównanie, ona rzeczywiście się tak zachowuje. I nie dziwię się jej, skoro traktuje Harry'ego jak syna. Fajnie, że chłopak ma takie szczęście. W końcu nawet w tych czasach czuł się dość samotny, a teraz ma Scar ^^
Jeny, jak mnie ta matka Syriusza już denerwuje ; (
O, jesteś w Hiszpani? To życzę udanego wyjazdu i przyjemnego odpoczynku ;D Wracaj do nas pełna weny! ^^
Całuję,
Leszczyna
PS Jeszcze raz przepraszam ; (
Boże, jak jak kocham tę piosenkę *_* Sama gram na gitarze, również "Need you now", ale do oryginału mi daleko :)
OdpowiedzUsuńRon i Hermiona byli tacy jak w książce. Aż się uśmiechnęłam. Od początku nie lubiłam Mundungusa. No i jak on mógł zostawić Harry'ego?
Chciałam dodać, że opowiadanie bardzo mi się podoba :)
Pozdrawiam,
Lacrett
harry-hermiona.blogspot.com
Dziękuję za miłe słowa. Co prawda muszę trochę zmienić koncepcję bloga ale to i tak zawsze miło, że komuś się podoba to znaczy, że jednak trochę umiem pisać. : )) Mam nadzieję, że do jutra zbiorę się w sobie i przeczytam twojego bloga. Czytałam wcześniejszy rozdział i bardzo mi się spodobał ale nie miałam czasu przeczytać więcej.
OdpowiedzUsuńJak było w Hiszpanii? Mam nadzieję, że dobrze oraz z niecierpliwością czekam na nowy rozdział;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
Hej. Własnie trafiłam na Twojego bloga i przeczytałam go w całości. Piszesz naprawdę świetnie. Widać tę miłość ze strony głównej bohaterki w stosunku do Łapy i Harry'ego. Zgadzam się jednak z osobą (Muniette vel Psyche,bodajże): rodzice Scarlett nie powinni wyjeżdżać gdy ona leżała w ciężkim stanie. Jednak i tak to opowiadanie zaliczam do jednych z moich ulubionych. Oczywiście dodaję do linków i obserwuję :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jennifer Riddle xD
[huncwoci-i-lily-evans.blogspot.com]
Właśnie skończyłam czytać wszystkie rozdziały i muszę przyznać, że jesteś niesamowita. To opowiadanie jest piękne i wiedz, że masz talent. Zawsze lubiłam Syriusza, a teraz również lubię Scar. Stworzyłaś coś nowego. Rozdział jest świetny i bardzo podobał mi się motyw z piosenką. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Dodaję do obserwowanych i do linków.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i całuję : *
zatruty-raj.blogspot.com
Obecna!
OdpowiedzUsuńprzeczytałam dwie zaległe notki i jestem nimi zachwycona. W tym 13 rozdziale było tyle bólu i cierpienia, że zachodziłam w głowę, kiedy to się skończy. Jednak cieszę się, że jednak jej nie zabił, a Scarlet wyszła z tego cało. Bardzo podobało mi się, że śniła o Jamesie i Lily. Ach, ten głupi Dung! Przez niego teraz Harry ma kłopoty, ale na pewno szybko się wyjaśni:) A scenka Scarlet i Syriusza jak śpiewają wręcz wzruszające i pełe miłości:) Ach, i było buzi:) Ach, supcio^^
Życzę wenki:)
Całuję:*